piątek, 28 listopada 2014

Buro i ponuro


Tak było w pogodzie na czwartkowej wycieczce (termin wybrany, bo miało być ładniej. No, było ładniej niż buro, ponuro i deszczowo – fakt). W tej sytuacji estetom radzę zaprzestać lektury tego wpisu, a osoby wytrzymałe może mimo wszystko dadzą radę, bo ja z obowiązku kronikarskiego muszę się wywiązać.Wyruszyliśmy z Zagnańska, gdzie tym razem przechodziliśmy w pobliżu domu rodzinnego znanego kieleckiego rzeźbiarza, Adama Wolskiego. Jego pamięć uczczono w sposób oryginalny, jak jego prace – przed posesją znajduje się niesztampowa tablica ze zdjęciem artysty, a obok dwie tablice z informacjami o nim i fotografiami. Może kiedyś zdecydujemy się umówić na spotkanie z rodziną artysty, ale przed ósmą rano nie wypadało. 

tablica upamiętniająca zagnańskiego artystę

Kolejne miejsce na trasie to Kaniów (pamiętacie, dopiero co tam byliśmy nad zalewem). Tym razem oglądamy stary nieczynny młyn i maszerujemy do leśniczówki. I w ten oto prosty sposób poznajemy dalszy przebieg niebieskiego szlaku rowerowego porzuconego niegdyś.

nieczynny młyn w Kaniowie

pobliska kapliczka

rozlewisko dopływu Krzyku

kapliczka w pobliżu gajówki Kaniów

I dziś też go porzucamy, żeby wejść na szlak zielony. Maszerujemy tym szlakiem, maszerujemy. Wkoło las, cisza i jesienna ponura aura. Czasem tylko strumyk jaki szemrze przy drodze albo mech lub porost wyrasta na starym pniu. Ot i całe atrakcje. 

jeden z leśnych dopływów Krasnej  

mech płonnik

chrobotek kieliszkowaty

 
"oczy" lasu 

Docieramy do leśniczówki Świnia Góra i tu zaraz rzuca nam się w oczy nowy czerwony szlak (ten piekielny), który będzie nam towarzyszyć przez większość dalszej drogi. Tak się on naprasza, że w końcu przyjdzie nam zrealizować pomysł poznania całej jego trasy. Niech no go tylko skończą znakować. 

jedna z altan wypoczynkowych na piekielnym szlaku (ta w Jastrzębi) 

Znów zapuszczamy żurawia do rezerwatu Świnia Góra, a tam nadal pięknie i tajemniczo. Aż by się chciało wejść głębiej. Szkoda, że nie wolno. 

spróchniały pień

pień buka w rezerwacie

Mamy dziś jeszcze spotkania z pracownikami leśnymi. Jedni zwożą ścięte drewno, a inni zbierają „materiał genetyczny”, czyli siedzi taki człowiek na czubku potężnej sosny i wypełnia jej szyszkami woreczek. Piękna, choć niełatwa praca, musicie przyznać. 

mocarna maszyna podnosi pnie jak patyczki

szyszka w nagrodę dla tego, kto wypatrzy na drzewie pracownika leśnego
 
I tak oto pokonaliśmy 21,6 km do Bliżyna. Może i nie było jakoś specjalnie ładnie, ale przynajmniej rozruszaliśmy kości i na razie nie grozi nam zapadnięcie w sen zimowy. 

 Zdjęcia - Edek i ja

4 komentarze:

  1. ...wypełnianie woreczka jest zajęciem samym w sobie atrakcyjnym, mnie się zdarza też opróżniać :)
    Czy jest to rozmnażanie poza ustrojowe?
    Nie przepadam za niekończącymi się szlakami... może brakło farby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do woreczka zbierają materiał genetyczny z tak zwanego drzewa matecznego (ono ma specjalne oznakowanie na pniu) i przekazują to do banku nasion. Co się dzieje potem zbieracz nie opowiadał.
      Szlaków idących ta samą droga naliczyliśmy wczoraj 5 - w tym 3 rowerowe, jeden narciarski i ten czerwony. A turystów tłum jak zwykle. Czyli nas troje. Czyli wychodzi średnio 1 i 2/3 szlaku na turystę.
      Czerwony jeszcze powstaje i dlatego malowanie niedokończone.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Rosły na pieńku, to się udało sfotografować bez leżenia plackiem na mokrej ziemi.

      Usuń