Główną
organizatorką wszelkich atrakcji wycieczkowych była Irena, która obchodziła
jubileusz dziesięciolecia wędrówek z naszą grupą.
O doskonałą
pogodę zadbała Magda, dotychczas znana nam jedynie z bloga „Maga... w kajaku i na piechotę”.
Świetny z niej meteorolog i kompan wycieczkowy, co przeczy pogłoskom, jakoby
zawieranie znajomości przez Internet było niebezpieczne.
Trasę
przygotował nieoceniony kolega Ed.
I nie
zapominajmy o naszych kierowcach – Angelice i Marku, którzy z fasonem
dostarczyli nas na start i metę.
na polnej drodze
Teraz pora
na Koszałka Opałka, czyli przedstawiam sprawozdanie z wycieczki.
Zaczynamy
naszą wyprawę we Wzdole Rządowym, gdzie sympatyczna niewątpliwie sprzedawczyni
obwarzanków zapewnia, że tamtejszy kościół jest otwarty. Nareszcie!
kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP we Wzdole
Dotychczas
mogliśmy oglądać jedynie z daleka bryłę barokowego kościoła ufundowanego w
siedemnastym wieku przez Bernarda Serwallego z małżonką. Teraz zaglądamy do
wnętrza, gdzie znajduje się kilka barokowych perełek, choć samo wnętrze wyraźnie
dzieli się na cześć starą i nową – dobudowaną już w 20 wieku. Obie części
oddziela belka tęczowa z piękną rzeźbą Ukrzyżowanego.
barokowy krucyfiks
Ołtarz
główny jest nowy, ale umieszczono w nim siedemnastowieczny obraz Wniebowzięcia
NMP.
ołtarz główny
Ołtarze
boczne i ołtarz w kaplicy są barokowe. Podobnie jak chór, organy i
ambona.
siedemnastowieczny obraz Matki Boskiej Wzdólskiej w kaplicy
jeden z ołtarzy bocznych
ambona, a na niej Ewangeliści i liczne putta
chór kościelny ze starymi malowidłami przedstawiającymi sceny Męki Pańskiej i "organ też osobliwy, gdyż stanowi trzy odosobnione u góry części" *
Jeszcze
tylko pokażę najstarszy obiekt – renesansową kamienną chrzcielnicę i już możemy
ruszać na trasę.
Edward
zaproponował mocny początek wędrówki – ruszamy przez najładniejsze, moim
zadaniem, pola Wzdołu. Cóż, zarastają one z czasem drzewkami samosiejkami, ale
ciągle jeszcze zachowują urok świętokrzyskich pasiaków.
pola Wzdołu Rządowego
obiekt powszechnego zainteresowania, czyli ...
samotny krzyż z roku 1827 z prośbą o modlitwę "za mych oycow i mie", to jest fundatora o nazwisku Korczyński
Wspinamy
się na wzgórze, potem z niego schodzimy, żeby obejrzeć kapliczkę św. Barbary.
w stronę Barbarki
Teraz pora
pokazać naszemu gościowi Kamień Michniowski. Czyli znów podchodzimy. W lesie
ptactwo koncertuje, a wśród skałek ćwiczą bulderowcy, którzy wspinają się na
ściany Jaskini Ponurego.
skałki na Kamieniu Michniowskim
tu trochę nieostro, bo panowie w głębi
Szybko
opuszczamy Kamień, bo nęci nas nadzieja na postój śniadaniowy przy stołach na
skraju lasu. I jakiż zawód – stoły zniknęły! Musimy się zadowolić miejscem w
pobliżu stert ściętego drewna.
odpoczynek w słońcu
piernik z orzechami
odpoczynek w słońcu
piernik z orzechami
Ciąg dalszy
wyprawy to kolejne miejsca widokowe, czyli ścieżka wśród pól Wiącki z widokiem
na Łysogóry w błękitnej mgiełce na horyzoncie.
polna droga
wiosenne pola
polna droga
wiosenne pola
Jak by tych
widoków było mało, Edek prowadzi nas w stronę Kapkazów, a tam po obu stronach
szosy (niestety – szosy) kolejne pola.
pola Zaskala
pola Wiącki
pola Zaskala
pola Wiącki
Za
Kapkazami zatrzymujemy się przy naszych ulubionych dzbanach nad źródełkiem. Od
czasu, gdy „dzban” zyskał jako słowo niezwykłą popularność, nasz postój w tym miejscu
zyskuje dodatkowe zabarwienie humorystyczne.
dzbany solo
na szczęście te dzbany nie są puste
Syzyf? Walcząca z dzbanem?
dzbany solo
na szczęście te dzbany nie są puste
Syzyf? Walcząca z dzbanem?
Przed nami
jeszcze polna droga przez Dolinę Bodzentyńską. Nad nami skowronki i chmury,
czyli ogólnie – dobrze jest.
widok z Doliny Bodzentyńskiej
pola Doliny Bodzentyńskiej
jeden z jej mieszkańców
włóczęgi
widok z Doliny Bodzentyńskiej
pola Doliny Bodzentyńskiej
jeden z jej mieszkańców
włóczęgi
Trasę
kończymy na parkingu we Wzdole. Z powodu nadmiaru przyrządów pomiarowych
ustalamy średnią długość trasy – 15 kilometrów.
przydrożny krzyż we Wzdole
przydrożny krzyż we Wzdole
Zakończenie
wycieczki to już radosne świętowanie jubileuszu Ireny w kafejce w Łącznej. I ja
tam byłam, herbatę piłam, szarlotkę zajadałam i com widziała, opisuję.
zamiast zdjęć z imprezy - mapa trasy
* Ksiądz J. Wiśniewski - cytat znalazłam w artykule pana Romana Mirowskiego (tu link)
Zobaczcie tę samą wycieczkę oczami Magdy - tu link.
Zdjęcia – Magda, Edek, Janek i ja
Przyjazne tereny... i pogoda na foty.
OdpowiedzUsuńOczywiście - przy takiej grupie organizatorów sukces murowany!
UsuńW trakcie posiłku przeczytałem ,że jesteśmy na terenie nadleśnictwa Radom - może to jest przyczyną zniknięcia zadaszenia i stołów na parkingu - przeszkoda w wywózce wycinki...
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę - może oni kombinują, żeby na miejscu stołów zrobić składowisko takich pni, jak te, przy których jedliśmy.
UsuńTakie składowisko pni to mygło.
UsuńNie znałam tego słowa w liczbie pojedynczej. W naszej grupie funkcjonuje w powiedzeniu "nie chodzić po mygłach". Na równi z "nie zbocaj ze ślaku". :)
UsuńJejuuuuuu ale świetne! Pozdrowienia dla Was wszystkich!!
OdpowiedzUsuńPs. Ten piernik z orzechami to już nawet nie sybarytyzm turystyczny, to hedonizm! ;)
I my wszyscy Cię pozdrawiamy.
UsuńPiernik przyjechał z Magdą aż z Lublina i był początkiem hedonizmu. Na blogu nie zmieściły się obwarzanki, śliwki w czekoladzie, szarlotka i sernik. Że nie wspomnę o cukierkach owocowych, bo to już drobiazg.
do piekła za tę rozwiązłość traficie ;D
Usuń... albo do dietetyka.:)
Usuń