piątek, 13 kwietnia 2018

Krótka intensywna wycieczka

W dodatku prawie całkowicie improwizowana. Taki sobie luzik urządziliśmy.
Start w Piekoszowie. Tu zaglądamy do Gminnego Ośrodka Kultury. Mieści się on w budynku o nazwie „Dom Legionisty” zbudowanym w roku 1922 z przeznaczeniem na świetlice wiejską. 

 GOK w Piekoszowie

Na fasadzie budynku umieszczono kilka tablic dla uczczenia ważnych postaci, w tym jedną poświęconą pamięci dziadka Marii Skłodowskiej – Curie, Józefa Skłodowskiego. A w otoczeniu znajdziemy pomnik Józefa Piłsudskiego i rzeźby – efekt pracy artystów podczas organizowanych przez GOK plenerów.


 tablice pamiątkowe 

pomnik na placu w pobliżu GOK

jedna z rzeźb

Potem wybieramy się w kierunku cmentarza – okazuje się stary, bo założony w pierwszej połowie 19. wieku, ale nagrobki w większości raczej dwudziestowieczne. Udało nam się jednak znaleźć kilka ciekawostek. 

"kaplica i dom wiecznego spoczynku familii Otkiewiczów z Zgórska" ufundowana w roku 1865

jeden z dziewiętnastowiecznych nagrobków   
 
Piękny piekoszowski kościół, który niejednokrotnie podziwialiśmy, teraz w remoncie.  

ołtarz główny w Sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia w Piekoszowie 
 
Trzeba więc ruszać dalej w drogę. Kierujemy się na południowy wschód w stronę Pasma Zgórskiego. Ale po drodze kusi nas niewielka zalesiona góra – Moczydło z rezerwatem, do którego już od dawna nie zaglądaliśmy, bo zaniedbany był bardzo. W ubiegłym roku przeczytałam o niezwykłej wycieczce kieleckiego Klubu Turystów Pieszych „Przygoda” (tu link), podczas której turyści wysprzątali teren rezerwatu. Sprzątanie zainicjowało Stowarzyszenie Ziemia Świętokrzyska. Wyobraźcie sobie, że zebrano tam 80 worów śmieci (2 tony!), ich wywóz zapewniła gmina.  
Sprzątanie przyniosło efekt – minął rok, a doły po istniejących od 17. wieku kopalniach galeny ołowianej i barytu nadal dostępne i bez śmieci. Można podziwiać ściany skalne, ba, nawet wejść do niektórych szpar. Na szczęście nie jest to obowiązkowe i ja przyglądałam się im z bezpiecznej odległości. 


 pokopalniane szpary


i doły

Poza tym zachwycaliśmy się bogactwem roślinności w rezerwacie. Jakież tam piękne dywany przylaszczek, zawilców i miodunek! Stanowczo warto teraz zaglądać do Moczydła. 

bluszcz pospolity ściele się na ziemi i oplata pnie drzew 

miodunka ćma

przylaszczki
  
Skoro już jeden rezerwat pojawił się spontanicznie na trasie, to czemu nie drugi? W pobliżu znajduje się przecież Chelosiowa Jama, czyli potężnych rozmiarów dawny kamieniołom, który był czynny przez kilka wieków. To z niego wydobywano kamień na najbardziej znany obiekt w okolicy – pałac Tarłów w Podzamczu Piekoszowskim (tu relacja z naszej wyprawy). Tym razem powtórnie oglądamy wyrobisko z góry, podziwiamy skalne ściany, a Edward wspomina, że niegdyś chadzaliśmy po dnie wyrobiska i pamięta, że można tam zobaczyć zamknięte wejście do jaskini nazwanej na cześć odkrywcy – Romana Chlebowskiego, zwanego „Chelosiem”. Podobno owa jaskinia łączy się z Jaskinią Jaworznicką tworząc system korytarzy o długości ponad 3 kilometrów. 


rezerwat Chelosiowa Jama

Trzeba by się w końcu znów przejść kiedyś dnem tego kamieniołomu i zobaczyć go z innej perspektywy…

widok z okolic rezerwatu na pasma Dymińskie i Posłowickie 
 
Tym razem jednak wyruszamy na spotkanie czarnego szlaku, który wprowadzi nas na górę o nazwie Zielona w Paśmie Zgórskim. Jakie to urzekające miejsce! Na podejściu podziwiamy głębokie wąwozy, cienie drzew układają się w nich w długie pasy, żałujemy tylko, że tu jeszcze nie kwitną zawilce. To by dopiero było wrażenie!



na czarnym szlaku
 
Ale co tam zachwyty. Trzeba się pilnować, żeby znowu nie zgubić szlaku, jak kilka lat temu. Tym razem udaje się to bez problemu. Podejście wprawdzie wymaga trochę wysiłku, ale jaka satysfakcja! Zielona zdobyta.

jak mróweczki
 
Pora teraz przejść na szlak niebieski i nim na Patrol, a potem stromym zejściem do Słowika. Fruniemy jak na skrzydłach (endorfiny na skutek wysiłku przy podchodzeniu plus nadzieja na to, że jednak zdążymy na pociąg) i cieszymy się z braku szalonych motocykli, które w niedziele utrudniają życie turystów na tej trasie.


 na niebieskim szlaku

Jeszcze tylko rzut oka na Bobrzę, most i pora na stację w Słowiku. Na pociąg czekamy ze dwie minuty.

Bobrza pod Słowikiem

pomnik Polaków rozstrzelanych przez Niemców 29 października 1943 roku w Słowiku

A trasa króciutka – ledwie 13,3 kilometra.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Piękny szlak, a buczyny na zimę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tydzień za wcześnie, zawilce jeszcze czekają. W rezultacie jest tak niby wiosennie, niby jesiennie.

      Usuń
  2. Ten bluszcz jest niesamowity...jak i całą reszta wycieczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Równie ekspansywny bluszcz występuje w Paśmie Posłowickim. Może nawet bardziej efektowny. Kiedyś próbowałam przenieść go do ogródka - nie nadaje się. Potrzebuje lasu.

      Usuń
  3. Jejum!!! Czuję się zbity z nóg i zwalony z tropu (czy jakoś tak?)... Tyle jam do wczołgania się, tyle kamieni... Godzinami bym tam mógł świdrować po takich lokacjach.
    Do tego kilka punktów miary pomnikowej... No bawo, i to wszystko bez premedytacji...
    Szacun!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest się tam gdzie wczołgać. Ten fragment naszego terenu atrakcyjny, a rzadko tam zaglądamy.
      Już bym leciała na inny wariant tej trasy, ale tyle miejsc do obejrzenia przy takiej wiosennej pogodzie, jaka zapanowała - trudno się na coś zdecydować.

      Usuń