niedziela, 29 marca 2015

Wąchock, czyli tam i z powrotem

Gdyby ktoś pytał, jaka jest odległość z Wąchocka do Wąchocka, informuję, że według naszych dzisiejszych obliczeń marne 11,4 kilometra. A na tym odcinku natrafić można na kilka interesujących znalezisk. Oto i one.
Najpierw odwiedziliśmy moje ulubione stado wielbłądów, czyli mały spacer przez lessowy Wąwóz Rocław, który właśnie o tej porze roku najbardziej wielbłądy o zrudziałej sierści przypomina. Niestety, miejscowi „miłośnicy przyrody” w niektórych miejscach wypalili im tę rudość trawy. 

w wąwozie

ściany wąwozu jak karawana

Po opuszczeniu wąwozu pomaszerowaliśmy ulicą Sandomierską, przy której ma się znajdować nieczynny kamieniołom czerwonego piaskowca, z którego zbudowano wąchocki klasztor. Jeśli pomyśleć, że budowano go w XIII wieku, to można sobie wyobrazić, że nie będzie łatwo znaleźć ten kamieniołom. Ale dla nas takie wyzwanie to bułka z masłem. Jeden rzut oka na ścieżkę i wiemy, że nią trzeba iść w górę. I co? W połowie wysokości wzgórza napotkaliśmy tabliczkę „Stanowisko dokumentacyjne” – czyli trafiliśmy bez pudła. I to Staszek i ja!
Teraz zaczyna się fajna przygoda – przedzieramy się przez rzadki sosnowy lasek, schodzimy po ścianach wyrobiska, wdrapujemy się na inne, żeby znów zejść. I w nagrodę udaje nam się wypatrzyć kilka niebrzydkich odsłonięć, czyli mówiąc po ludzku skałek. 

zarośnięte lasem wyrobisko dawnego kamieniołomu 


wychodnie piaskowców w wyrobisku kamieniołomu
  
Gdybyście próbowali powtórzyć nasz sukces, nie pytajcie nikogo z mieszkańców o kamieniołom. Dowiecie się, że go nie ma.  Nam też to próbowali wmówić, gdy właśnie szczęśliwi i radośni opuszczaliśmy wyrobisko, nie byliśmy więc podatni na taki defetyzm, ale poszukiwacza można zmylić. 
Co potem? A jeszcze lepiej! Wyprawa górska, czyli pokonywanie kolejnych podejść i złażenie w dół. Nie wiem, ile tego było, ale przy okazji udało nam się zobaczyć czynną kopalnię (zaglądaliśmy ostrożnie z daleka, żeby nie drażnić ochroniarzy), znaleźć lisią jamę, pierwsze wiosenne rośliny, stracha na wróble  i oczywiście trochę się poharatać, ubrudzić i zmęczyć.

kopalnia w Wygodzie

nonszalancki nieznajomy wśród pól 

jasnota plamista

miodunka ćma

A kiedy już tak się zmęczyliśmy, że aż nam się jeść zachciało, zrobiliśmy sobie wspaniale śniadanko, którego główną atrakcją była pyszna „swojska” kiełbaska wykonana przez naszą Irenkę i jej męża. Dziękujemy i oblizujemy paluszki.

coś na ząb 

Czy to już koniec atrakcji? Oczywiście, nie. Dotarliśmy do stareńkiej drewnianej kapliczki Jana Nepomucena. Urocze to miejsce trochę ostatnio dziwnie wygląda, bo świętego ktoś mocno „pociągnął na olejno”, a w dodatku wręczono mu bukiety sztucznego kwiecia. Chyba się, biedak, czuje niezbyt pewnie, ale nie ma się jak bronić przed miejscowymi estetami.

kapliczka brogowa w Wygodzie

Zaczynamy wracać w stronę, z której przyszliśmy. I znów nie jest nudno. Droga w lesie niby zupełnie zwyczajna, prosta, sucha, ale przy niej malownicze rozlewiska z widocznymi śladami starań solidnej bobrzej rodziny. Radzi sobie zwierzyna nieźle. 

przydrożne rozlewisko
 
Wreszcie docieramy do niebieskiego szlaku, żeby nim dojść do Wąchocka, ale kierownictwo zaczyna mącić. No nie daje mi spokoju informacja na mapie „park podworski z XIX wieku”. Według mieszkańców Rataj nic tu takiego nie ma, a jednak jest! Ed „wywęszył” – podlizał się kierownictwu. Jakież tu dorodne stare drzewa rosną! Dwór się nie ostał, jeno te drzewa – pomniki przyrody i brama parkowego ogrodzenia. Że też my tyle lat tędy chodziliśmy i nigdy nam do głowy nie przyszło, żeby tu zajrzeć! A wystarczy skręcić ze szlaku w prawo. 

pomnikowe drzewa w parku podworskim (budynek współczesny) 

kolejny pomnik przyrody z naszym ulubionym sztafażem 

Skoro już jesteśmy w Ratajach, zaglądamy na teren przy kościółku św. Zofii, gdzie umieszczono dwie tablice upamiętniające zasłużone mieszkanki tej miejscowości. Jedna z nich to artystka ludowa, malarka – Marianna Wiśnios, a druga nauczycielka i działaczka społeczna – Aniela Grotowska. Każda z nich zasługuje na oddzielny opis życia i dokonań. Obie pozostają w pamięci mieszkańców.

tablica pamiątkowa poświęcona Mariannie Wiśnios (żyła w latach 1914 - 1996)

odsłonięta 15 maja 2014 r. tablica upamiętniająca Anielę Grotowską (żyła w latach 1902 - 1984)

I jeszcze ostatnie miejsce, gdzie zajrzeliśmy. To już w Wąchocku. Tym razem rzuciliśmy okiem na dziewiętnastowieczne drewniane domy z tak zwanymi przejezdnymi sieniami. Znajdują się one w pobliżu rynku przy ulicy Starachowickiej. Dziwnie tylko brak najciekawszej z chałup. Zostało po niej puste miejsce.
 

 stare budynki - trudno nie zauważyć, że po liftingu  

Uff! Wreszcie koniec opowieści. No, udała nam się wyprawa!

Zdjęcia – Edek i ja

PS – tytuł pozwoliłam sobie ściągnąć z pewnej bardzo znanej książki.
 

4 komentarze: