Podobno się
zbliża, ale tydzień temu wydawała się bliżej niż dzisiaj. Chyba zimny wiatr ją
wystraszył. Nas nie. Może dlatego, że mieliśmy przez większość trasy osłonę w postaci
lasu.
I nikogo
zapewne nie zdziwi, że wybraliśmy się znów w nasze najbliższe lasy. Ale niech
no tylko wiosna naprawdę zawita, ruszymy dalej.
charakterystyczny dąb przy drodze z Bernatki do Łaz
Tym razem
starujemy nad zalewem Bernatka i od razu kierownictwo ostro rusza w las. Cóż,
zimno jest. Mimo sporego tempa obserwujemy las w poszukiwaniu zwiastunów
wiosny. Najpierw zauważamy nasze usychające drzewo, a raczej pozostałości jego
pnia, który już wygląda jak żagiel z deski. Ale się trzyma.
jeszcze się trzyma
Po lewej
stronie drogi wypatrujemy krzewów wawrzynka wilczełyko. Może wreszcie zakwitł?
Jest!
Kwitnie. Spotykamy kilka niewielkich krzewów. Podejście do nich utrudniają
jeżyny i trochę grząski teren, ale nie zniechęca nas to. Fotografujemy. Mamy
odrobinę wiosny.
wawrzynek wilczełyko
Z lasu
wychodzimy na skraju wsi Łazy, a tam bazie. Niebrzydkie, ale nie zrywamy –
niech sobie rosną.
wiosenna gałązka
Przez
Majdów kierujemy się w stronę Ciechostowic, gdzie zwykle wchodzimy na zielony
szlak. Ale nie tym razem. Stach zaplanował poznanie solidnej drogi leśnej
prowadzącej do Rędocina. Droga prowadzi na północny zachód. Zaczynamy odczuwać
zimne podmuchy wiatru.
nowa droga
jej pobocza pełne takich "pamiątek budowy"
W Rędocinie
zaczyna się najgorszy i jednocześnie najciekawszy fragment trasy. Najgorszy, bo
asfalt i w dodatku pod wiatr, a ten, skubany, zimny bardzo.
Najciekawszy,
bo wreszcie postanawiamy zbadać atrakcje wsi.
Na pierwszy
ogień idzie poszukiwanie słynnego kamienia ze śladem diflozaura – drapieżnego
dinozaura o łapie podobnej do ptasiej. Podobno kamień wykopały dzieci sołtysa
podczas wykonywania oczka wodnego w ogródku.
Kamień jest
spory, ale w gruncie rzeczy niewielki, za to ślad stopy imponujący. Sołtys
pozwala go oglądać, a jest umieszczony tak, że z drogi nie można go wypatrzyć,
nie kusi więc nikogo niepotrzebnie.
wypukły trop dinozaura (wydaje się, że może mieć ok. 30 cm długości)
Warto
dodać, że w u sołtysa funkcjonuje gospodarstwo agroturystyczne „Cichy kącik” działające od maja do końca
października.
Z czego
jeszcze słynie Rędocin? Z tradycji garncarskich, rzecz jasna. Podczas
poprzedniego pobytu w tej wsi zajrzeliśmy do warsztatu garncarskiego pana
Henryka Rokity (tu link do tekstu).
Henryk Rokita - najstarszy rędociński garncarz
Dziś
zaglądamy do czynnego warsztatu pana Jarosława Rodaka. Ciepło tam bardzo, bo garncarz
przygotowuje się do wypalania w piecu nowych wyrobów. Te schną na półkach. To
naczynia, figurki. Możemy też obejrzeć gotowe wyroby.
Jarosław Rodak
jego koło garncarskie
naczynia przed wypaleniem i szkliwieniem
Ukrzyżowanie też czeka na prace wykończeniowe
Pieta - artysta uważa, że musi jeszcze poprawić szkliwienie
Nasz
gospodarz jest kontynuatorem tradycji garncarskiej rodu Andrzeja Rokity,
którego córka, Krystyna Mołdawa, była teściową pana Jarosława. Jej ceramiczne
rzeźby i planszę obrazującą tradycje garncarskie Rędocina można obejrzeć w
warsztacie.
prawie 150 lat tradycji na jednej planszy
jedna z rzeźb Krystyny Mołdawy (obiektyw zaparował w cieple warsztatu)
prawie 150 lat tradycji na jednej planszy
jedna z rzeźb Krystyny Mołdawy (obiektyw zaparował w cieple warsztatu)
Z Rędocina
pędzimy szybkim krokiem w stronę Mroczkowa. Wieje coraz silniej. W dodatku
wiatr zimny i nieprzyjemny, nawet chwilami prószy drobny śnieżek. Maleją nasze
nadzieje na spotkanie wiosny. Zatrzymujemy się tylko na krótko przy leśnej
mogile i przydrożnych dębach.
kwiaty na dębach
samotny krzyż w lesie
Mamy
jeszcze do odwiedzenia ranczo w Mroczkowie, ale to już innym razem, jak będzie
cieplej.
zabytkowy kościół św. Rocha w Mroczkowie (trochę smutny przy tej pogodzie)
Na bus
czekamy kilka chwil i wracamy do domu. Krokomierz wyliczył długość trasy na 16
kilometrów.
Zdjęcia – Janek i ja
Garnki w Rędocinie to fajna wizyta... więcej kwiatów niż w ogrodzie.
OdpowiedzUsuńI kupić by można, ale w plecaku mało miejsca, a wyrób delikatny. Trudno dostarczyć do domu.
UsuńNaprawdę masa ciekawostek. Szkoda że ten kamyk nie eksponowany inaczej. Ale z drugiej strony, miał by ktoś sprayem popaprać, to lepiej niech będzie tylko dla wtajemniczonych.
OdpowiedzUsuńDęby i kapliczki też robią wrażenie, sporo jak na 16 km.
O kamyku wie niewiele osób. Z drogi go nie widać. Piesek biega po ogródku i to chyba najlepiej dla jego bezpieczeństwa. A na płocie jest numer telefonu do właścicieli, to można spod płotu zadzwonić i obejrzeć.
UsuńWybrałam się wczoraj z aparatem na poszukiwanie wiosny. Niestety, wiatr i deszcz przegoniły mnie z trasy. Znalazłam stokrotki i jeden mleczyk na króciutkiej łodyżce. Ale wiosna idzie, pąki nabrzmiały.
OdpowiedzUsuńMam w domu worek gliny, może coś ulepię?
Tylko nie lep bałwana.
Usuń