czwartek, 27 września 2018

Kto wymyślił tę trasę?

Nikt się nie przyznał. Od dawna była planowana, odkładana, aż w końcu tydzień temu w pociągu do Jędrzejowa padła ta myśl – następnym razem wysiadamy w Słowiku i maszerujemy do Chęcin przez Patrol i Zelejową. Dawno już tak nie chodziliśmy.
Słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Termometr na budynku dworca wskazuje -1, ale wsiadamy do pociągu i ruszamy na spotkanie z wytęsknionymi górkami. 

 Pasmo Zgórskie już nabiera jesiennych barw 

przełom Bobrzy w Słowiku

Teraz zaczynamy mozolne podejście na Pasmo Zgórskie. Każdy porusza się własnym tempem – jedni szybciutko, inni zmachani po uszy, a jeszcze inni spokojnie, z przystankami na podziwianie przyrody. Strome podejście na Trupień chyba jednak każdemu daje się we znaki. No i nieźle rozgrzewa. Nikt już nie pamięta o porannym przymrozku.

pod górę

 a las jeszcze zielony

 buki dojrzewają
 
Po dotarciu na czerwony szlak zaczynamy schodzenie. Dziarsko maszerujemy ładną szeroką drogą szlaku, przekraczamy szosę i na chwilę zatrzymujemy się przy symbolicznej żołnierskiej mogile.

postój na szlaku
 żołnierska mogiła

stół przy niej zaanektowały grzyby

Przed nami podejście na Czerwoną Górę. Ten odcinek szlaku trochę nas zaskakuje, bo prowadzi zdecydowanie inaczej niż przed laty – omija jaskinię Raj. A jeszcze dwa lata temu przechodziliśmy w jej pobliżu (tu link). Dziwne tylko, że na szlaku nie ma drogowskazu kierującego potencjalnych zwiedzających w tę stronę.

Czerwona Góra jeszcze zielona 

 gniazdosz
 
Po wyjściu z lasu mamy wreszcie widoki na Chęciny i Zelejową. I znajdujemy się na terenie sykliny (to wklęsły fałd, o innym będzie kilka słów później) gałęzicko-bolechowickiej. 
Przed podjęciem wyzwania Zelejowej posilamy się na ładnym placyku z ławkami u podnóża góry. 

Chęciny i Góra Zamkowa widziane z Czerwonej Góry

 Pasmo Zelejowej

I pora na grań Zelejowej. Najpierw przedzieramy się ścieżką szlaku przez coraz bardziej gęste zarośla. Dłuży się ten odcinek niemiłosiernie.  

zarasta nam szlak, zarasta 
 
W końcu jest początek oczekiwanej grani. Nie jest bardzo lekko, ale wszyscy sobie dobrze radzą z przemieszczaniem się po skałach. Szkoda tylko, że widoków, które się pamięta sprzed lat jakoś coraz mniej. Za to zarośli przybywa.

może nie jest łatwo, ale dajemy radę

 nasza świętokrzyska grań 

widok z Zelejowej
 
W miejscu, gdzie szlak skręca i opuszcza Zelejową, proponuję, żebyśmy jeszcze nie rozstawali się z naszą granią i przeszli czarną ścieżką edukacyjną. Ten odcinek jest może trochę bardziej stromy, ale też i efektowny. Warto go pokonać. 

tam się wdrapiemy, ale nie po tej ścianie - jest obok ścieżka


i rzeczywiście - wdrapujemy się  


 naskalne formy życia (sosnowa igła dla porównania, jakie te formy są nieduże) 
 
Lądujemy w kamieniołomie, który jest ładnie oświetlony słońcem. Tu kolega Ed miał zamiar wygłosić pogadankę o słynnej antyklinie chęcińskiej, która powstała podczas fałdowania się warstw skalnych Gór Świętokrzyskich. Zelejowa i Góra Zamkowa są wysokimi skrzydłami fałdu, a miedzy nimi rozpościera się centralna część fałdu wypełniona kambrem, czyli Dolina Chęcińska. Zaprzyjaźniony geolog sprostował moje informacje, więc dodaję, że ta antyklina powinna być "wypukła", a nie wklęsła, jak syklina. Jest ona jednak antykliną, która jest przykładem inwersji rzeźby geologicznej (no się odwróciło i już). 

a tak to wszystko wyjaśnia rysunek
 
Tak czy inaczej nikogo nie powinno dziwić, że na Zelejowej z jej skałami, śladami wietrzenia krasowego i geologiczną przeszłością utworzono rezerwat przyrody.
Nie wiem, czy Edek o tym opowiadał, bo zagapiłam się na górze i dotarłam jako ostatnia do kamieniołomu, gdzie akurat trwała ożywiona dyskusja z człowiekiem z piłą spalinową. Oczyszcza on szlak z chaszczy. Dobry uczynek. Tylko nieco hałaśliwy. Ale następnym razem będzie się dużo łatwiej szło tą trasą.


