czwartek, 25 stycznia 2018

Antoni syn Antoniego

To rodzinna tradycja, o której mi opowiedział wnuk Antoniego – Witold. Najstarszy syn otrzymywał to imię, a potem zostawał właścicielem młyna. Gdzie?
Już ruszamy w drogę, jak dotrzemy na miejsce, opowiem więcej.
Wysiadamy w Pawłowie. Poranne słońce przebija się przez chmury – może będzie ładny dzień.   

mazowiecki świt

niby tak płasko na tym Mazowszu, a jednak nie zawsze 

Na skraju wsi po raz nie wiadomo który podziwiamy studnię – cud techniki. 

i tylko wiadra brak
 
Teraz już każdy, kto tu bywa, wie, że to studnia w Krawarze. 
Ruszamy w stronę lasu. I w stronę rzeki. To, jak powiada mapa, Szabasówka. Ta płynie z okolic Chlewisk. Ale od strony Jastrzębia też płynie Szabasówka. Która z nich jest właściwa? Tyle sprzecznych informacji znalazłam, że nie podejmuję się rozwikłać tej kwestii. Na potrzeby naszej wycieczki ustalamy – idziemy w stronę Szabasówki.
I wreszcie jest! Siedlisko młyńskie w Krawarze. Tu Antoni Zajączkowski miał młyn od roku 1894 i przekazywał go kolejnemu Antoniemu. Ojciec pana Witolda, wiceprezesa skarżyskiego oddziału PTTK, nie był najstarszym synem Antoniego, więc młyna nie odziedziczył. Ale Witek, przedwojenne dziecko, jak sam mówi, spędzał sporo czasu u dziadka we młynie. W ciężkim wojennym okresie młynarz, który potajemnie nocami mełł mąkę, mógł odżywić wnuki, sporo ich więc tam  bywało.

 rozlewisko w okolicy dawnego młyna w Krawarze 

O powojenny los młyna nie wypytywałam – sami widzicie, jak się sprawa ma.  Jeszcze kilka lat temu widzieliśmy koło młyńskie, a teraz i jego brak.

tak było 10 lat temu
 
Rodzina jest mocno związana z miejscem. Jeden z Zajączkowskich przywiózł solidny kamień, który ustawiono na miejscu siedliska. Pan Witold zadbał o wyszlifowanie na nim stosownego napisu ku pamięci przyszłych pokoleń. Jako przewodnik pokazuje to miejsce skarżyskim turystom. Ja sama pierwszy raz trafiłam tu wiele lat temu podczas prowadzonej przez niego wycieczki.

kamień przed laty 


i obecnie
 
A rodzina spotyka się w Krawarze raz w roku latem. Na zjeździe, z którego są szczególnie dumni, było 600 osób!
Z Krawary mamy zamiar ruszyć na północ. Trzeba tylko znaleźć mostek przez rzekę. Obchodzimy całe rozlewisko – pozostałość po młynie. I nic. Nie przedrzemy się na północ.


Szabasówka - tu jej nie przekroczymy
 
Szef decyduje się szybko zmienić plany i ruszamy porządną drogą na południe. 

w stronę Marywilu 
 
Tym sposobem docieramy znów nad rzekę, którą łatwo przekroczyć po solidnej kładce. Trzeba przyznać, że jest na tym odcinku naprawdę malownicza. Taka prawdziwa, nieuregulowana.

 jest tu co?

chyba tak

Szabasówka w Marywilu 

No i mamy spotkanie z kolejnym młynem. Może wyda się to dziwne, ale pierwszy raz tu jesteśmy. Gdyby nie informacja od parlando nawet by mi do głowy nie przyszło, że jest tam taki porządny młyn. Nie wiedzieć czemu, mapa go nie pokazuje.
Szkoda tylko, że słońce już się dawno schowało, bo ruiny tego młyna robią duże wrażenie, a w słońcu ładniej by wyglądały. 


ruiny młyna w Marywilu 
 
No i mają kilka abstrakcyjnych obrazków do zaoferowania. 




Nigdzie nie trafiłam na informacje o jego historii. Jest tylko tablica z informacją o spotkaniu z czasów wojny. 


