Zapewniał
ją w szesnastym i siedemnastym wieku handel zbożem. A ten mógł się rozwijać
dzięki rzece, którą zboże przywożone do Kazimierza spławiano dalej na północ.
Wisła - rzeka, której Kazimierz Dolny wiele zawdzięcza
I tu
zaradni mieszczanie kazimierscy znaleźli doskonałe rozwiązanie – budowę
spichlerzy.
uroczo zdobiony spichlerz "Pod wianuszkami" - pochodzi z końca 17. wieku
wianuszki oraz tabliczka informująca o funkcji jaką spichlerz pełnił na początku 20.wieku (garbarnia braci Feuersteinów)
Podobno pierwsze były drewniane, ale te nie przetrwały do naszych
czasów, zwłaszcza że w 16. wieku zaczęto budować spichlerze kamienne. I te
robiły furorę. Powstawały kolejne i kolejne, aż kilkadziesiąt.
spichlerz "Bliźniak" - prawdopodobnie jeden z najstarszych, przebudowany w 17. wieku, istniał drugi - identyczny "Bliźniak", niestety, nie przetrwał
Budowniczowie
starali się nie tylko o solidny wygląd i funkcjonalność (potężne, obliczone na wiele
tysięcy metrów sześciennych komory magazynowe, system transportowania zboża do spichlerza
i wewnątrz niego). To musiało wyglądać imponująco. I takie było.
Budynki
ustawiano krótszą ścianą do rzeki, a tam na zwieńczeniu dachu pyszniły się
efektowne dekoracje (podobne zauważamy w mieście na Farze czy innych ważnych
obiektach).
spichlerz Kobiałki z roku 1636 z manierystycznym szczytem - loggia widoczna na ścianie szczytowej służyła do transportu zboża
obiekt pełni funkcje hotelu
Zachowało
się 11 spichlerzy. Z tym, że niektóre w formie ruiny. Można je wszystkie
obejrzeć, choć nie każdy jest łatwy do odszukania. My nie zakładaliśmy planu
maximum. Uznaliśmy, że zobaczymy tyle, ile zdołamy.
interesująca ruina spichlerza Lenkiewiczów częściowo przekształcona w budynek mieszkalny
I nie
zamierzam urządzać tu wykładu o historii spichlerzy, stąd taka, a nie inna
forma tego wpisu. Jeśli zależy komuś na odbyciu spaceru połączonego z
obejrzeniem wszystkich spichlerzy, zachęcam do zasięgnięcia informacji na
stronie miasta (tu link).
Co do mnie
– z powodu spichlerzy złamałam na kilka minut zasadę niespiesznego zwiedzania
Kazimierza i pobiegłam w stronę przebudowanego ze spichlerza hotelu „Król Kazimierz”, żeby zrobić choć jedno
zdjęcie, a wiedziałam, że czasu niewiele zostało do odjazdu. I z tego też
powodu przegapiłam znajdujący się całkiem niedaleko spichlerz Pielaka, który
staje się w ten sposób kolejnym obiektem do obejrzenia później.
niegdysiejszy spichlerz z efektownym szczytem wzorowanym na kościele św. Anny po wielu zawirowaniach losów (browar, ruina, przetwórnia owoców) przekształcony w hotel z dobudowaną nowoczesną częścią
wejście do hotelu
Kolega Ed
ma pewien żal osobisty do niektórych spichlerzy, bo nie może znaleźć
jednoznacznej ich nazwy. No, bo jakże to tak, żeby się spichlerz nazywał
„spichlerz Feuersteina”, a w nawiasie mu ktoś dodaje Krzysztofa Przybyły.
zbudowany pod koniec 16.wieku spichlerz Krzysztofa Przybyły
I
podobnie jest ze spichlerzem Ulanowskich, który to ma dodane nazwisko Mikołaja
Przybyły. Jak się wszyscy domyślają,
chodzi o nazwiska pierwszych właścicieli i budowniczych owych wspaniałych
spichlerzy – braci Przybyłów (kamienice w Rynku też ich) oraz ich właścicieli w
późniejszych wiekach.
spichlerz Mikołaja Przybyły
na zwieńczeniu dachu widoczna data budowy spichlerza i gmerk Przybyłów
Oba te
spichlerze ostatnio prezentują się niezbyt efektownie, jeden (Mikołaja, obecnie
siedziba Muzeum Nadwiślańskiego) jest w remoncie, drugi stoi pusty i czeka na
przydział obowiązków. Bo praca i remonty zmieniające przeznaczenie nieobce są
tym dostojnym starcom.
w spichlerzu Ulanowskich (Mikołaja Przybyły) piękne loggie, skąd właściciel mógł doglądać załadunku zboża, łączyły też one drzwi prowadzące do rożnych komór spichlerza)
w spichlerzu Feuersteina (Krzysztofa Przybyły) loggie zamurowano, alby utworzyć kantor
A nad Wisłą
nie tylko spichlerze. Można spokojnie pospacerować, przysiąść na ławce w pobliżu
wody lub w restauracji, wybrać się na rejs statkiem. Ot, przyjemnie spędzić
czas.
na przystani
ścieżka spacerowa
pomnik króla, który czuwa nad miastem
koła łopatkowe do napędu parostatku wiślanego "Traugutt"
osiemnastowieczny dwór przeniesiony do Kazimierza z Gościeradowa
Nad
wszystkim czuwa nieodmiennie „nadwodny” święty, czyli Jan Nepomucen.
Niech czuwa nadal nad rzeką, miastem i turystami.
kapliczka przy ulicy Krakowskiej
Do
kolejnego spotkania z Kazimierzem!
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Fajnie jest... :)
OdpowiedzUsuńOwszem.
UsuńTratwy nie zawracały. Drewno z nich "szło" na eksport, tak samo jak zboża. Co innego szkuty, tymi można już było płynąć pod prąd.
OdpowiedzUsuńAle fakt, faktem, te spichlerze (spichrze?) To był złoty interes.
Z tratwami zaraz poprawię, bo słusznie waść prawisz.
UsuńCzy spichrz czy spichlerz, to wszystko jedno, ale na stronie internetowej Kazimierza używają nazwy spichlerz.
Całe szczęście bo ja spichrza od spichlerza nigdy nie odróżniałem i używam zamiennie bojąc się by nie wypaść na nieuka.
UsuńNo, już Tobie nie grozi "wypadnięcie" na nieuka. A całej wiedzy świata i tak nikomu nie uda się ogarnąć. :)
UsuńCzy eksport zboza czyli zywnosci z Polski byl sprzedaza pracy panszczyznianego poddanego,niedozywionego chlopa, czy eksportem zasobow naturalnych = wody i dwutlenku wegla. Bardzo dziekuje za wnikliwa odpowiedz.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pytanie. Niestety, brak mi kompetencji do udzielenia odpowiedzi na nie. Będę wdzięczna za poinformowanie mnie, co na to pytanie odpowiedzieli historycy.
Usuń