Już
sama nazwa brzmi obiecująco – Festiwal Wędrowania. W dodatku dziesiąty, a my
dopiero pierwszy raz na nim. Nic to, lepiej późno niż wcale.
Festiwal
trwa dwa dni. Decydujemy się na udział w imprezach pierwszego dnia w Ciekotach.
Drugi dzień w Kapkazach zamierzamy opuścić.
Ciekoty oczekują gości
Jest
upalne piątkowe popołudnie. Po terenie Centrum Edukacyjnego „Szklany Dom” kręcą
się ludzie. Coś przenoszą, cicho rozmawiają.
W
ogóle jak na czas rozpoczęcia festiwalu jest dziwnie cicho i spokojnie. Bo to
nietypowy festiwal jest, co się zaraz okaże.
W
oczekiwaniu na rozpoczęcie imprezy integrujemy się ze sztuką, czyli sprawdzamy,
do czego służą przedziwne konstrukcje z wikliny rozmieszczone na terenie parku.
Że wyglądają niezwykle (wielkie gniazda, batyskafy, lampiony, ptak czy altanki), to
oczywiste. Ale służą też do zabawy i odpoczynku. No i powygłupiać się można
zasiadając w takim wiklinowym gnieździe.
wiklinowy plac zabaw
jedno z wiklinowych gniazd
a w nim kukułcze jajo
Te
wiklinowe cudeńka są w Ciekotach od niespełna roku. Są dziełem wielu twórców,
ale autorem większości prac jest Jan Sajdak. Przy ich tworzeniu i instalowaniu
zaangażowani byli także studenci czy uczniowie, którzy w ramach Dnia Ziemi
tworzyli wiklinowe domki.
wiklinowy ptak (autor - Jan Gondek)
jeden z wiklinowych lampionów Krzysztofa Wrony
wiklinowe domki wykonane przez dzieci pod kierunkiem Jana Sajdaka
tabliczki wśród drzew
Pora
kończyć zwiedzanie – w pobliżu pomostu nad stawem zaczyna się koncert kapeli
Żempoł. No, powiem wam – nie tylko nazwa tej kapeli szokuje. Sam występ jest
równie nieoczywisty. Muzycy grają na takiej ilości instrumentów, że gdybym
pokazała zdjęcia każdego z muzyków z każdym instrumentem, na którym grał, to by
tych zdjęć ze trzydzieści wyszło.
Sama
muzyka trudna do określenia jednym słowem – jest bardzo silnie osadzona w
tradycyjnym graniu, ale potraktowana nowocześnie. Na stronie kapeli (tu link) znalazłam taką
informację: „Kapela Żempoł” inspiruje się muzyką natury, śpiewem ptaków, szumem
wiatru, opowieścią drzew, brzęczeniem owadów, a także muzyką wiejską zarówno
polską jak i indiańską oraz jazzem – muzyką progresywną.”
Niektóre
utwory nawet nadają się do tańca, ale i bez niego można się doskonale bawić
słuchając. No i śpiew. Chyba tylko jeden utwór miał tekst śpiewany, a poza tym
śpiew był jakby jednym z instrumentów muzycznych.
Po
zakończeniu koncertu można było spróbować swoich sił w grze na cymbałach. Spróbowałam!
cymbalista
przynajmniej pałeczki trzymam poprawnie
Drugim
punktem programu festiwalu była opera chłopska „Idyliada”. To dopiero
widowisko!
Połączono
tu muzykę ludową w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca „Furmani” z gminy Bodzentyn
z poetyckim jazz rockiem i eksperymentalną muzyką intuicyjną (te określenia
spisałam z programu festiwalu, sama bym ich nie wymyśliła) wykonywanymi przez
Wielokulturowy Zespół Ludowy „WIOHA” (tak, dobrze widzicie – przez „samo H” ta
nazwa).
"Furmani" (zespół WIOHA był w głębi sceny i nie śmiałam włazić tam, żeby zrobić zdjęcia)
W pierwszej części opery podstawą jej libretta były wiersze Adama
Ochwanowskiego „Idyliada”, druga część „Polska” zawierała również wiersze
innych autorów. Teksty świetne, wykonywał je pomysłodawca całego widowiska pan
Krzysztof Wrona. Próbowałam znaleźć je gdzieś w sieci, żeby tu zaprezentować,
ale nic z tego. Może jeszcze kiedyś widowisko zostanie powtórzone.
Krzysztof Wrona
Po
zakończeniu opery okazało się dopiero, czemu wcześniej po terenie kręcili się
młodzi ludzie. Przygotowywali oni ostatni punkt programu – wypalanie "dudeł". Tym,
którzy tak jak ja nigdy się z takim określeniem nie zetknęli, wyjaśniam, o co
tu chodzi.
Wypala
się stare pnie lipowe o spróchniałym wnętrzu. Pnie stoją lub leżą nachylone (tak było w przypadku pnia, który okazał się zbyt ciężki do postawienia), ogień
podkłada się u dołu pnia. Słup ognia wędruje ku górze i z pnia wydobywa się nie
dym, a ogień. Wulkan ognia.
ogień wydobywający się ze stojącego pnia (w tle muzyka zespołu WIOHA)
Najbardziej
efektownie prezentował się pień leżący, bo przy umiejętnym potraktowaniu go,
można było osiągnąć niesamowite zjawiska w postaci pryskających iskier czy
rytmicznych zmian ogniowego słupa.
pień przed spektaklem
i w nocy
Te
efekty prezentował z dużym zaangażowaniem pan Arkadiusz Szaraniec. Przy okazji
dowiedzieliśmy się, że pan Szaraniec jest zamiłowanym obieżyświatem i ekologiem, autorem książki przyrodniczej
„Żubry lubią jeżyny”, która właśnie się ukazała.
władca ognia
okładka książki pana Szarańca skopiowana za jego zgodą ze strony wydawnictwa
Dodam
jeszcze, że wypalaniu „dudeł” towarzyszył spontaniczny koncert zespołu „Furmani”.
Tu już, jak na wiejskim weselichu, ktoś rzucał tytuł piosenki, a zespół
podchwytywał pomysł i płynęły piosenka za piosenką. Młodzież tańcowała przy
skocznych oberkach.
Aż
żal było opuszczać Ciekoty. Tak tam było radośnie.
A
na zakończenie rzut oka na pomost, gdzie rozbłysły wiklinowe lampiony wykonane
przez pana Wronę.
Zdjęcia – Ela i ja
Fajne momenty folkloru...
OdpowiedzUsuńI nie tylko folkloru.
UsuńAleż wiklinowe cudeńka, ależ cudna nocka! Zazdroszczę. Mam na działce kępę wikliny, ale jedyne, co z niej plotłam, to płotki wokół borówek, bardzo nietrwale, zresztą (płotki, nie borówki - te maja po 20 lat).
OdpowiedzUsuńA co do jakoby kukułczego jaja, to nie jajo, a podlotek już chyba :-)
Co do wikliny, to się dowiedziałam, że bywają nawet warsztaty wyplatania organizowane przez artystów a to w Ciekotach, a to w Dąbrowie Dolnej. Trzeba by pilnować terminu i wziąć udział.
UsuńTak - kukułka już się raczej wykluła, ale latać jeszcze nie potrafi. :)
Dopiero teraz, przypadkowo znalazłem ten opis DZIĘKUJĘ!!!
OdpowiedzUsuńOpis, opisem, ale ten festiwal... To dopiero było COŚ! Wspominam go z przyjemnością.
Usuń