środa, 13 marca 2019

I gdzie ta wiosna?!

Podobno się zbliża, ale tydzień temu wydawała się bliżej niż dzisiaj. Chyba zimny wiatr ją wystraszył. Nas nie. Może dlatego, że mieliśmy przez większość trasy osłonę w postaci lasu.
I nikogo zapewne nie zdziwi, że wybraliśmy się znów w nasze najbliższe lasy. Ale niech no tylko wiosna naprawdę zawita, ruszymy dalej.

charakterystyczny dąb przy drodze z Bernatki do Łaz 
 
Tym razem starujemy nad zalewem Bernatka i od razu kierownictwo ostro rusza w las. Cóż, zimno jest. Mimo sporego tempa obserwujemy las w poszukiwaniu zwiastunów wiosny. Najpierw zauważamy nasze usychające drzewo, a raczej pozostałości jego pnia, który już wygląda jak żagiel z deski. Ale się trzyma.

jeszcze się trzyma
 
Po lewej stronie drogi wypatrujemy krzewów wawrzynka wilczełyko. Może wreszcie zakwitł?
Jest! Kwitnie. Spotykamy kilka niewielkich krzewów. Podejście do nich utrudniają jeżyny i trochę grząski teren, ale nie zniechęca nas to. Fotografujemy. Mamy odrobinę wiosny.


wawrzynek wilczełyko
 
Z lasu wychodzimy na skraju wsi Łazy, a tam bazie. Niebrzydkie, ale nie zrywamy – niech sobie rosną.

wiosenna gałązka
 
Przez Majdów kierujemy się w stronę Ciechostowic, gdzie zwykle wchodzimy na zielony szlak. Ale nie tym razem. Stach zaplanował poznanie solidnej drogi leśnej prowadzącej do Rędocina. Droga prowadzi na północny zachód. Zaczynamy odczuwać zimne podmuchy wiatru. 

 nowa droga

jej pobocza pełne takich "pamiątek budowy"

W Rędocinie zaczyna się najgorszy i jednocześnie najciekawszy fragment trasy. Najgorszy, bo asfalt i w dodatku pod wiatr, a ten, skubany, zimny bardzo.
Najciekawszy, bo wreszcie postanawiamy zbadać atrakcje wsi.
Na pierwszy ogień idzie poszukiwanie słynnego kamienia ze śladem diflozaura – drapieżnego dinozaura o łapie podobnej do ptasiej. Podobno kamień wykopały dzieci sołtysa podczas wykonywania oczka wodnego w ogródku.
Kamień jest spory, ale w gruncie rzeczy niewielki, za to ślad stopy imponujący. Sołtys pozwala go oglądać, a jest umieszczony tak, że z drogi nie można go wypatrzyć, nie kusi więc nikogo niepotrzebnie.  

wypukły trop dinozaura (wydaje się, że może mieć ok. 30 cm długości)
 
Warto dodać, że w u sołtysa funkcjonuje gospodarstwo agroturystyczne  „Cichy kącik” działające od maja do końca października.
Z czego jeszcze słynie Rędocin? Z tradycji garncarskich, rzecz jasna. Podczas poprzedniego pobytu w tej wsi zajrzeliśmy do warsztatu garncarskiego pana Henryka Rokity (tu link do tekstu).

Henryk Rokita - najstarszy rędociński garncarz 
 
Dziś zaglądamy do czynnego warsztatu pana Jarosława Rodaka. Ciepło tam bardzo, bo garncarz przygotowuje się do wypalania w piecu nowych wyrobów. Te schną na półkach. To naczynia, figurki. Możemy też obejrzeć gotowe wyroby. 

Jarosław Rodak 

 jego koło garncarskie

 naczynia przed wypaleniem i szkliwieniem

Ukrzyżowanie też czeka na prace wykończeniowe 

Pieta - artysta uważa, że musi jeszcze poprawić szkliwienie 
 
Nasz gospodarz jest kontynuatorem tradycji garncarskiej rodu Andrzeja Rokity, którego córka, Krystyna Mołdawa, była teściową pana Jarosława. Jej ceramiczne rzeźby i planszę obrazującą tradycje garncarskie Rędocina można obejrzeć w warsztacie.  

prawie 150 lat tradycji na jednej planszy 

jedna z rzeźb Krystyny Mołdawy (obiektyw zaparował w cieple warsztatu) 

Po zwiedzaniu korzystamy z wiaty wypoczynkowej i robimy mały postój na śniadanie. 

po śniadaniu
 
Z Rędocina pędzimy szybkim krokiem w stronę Mroczkowa. Wieje coraz silniej. W dodatku wiatr zimny i nieprzyjemny, nawet chwilami prószy drobny śnieżek. Maleją nasze nadzieje na spotkanie wiosny. Zatrzymujemy się tylko na krótko przy leśnej mogile i przydrożnych dębach. 


kwiaty na dębach 

samotny krzyż w lesie
 
Mamy jeszcze do odwiedzenia ranczo w Mroczkowie, ale to już innym razem, jak będzie cieplej. 

zabytkowy kościół św. Rocha w Mroczkowie (trochę smutny przy tej pogodzie) 
 
Na bus czekamy kilka chwil i wracamy do domu. Krokomierz wyliczył długość trasy na 16 kilometrów.

Zdjęcia – Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Garnki w Rędocinie to fajna wizyta... więcej kwiatów niż w ogrodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kupić by można, ale w plecaku mało miejsca, a wyrób delikatny. Trudno dostarczyć do domu.

      Usuń
  2. Naprawdę masa ciekawostek. Szkoda że ten kamyk nie eksponowany inaczej. Ale z drugiej strony, miał by ktoś sprayem popaprać, to lepiej niech będzie tylko dla wtajemniczonych.

    Dęby i kapliczki też robią wrażenie, sporo jak na 16 km.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kamyku wie niewiele osób. Z drogi go nie widać. Piesek biega po ogródku i to chyba najlepiej dla jego bezpieczeństwa. A na płocie jest numer telefonu do właścicieli, to można spod płotu zadzwonić i obejrzeć.

      Usuń
  3. Wybrałam się wczoraj z aparatem na poszukiwanie wiosny. Niestety, wiatr i deszcz przegoniły mnie z trasy. Znalazłam stokrotki i jeden mleczyk na króciutkiej łodyżce. Ale wiosna idzie, pąki nabrzmiały.
    Mam w domu worek gliny, może coś ulepię?

    OdpowiedzUsuń