ściany nieczynnego kamieniołomu "Szczerba", gdzie wydobywano tak zwaną "różankę zelejowską", czyli efektowny kalcyt, którego żyła wypełniała szczeliny tektoniczne

krótka pogawędka z konserwatorem rezerwatu
  
Ostatni fragment wycieczki to już proste przejście szeroką, nieasfaltową drogą, na końcu której już trwają intensywne roboty drogowe połączone z układaniem warstw czarnej nawierzchni.
Tym razem znów nie udało nam się zwiedzić Chęcin, bo nadjechał dogodny bus i wróciliśmy do domu. 

dowód na to, że byliśmy w Chęcinach 
 
Trasa liczyła ok. 14,5 kilometra. Niezależnie od tego, kto ją wymyślił, udała nam się, czyli, jak każdy sukces, ma wielu ojców. 

PS Mapy nie będzie, bo cała trasa szlakiem.

Zdjęcia – Edek i  ja

13 komentarzy:

  1. Patrol jak zwykle piękny a Zalejowa zarośnięta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zelejowa bardzo zarośnięta, oby ten pan z przedostatniego zdjęcia jej pomógł.

      Usuń
  2. Patrol znam z maratonu, jak również Słowik. Wtedy też łatwo nie było. Nabieram zwyczaju czytania blogów w przerwie na kawę - idealna rozrywka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł - ja czytuję blogi rano po śniadaniu i wieczorem.
      Podczas maratonu jest trudniej - my nie mieliśmy limitu czasu. No i odcinek marszu krótki.

      Usuń
  3. Pięknie, choć jeszcze piękniej będzie za 3-4 tygodnie, zależy jak nam pogoda w tym roku dopisze. Czaję się na podobny sperek jak 4 lata temu - http://jurapolska.com/wycieczki/piesza_19102014.php ale cienko z czasem wolnym tym bardziej że kilka dłuższych tras rowerowych jesienią w planach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czekamy na taka jesień w tych lasach, ale już się nie mogliśmy doczekać. najwyżej przy ładnej aurze zrobi się inny jesienny wariant trasy w bukowym lesie.
      Z tym, że my mamy ogólnie rzecz biorąc tylko czas wolny. Ale i on szybko ucieka.

      Usuń
    2. Z zainteresowaniem przeczytałam opis wyprawy Michała i widzę, co to znaczy rower. Rowerem jedna wycieczka, a u nas kilka musieliśmy zrobić, żeby dotrzeć do tych wszystkich miejsc.

      Usuń
    3. Ta zalinkowana wyżej "Do wrót Piekła" akurat piesza była, ale jak najbardziej się zgadza - rower znacznie ułatwia wycieczkowanie. Choć oczywiście są miejsca/tereny gdzie bywa odwrotnie i wtedy te kilkanaście kg żelastwa są niezłą kotwicą...

      Usuń
    4. I jak w piosence Kaczmarka "pero, pero - bilans musi wyjść na zero". Każda forma turystyki ma swoje plusy. a największe ta, która sami uprawiamy.

      Usuń
  4. Geologiczny odjazd...
    Jak bym mógł prosić "zaprzyjaźnionego geologa" o więcej takich komentarzy do trasy...

    Rower jest niesamowity na równinach i lekkich pagórach. W lesie, po górach, tak jak pisze Michał, to kotwica. A jak ktoś tak jak ja lubi iść "na obces" lub zgoła w stylu stalkerskim to jemu rower solidnie zawadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geolog jest moim byłym uczniem i nie wypada go zamęczać prośbami. On zwykle takie mądre komentarze podrzuca mi na Facebooku, tym razem zapytałam o zgodę i się podzieliłam uwagami. Jeśli jeszcze kiedyś coś skomentuje, będę dodawać.

      Z rowerem mam na pieńku. Nie udało mi się w dzieciństwie wyrobić właściwej techniki jazdy, a i z techniką upadków słabo było, choć dużo miałam okazji do jej doskonalenia. W tej sytuacji rozstaliśmy się w zgodzie. Nie wchodzimy sobie w drogę.

      Usuń
    2. Pogratulować nauczycielce, skoro ma tak dobrych uczniów.
      Podały byście sobie ręce z moją Marzenką, ona też woli rowerowi w drogę nie wchodzić ;)

      Usuń
    3. Skromnie przyznam, że miałam bardzo wielu świetnych uczniów. To ich zasługa. Ja się zawsze cieszyłam, że mam szczęście spotkać tak wartościowych ludzi. Z niektórymi utrzymuję kontakt, a ilu pamiętam - mnóstwo.
      Z tym, że nie uczyłam geografii ani geologii. ;)

      A Marzenkę, moją pokrewną duszę, miłośniczkę tej samej książki i osobę z dystansem do rowerów serdecznie pozdrawiam.

      Usuń