Tak
się zapowiadała środowa wycieczka, której trasa przebiegała w okolicach znanych
sprzed tygodnia.
Widocznie
jednak nie tylko do tej samej rzeki, ale i do tego samego lasu nie da się wejść
dwa razy. Minął tydzień, a las jakby nie ten, choć podobny.
na leśnej drodze
Tym razem zaczęliśmy wędrówkę w Przysusze. Żeby się jednak nie powtarzać, do Lasów Przysuskich weszliśmy od strony Kozłowca.
pożegnanie Przysuchy - można zabrać coś na drogę
W lesie za Kozłowcem panów fascynował niezmiernie wysoki maszt telekomunikacyjny. Fakt – duża rzecz.
Robi wrażenie.
maszt przekaźnika za Kozłowcem
Oprócz
niego można było zauważyć w lesie i inne ciekawe obiekty. Choćby taka niewielka
wychodnia skalna przy drodze za wsią – małe to, ale niebrzydkie. A w pobliżu stary sad – uschnięte drzewa
wyglądają niesamowicie. I nawet owoców żadnych tam nie uświadczysz. Ciarki
człowieka po plecach przechodzą, taka tam panuje atmosfera baśniowa (i to nie z bajeczek o miłych istotkach).
droga jak w wąwozie
w starym sadzie
Żeby
tylko te ciarki! Ale pogoda taka się nam trafiła, że coś okropnego. Na trasie
nie wypadało narzekać, ale teraz powiem – wiało okropnie. I zimne to wietrzysko
było nie do wytrzymania. A tu człowiek jeszcze na letnio – bez czapki. Jednym
słowem, słabo. Na szczęście wyszło słońce i jakoś dzięki jego obecności dało
się ten wiatr wytrzymać.
Warto
było, bo las coraz ładniejszy. Dziś już zajrzała do niego jesień i podmalowała
niektóre drzewa delikatnie. Dzięki temu drzewa zyskały nowy wygląd i wydawało
się, że wcale nie idziemy tą samą drogą, co tydzień temu.
rozłożysty dąb przy leśnej drodze
paśnik jeszcze pusty
pierwsze jesienne barwy jeszcze na tle zieleni
prawdziwe prawdziwki
Nie
róbmy wielkiego problemu z tego powtórzenia kawałka drogi, bo raptem
zdublowaliśmy marne 4 kilometry poprzedniej trasy. Doszliśmy w pobliże wsi
Kurzacze i tu skręciliśmy na południowy zachód, żeby dojść do Kupimierza.
rozdroże (w prawo - Kurzacze, w lewo - Kupimierz)
Im
bliżej wsi, tym więcej głazów narzutowych spotykaliśmy w lesie, a potem wśród
pól. Nie były jakoś specjalnie wielkie, ale dużo ich było, to warto odnotować
ten fakt.
głazy narzutowe na trasie
droga na wschód od Kupimierza
We
wsi Janka zafascynowały stare domy. Mnie też się podobały, ale akurat byłam
zajęta telefonowaniem, więc nie robiłam zdjęć. Takie czasy – dawniej najwyżej z budki telefonicznej
można było na trasie zadzwonić, a teraz …
stare zabudowania w Kupimierzu
Nieco
później natrafiliśmy na skraju wsi na ciekawą murowaną kapliczkę, a dalej
niewielki staw.
kapliczka na skraju wsi
oryginalne okno
staw za wsią
Na
sam koniec zostawiliśmy sobie główny cel wyprawy – to dworek Korytków.
Wypatrzyliśmy go z okna jadąc tydzień temu busem do Kamiennej Woli.
Dziewiętnastowieczny
dwór, niegdysiejsza własność dziedzica Celińskiego, znajduje się w niewielkiej
odległości od szosy, ale to mu w niczym nie
przeszkadza, bo jest otoczony pięknym parkiem z dorodnymi wiekowymi lipami. Jest
tam też stary sad. Do dworku, w którym teraz mieści się hotel i restauracja, prowadzi
piękna aleja lipowa. Sam dwór został pieczołowicie wyremontowany, dobudowano też
do niego nową część. Zajrzeliśmy tylko do restauracji, która bardzo mi się
spodobała (ciekawe drewniane sufity), a i zapach w niej apetyczny się roznosił.
aleja lipowa prowadząca do dworku w Korytkowie
fasada części hotelowej
dworek od strony południowej (taras restauracji)
wnętrze restauracji
kącik wypoczynkowy
drewniane domki gościnne w parku
drzewa w podworskim parku
Szef
planował dalszy spacer do Gowarczowa, ale chyba i jemu wiatr dał się we znaki,
bo ochoczo przystał na skrócenie trasy i zakończenie jej na przystanku w Korytkowie. A i bus podjechał
szybko; elegancki był, duży. Toż głupio by było nie skorzystać z takiej okazji.
Nikt chyba nie żałuje, że zamiast planowanych dwudziestu przeszliśmy jedynie
18,1 kilometra.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
No,proszę... w takim Korytkowie...
OdpowiedzUsuńWłaśnie. A ja jeszcze tydzień temu nawet nie wiedziałam, że jest taka miejscowość, że nie wspomnę o dworku. Tak to nas życie zaskakuje.
UsuńI dlatego zawsze warto wyglądać przez okno, jak się jedzie busem. Niestety, wszyscy wiedza, że ja najczęściej całą podróż przesypiam.