poniedziałek, 17 listopada 2014

Krzyk w lesie


I to we mgle. Ale i tak go widzieliśmy. Nie, to nie pomyłka – nie słyszeliśmy, a widzieli. Jak to było, opowiem we właściwym czasie.
Wyruszyliśmy bladym świtem z Zagnańska w kierunku Borowej Góry. Pogoda była taka typowo niedzielna – wilgotno, chłodno, wietrznie i mgliście. Że tak powiem – sama radość. Mimo wszystko pomaszerowaliśmy przed siebie. Na szczęście szliśmy lasem, więc wiatr nam mocno nie douczał. 

 Ostro ruszamy do marszu.

Przed Borową Górą zeszliśmy ze ścieżki, aby się udać nad zalew w Kaniowie (spotkałam się też z określeniem "zalew w Borowej Górze"). Przyjemny zalew – rozległy, kaczki na nim przywykłe do karmienia zaraz przypuściły atak w naszym kierunku, plaża pusta. Można by odpocząć, ale jeszcze się nie zmęczyliśmy, to po czym odpoczywać? Zignorowaliśmy wiec nadwodne atrakcje i pomaszerowali dalej na północ. 



zalew w okolicach Kaniowa 

 obwarzanek z sosny

Krzyk z hukiem opuszcza zalew
  
I tak oto minęliśmy Borową Górę i zanurzyli się w rozległym lesie. Trzeba było dobrze pilnować drogi, bo nie daj Boże tu się zgubić, to będzie człowiek błądził w tej mgle miesiącami. Ale kusił nas tytułowy Krzyk i jego źródło. Jak nam tylko mignął przy drodze, zeszliśmy do lasu, żeby go sobie lepiej obejrzeć. Planowaliśmy iść wzdłuż aż do źródła. Nie było to łatwe, bo Krzyk płynie przez bardzo podmokły teren. Ale jak malowniczo płynie – ma liczne zakola, niewielkie wodospady, wiry i miejsca prawie nieruchome. Taka to milutka rzeczka. Zresztą, sami zobaczcie. 

Stach mierzy szerokość rzeczki  


Krzyk przedziera się przez las

kaskada na Krzyku

Niestety, mokradła nad Krzykiem zaczęły za mocno wciągać i większość grupy wycofała się na z góry upatrzone pozycje (czytaj – wróciliśmy do drogi). Jedynie nasz niestrudzony odkrywca Edward dał się wciągnąć w bagno i brnął aż do źródła Krzyku. Okolica, w której się ono znajduje, nazywa się  Jackowa Stopa. W poblizu są nawet podobno dwie kapliczki. I nie zobaczycie ich, tak jak i my ich nie widzieliśmy, bo aparat fotograficzny Edwarda akurat wtedy się zaciął. 

 pomocna dłoń

na skraju lasu

przy drodze

Reszta grupy odbyła zaś szalenie nudną wycieczkę leśną drogą do innej leśnej drogi, przy której udało się zobaczyć starą metalową kapliczkę i całkiem nowy pomnik upamiętniający zwycięską bitwę oddziału „Hubala” z 1 kwietnia 1940 roku. Jedynie kierownictwo wycieczki się nie nudziło, bo musiało pilnować kierunku i wybrać właściwe drogi. Udało się.  

 leśna kapliczka

przy pomniku

a to sam pomnik

A dalej to już było jeszcze prościej, nawet kierownictwo nie musiało się przykładać, bo droga prowadziła sama na północny wschód do czerwonego szlaku. Jak już nas tam doprowadziła, to wykazaliśmy wysoce naganną niesubordynację i weszliśmy na ten szlak, chociaż wiemy, że jest on wyłączony z użytkowania. Na szczęście nie prowadzi on przez żaden rezerwat, więc właściwie nie można nam zabronić przejścia leśną ścieżką, nawet jeśli jest ona znakowana jako szlak czerwony. Przeszliśmy i nic się nikomu nie stało, co było do przewidzenia. Ostatecznie, chodziliśmy tędy dziesiątki razy. Niejedne buty się tu przemoczyło. Tym razem obyło się bez tego typu atrakcji. 

i znów przed siebie 

Chyba byliśmy obserwowani.

Nic nam nie popsuje humoru.

Uprzejmie donoszę, że szliśmy szlakiem. 
 
Sprawnie dotarliśmy do leśniczówki Osieczno, a potem do Zalezianki. Tu już nie było tak łatwo, bo wiatr dawał się mocno we znaki, ale i to wytrzymaliśmy. Tylko się miało ochotę szybciej iść. 

leśniczówka

Ot i cała wyprawa – 17,5 km, dużo powietrza i lasu, mało widoków i kawałek Krzyku. Wypada jeszcze dodać, że widziany na początku trasy zalew jest właśnie na Krzyku, a rzeczka owa wpada do Bobrzy. 

Więcej zdjęć na blogu jala - zajrzyjcie. Specjalnie wybierałam inne.
 
Zdjęcia: Terenia, Janusz i ja

4 komentarze:

  1. Ha ha, napisalam bratu, ze zostawil stope w lesie i nawet nie zauwazyl. Niech sie nie wloczy.;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może podeśle drugą i zostawi w jakimś łatwiej dostępnym miejscu. ;)

      Usuń
  2. Sceptycznie podszedłem do zaproszenia na wycieczkę... bo to: mokro,zimno,wcześnie itd...
    Przekonała mnie do niej Terenia swoim wyjątkowym entuzjazmem... więc bylem i nie żałuję.
    Kierowniczka zadbała (zresztą jak zwykle...) o odwiedzenie wszystkich ciekawych miejsc,jakie były w pobliżu trasy - serdeczne dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie atrakcje były: i mokro, i zimno, i wcześnie. To dla Ciebie, a pozostałe dla Tereni. Plus uściski dla obojga.
      Przychodźcie, zawsze jest jakoś. I nigdy tak, jak się spodziewasz, że będzie.

      Usuń