Z Marywilu ruszamy na północny wschód w stronę szosy. Nie lubimy włóczyć się szosami, więc zgodnie z sugestią mapy przenosimy się na ładną polną drogę na północ. Śniegu na niej niewiele, dobrze się idzie. Nawet górkę niedużą spotykamy po drodze – to wzgórze o wysokości 207 metrów. Jak na Mazowsze – sporo.

okolice Marywilu w czerni i bieli

sarenki wyskoczyły zza drzew 

a my polną drogą do ...  
 
Na tej drodze rozstaję się na krótko z czytelnikami. Ciąg dalszy opisu wycieczki plus mapa trasy w kolejnej relacji. 

PS Jeśli macie ochotę na wycieczkę do Krawary, zaglądajcie na stronę  skarżyskiego PTTK (tu link), na pewno traficie w jakimś miesiącu na zapowiedź takiej wyprawy i możecie się do niej przyłączyć.

Zdjęcia – Edek, Janek, Janusz i ja

8 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że tylko tutaj można zapoznać się takimi ciekawostkami jak np. ta o rodzinie Zajączkowskich.
    Jak zwykle nie zawiodłem się też na zdjęciach, zwłaszcza tych historycznych, z kołem i kamieniem, jeszcze bez inskrypcji.

    Miejsce ma swój urok i zapada w pamięć. Jaki tam spokój!

    Mostka też szukałem, chyba nawet go widziałem... Tylko na mapie;)

    A z Szabasówką niezłe jaja, ale chyba znalazłem wyjaśnienie
    na tej mapie
    https://cms-files.idcom-web.pl/sites/951/cms/szablony/23818/zdjecia/orign/powiat_szydlowiecki_50k_utm.jpg
    jest oznaczona jako Szabasówka lewa, a ta płynąca w okolicy Jastrzębia to Szabasówka prawa. Później się zbiegają między wsiami Zabrowie i Ciepła.

    Kiedyś przypadkowo trafiłem na relację ze spływu kajakiem rzeką Jabłonicą, która też płynie na tych terenach, więc sprawdziłem, czy czasem panowie nie wypróbowali także Szabasówki:)
    http://www.wodniacy.net/viewtopic.php?f=10&t=227 (zdjęcia wygasły w pierwszym poście, ale w komentarzach inni linkują do swoich albumów). Sam się zdziwiłem jak mnie wciągnęły te relacje, jak również nieoczywisty wybór rzeki do takiego sportu:)

    Młyna w Marywilu też nie miałem na mapie, więc się zdziwiłem swego czasu, jak na niego trafiłem przypadkowo. Czasami tak bywa z tymi mapami:) Na tej zalinkowanej wyżej młyn już jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o ścisłość, mamy zdjęcie mostka z czasów tak zwanych dawnych. Był. Chodziliśmy po nim.
      A o rodzinie Zajączkowskich wystarczy zagadnąć pana Witolda. Chętnie i barwnie opowiada.

      Fajne wyjście - prawa i lewa Szabasówka. Czyli nasza z tej wycieczki - lewa.
      I ona też by była przyjemna na spływ - wygląda bardzo malowniczo.
      Co do Marywilu. Okazało się, że my jakieś 10 lat temu przechodziliśmy przez tę miejscowość, ale nie wiedząc o młynie poszliśmy dalej bez szukania ciekawostek. Przypuszczam, że Edward do końca nie wierzył, że ten młyn istnieje i gdyby nie brak mostka, nie zawrócilibyśmy tam.

      Usuń
  2. Wyjście z odkryciami. Ladnie tam choć plasko aż się błędnik buntuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł podsunięty przez parlando. Ale gór to tam niewiele. Za to inne atrakcje. Rzeka pierwsza klasa!

      Usuń
  3. Młyn mojego dziadka.
    Marywil, raczej się nie odmienia. Jedziemy, idziemy na Marywil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Co do odmiany nazwy miejscowości, to trudna sprawa - jest wzór odmiany dostępny w internecie, ale może mieszkańcy nie odmieniają. Z nikim nie rozmawialiśmy podczas wycieczki, to trudno było się dowiedzieć. Jeszcze będę badać ten problem.

      Usuń
    2. Młyn w Marywilu to młyn, którego współwłaścicielem był mój pradziad Jan Czerski

      Usuń
    3. Dziękuję za informację - to bardzo cenny ślad przeszłości młyna. O takich ludziach trzeba pamiętać.

      Usuń