Dotychczas nasze wycieczki odbywały się w
niedziele i środy, ale postanowiliśmy zerwać z tą tradycją. A wszystko przez
kapryśną pogodę.
Po mokrej środzie, nastąpiła poprawa pogody
i należało to wykorzystać. W piątek bus dowiózł nas do Zbijowa Dużego. Stamtąd
drogą asfaltową podążyliśmy w stronę Mirowa. Mieliśmy okazję sprawdzić, jak się
mają pomnikowe dęby dawno przez nas nieodwiedzane.
aleja pomnikowych dębów przy drodze do Mirowa
Warto dodać, że trasa przebiegała przez
tereny powiatu szydłowieckiego w woj. mazowieckim. Po trzykilometrowym marszu
dotarliśmy do Mirowa – siedziby gminy. Trzeba przyznać, że mieszkańcy zadbali o
dzieci (plac zabaw) jak i dorosłych (muszla koncertowa). W centrum wsi dominuje
okazały kościół p.w. MB Częstochowskiej.
plac zabaw
kościół w Mirowie
Otarliśmy się o Mirów Stary, by po kilkuset
metrach skręcić w polną drogę na Czerwoną Górę. Nie wiem, jak innych, ale mnie ta
droga urzekła. Może z powodu widoków wśród szumiących zbóż, a może też z powodu
zmęczenia asfaltem. Jedynie huczący
samolot, który uskuteczniał akrobacje nad naszymi głowami, zakłócał
sielankowy nastrój.
ukwiecone łąki w okolicach Mirowa
czyli krowia stołówka
spotkanie z Iłżanką
na polnej drodze
i wśród zbóż
Jeszcze tylko kilometr leśnej drogi i
wkroczyliśmy w świętokrzyskie. Teraz, aż do Mirca, marsz odbywał się
asfaltowymi drogami.
ulubiony bohater zdjęć Janka
widok na Mirzec od północy
Na mecie zameldowaliśmy się na pół godziny
przed odjazdem busa. Posiedzieliśmy w parku w cieniu rozłożystych drzew.
pomnikowy wiąz w parku
dworek w Mircu w promieniach majowego słońca
Krokomierz wymierzył trasę na 14,3 kilometra.
Tekst
– Edek
Zdjęcia
– Edek i Janek
Bywam rowerem tu dość często... a stawik ? :)
OdpowiedzUsuńA stawiku nie ma w relacji. Może innym razem...
UsuńSielskością powiało...
OdpowiedzUsuńFaktycznie. Takie spokojne lato na wsi.
Usuń