Gdyby ktoś pytał,
jaka jest odległość z Wąchocka do Wąchocka, informuję, że według naszych
dzisiejszych obliczeń marne 11,4 kilometra. A na tym odcinku natrafić można na
kilka interesujących znalezisk. Oto i one.
Najpierw odwiedziliśmy
moje ulubione stado wielbłądów, czyli mały spacer przez lessowy Wąwóz
Rocław, który właśnie o tej porze roku najbardziej wielbłądy o zrudziałej
sierści przypomina. Niestety, miejscowi „miłośnicy przyrody” w niektórych
miejscach wypalili im tę rudość trawy.
w wąwozie
Po opuszczeniu wąwozu
pomaszerowaliśmy ulicą Sandomierską, przy której ma się znajdować nieczynny
kamieniołom czerwonego piaskowca, z którego zbudowano wąchocki klasztor. Jeśli
pomyśleć, że budowano go w XIII wieku, to można sobie wyobrazić, że nie będzie
łatwo znaleźć ten kamieniołom. Ale dla nas takie wyzwanie to bułka z masłem. Jeden
rzut oka na ścieżkę i wiemy, że nią trzeba iść w górę. I co? W połowie wysokości
wzgórza napotkaliśmy tabliczkę „Stanowisko dokumentacyjne” – czyli trafiliśmy
bez pudła. I to Staszek i ja!
Teraz zaczyna się
fajna przygoda – przedzieramy się przez rzadki sosnowy lasek, schodzimy po
ścianach wyrobiska, wdrapujemy się na inne, żeby znów zejść. I w nagrodę udaje
nam się wypatrzyć kilka niebrzydkich odsłonięć, czyli mówiąc po ludzku skałek.
zarośnięte lasem wyrobisko dawnego kamieniołomu
wychodnie piaskowców w wyrobisku kamieniołomu
Gdybyście próbowali powtórzyć nasz sukces, nie pytajcie nikogo z mieszkańców o
kamieniołom. Dowiecie się, że go nie ma. Nam też to próbowali wmówić, gdy właśnie szczęśliwi
i radośni opuszczaliśmy wyrobisko, nie byliśmy więc podatni na taki defetyzm,
ale poszukiwacza można zmylić.
Co potem? A jeszcze
lepiej! Wyprawa górska, czyli pokonywanie kolejnych podejść i złażenie w dół.
Nie wiem, ile tego było, ale przy okazji udało nam się zobaczyć czynną kopalnię (zaglądaliśmy ostrożnie z daleka, żeby nie drażnić
ochroniarzy), znaleźć lisią jamę, pierwsze wiosenne rośliny, stracha na
wróble i oczywiście trochę się
poharatać, ubrudzić i zmęczyć.
kopalnia w Wygodzie
jasnota plamista
miodunka ćma
A kiedy już tak się
zmęczyliśmy, że aż nam się jeść zachciało, zrobiliśmy sobie wspaniale
śniadanko, którego główną atrakcją była pyszna „swojska” kiełbaska wykonana
przez naszą Irenkę i jej męża. Dziękujemy i oblizujemy paluszki.
coś na ząb
Czy to już koniec
atrakcji? Oczywiście, nie. Dotarliśmy do stareńkiej drewnianej kapliczki Jana
Nepomucena. Urocze to miejsce trochę ostatnio dziwnie wygląda, bo świętego ktoś
mocno „pociągnął na olejno”, a w dodatku wręczono mu bukiety sztucznego
kwiecia. Chyba się, biedak, czuje
niezbyt pewnie, ale nie ma się jak bronić przed miejscowymi estetami.
kapliczka brogowa w Wygodzie
Zaczynamy wracać w
stronę, z której przyszliśmy. I znów nie jest nudno. Droga w lesie niby
zupełnie zwyczajna, prosta, sucha, ale przy niej malownicze rozlewiska z
widocznymi śladami starań solidnej bobrzej rodziny. Radzi sobie zwierzyna
nieźle.
Wreszcie docieramy do
niebieskiego szlaku, żeby nim dojść do Wąchocka, ale kierownictwo zaczyna mącić.
No nie daje mi spokoju informacja na mapie „park podworski z XIX wieku”. Według
mieszkańców Rataj nic tu takiego nie ma, a jednak jest! Ed „wywęszył” –
podlizał się kierownictwu. Jakież tu dorodne stare drzewa rosną! Dwór się nie
ostał, jeno te drzewa – pomniki przyrody i brama parkowego ogrodzenia. Że też
my tyle lat tędy chodziliśmy i nigdy nam do głowy nie przyszło, żeby tu
zajrzeć! A wystarczy skręcić ze szlaku w prawo.
pomnikowe drzewa w parku podworskim (budynek współczesny)
kolejny pomnik przyrody z naszym ulubionym sztafażem
Skoro już jesteśmy w
Ratajach, zaglądamy na teren przy kościółku św. Zofii, gdzie umieszczono dwie
tablice upamiętniające zasłużone mieszkanki tej miejscowości. Jedna z nich to
artystka ludowa, malarka – Marianna Wiśnios, a druga nauczycielka i działaczka społeczna – Aniela
Grotowska. Każda z nich zasługuje na oddzielny opis życia i dokonań. Obie pozostają w pamięci mieszkańców.
tablica pamiątkowa poświęcona Mariannie Wiśnios (żyła w latach 1914 - 1996)
odsłonięta 15 maja 2014 r. tablica upamiętniająca Anielę Grotowską (żyła w latach 1902 - 1984)
I jeszcze ostatnie
miejsce, gdzie zajrzeliśmy. To już w Wąchocku. Tym razem rzuciliśmy okiem na dziewiętnastowieczne
drewniane domy z tak zwanymi przejezdnymi sieniami. Znajdują się one w pobliżu rynku przy ulicy Starachowickiej. Dziwnie tylko brak najciekawszej z chałup. Zostało po niej puste miejsce.
stare budynki - trudno nie zauważyć, że po liftingu
Uff! Wreszcie koniec opowieści. No, udała nam się wyprawa!
Kamieniołom rewelacja ! - prawie równa swojskiej kiełbasie. :)
OdpowiedzUsuńCo kto lubi. ;)
Usuńświetne !
OdpowiedzUsuńDziękuję. Może i do Janowic nas zaniesie.
Usuń