W
zapowiedzi wycieczki podałam informację, że będzie dużo dróg asfaltowych, ale
potem przyjrzałam się jeszcze raz uważnie mapie i trochę zmieniłam trasę, żeby
zmniejszyć ilość asfaltu. No i wybrałam takie ścieżki, że potem na sam widok
asfaltu grupa wpadała w amok z radości.
Pierwsza
była asfaltowa – lasem w kierunku wsi Zwierzyniec z przystanku o tej samej
nazwie. Przyjemna i w dodatku szlakiem zielonym, ale tak dyskretnie znakowanym,
że prawie niezauważalnym.
zamiast asfaltu - ostrożeń
We
wsi odcinamy się od szlaku i szukamy porządnej polnej drogi w kierunku wsi
Szaniec.
Na
początku wpakowaliśmy się na teren czegoś w rodzaju dawnej kopalni a obecnego
wysypiska śmieci, ale się ominęło i do drogi dotarło.
wychodnia skał wśród pól za Zwierzyńcem
a polna droga jednak jest
Doprowadziła
nas ta droga do porzuconego przez nas szlaku, który dotarł tu przecudnej urody
asfaltem i poprowadził do centrum Szańca.
widok na Szaniec z naszej drogi
Tu
miałam zaplanowane obejrzenie dwóch obiektów. Pierwszy to ruina renesansowego
dworu Padniewskich, którzy rzadko w nim bywali – dwór był zamieszkiwany przez
dzierżawców. Mijały lata, zmieniali się właściciele, aż na początku
dziewiętnastego wieku dwór podpał w ruinę. I tak trwa jako ruina, ma prywatnego
właściciela, jest nakryty nowym dachem, trzyma się nieźle.
Brama
wjazdowa na teren parku wokół dworu jest zamknięta i wydawało nam się, że nie
uda nam się go obejrzeć, bo roślinność w parku bujnie rośnie i z drogi widać
ledwie kawałek dachu. Mieliśmy jednak szczęście i trafiliśmy na właściciela,
który pozwolił nam obejrzeć dwór.
ruina dworu w Szańcu (nazywają ją "murowaniec")
Próbowaliśmy
zajrzeć do wnętrza przez zakratowane drzwi. Obiektyw złapał fragment dworskiego
sklepienia.
wejścia zabezpieczone
sklepienie
Już po opublikowaniu tego wpisu dostałam od koleżanki skan fragmentu książki R. K. Zwierzynieckiego "Ordynacja Myszkowskich czyli kto miał Chroberz, Książ i Szaniec" i chcę tu przytoczyć jedną ciekawostkę opisywaną tam. Otóż w późniejszych wiekach Szaniec należał do ordynacji Myszkowskich. Prawdopodobnie właśnie w dworze obronnym zmarł w roku 1727 ostatni ordynat z tego rodu - Józef Myszkowski. Nie został on pochowany w Szańcu, a w ufundowanym przez siebie klasztorze kamedułów, który znajdował się w lesie między Szańcem a Galowem. Jeśli spojrzycie na mapkę na końcu wpisu, zauważycie, że nie ma tam obecnie żadnego lasu. Klasztor został skasowany w roku 1818, ziemię wydzierżawiono, a kościół sprzedano - służył jako suszarnia tytoniu! Na początku dwudziestego wieku ówczesny dziedzic sprzedał ziemię poklasztorną chłopom, teren zaorano i ślad po klasztorze zaginął. Zaś szczątki ordynata Myszkowskiego przeniesiono do kościoła w Młodzawach.
Wracamy wiec do zwiedzania Szańca.
Wracamy wiec do zwiedzania Szańca.
Teraz
kolej na wzniesiony w roku 1499 roku kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP.
Niestety, kościół zamknięty – możemy obejrzeć go jedynie z zewnątrz,
podziwiając szkarpy wpierające mury, portale. Szkoda, bo we wnętrzu moglibyśmy
zobaczyć piękną gotycką Madonnę, późnogotycki ołtarz i wiele innych
ciekawostek. Na razie nic z tego. Nie możemy również zwiedzić pobliskiego
muzeum parafialnego, które jest chwilowo zamknięte.
dzwonnica wzniesiona w latach trzydziestych dwudziestego wieku
kościół w Szańcu
marmurowa płyta informująca, że kościół wzniósł Krzesław z Kurozwęk
każdy portal inny
jedna ze szkarp
furtka w kościelnym ogrodzeniu
dziewiętnastowieczny nagrobek na placu przy kościele
Przechodząc
od dworu w kierunku kościoła mijaliśmy dziewiętnastowieczną figurę św. Jana
Nepomucena, a w samej wsi naszą uwagę zwróciły kamienne domki – suszarnie tytoniu.
figura św. Jana Nepomucena
stara suszarnia tytoniu
I
w końcu opuszczamy Szaniec, aby udać się na południe – w stronę Buska.
Maszerujemy
raźnie asfaltem, podziwiamy widoki, nie zapuszczamy się nad pobliskie stawy, bo
zależy nam na tym, żeby możliwie szybko dotrzeć na skraj lasu, gdzie ma być przerwa
na posiłek.
zmierzamy do Nowego Folwarku
Szaniec za nami
Janek wreszcie na trasie
Po
jedzeniu zaczyna się nasza przygoda z lasami. Na pierwszy ogień idzie Las
Szaniecki. Na początek – rewelacja: szerokie drogi w ładnym liściastym lesie.
Ale mapa ostrzega – są tu dwie rzeczki. Albo coś w tym rodzaju. No i jest ten
rodzaj. Rzeczki wyschły, tu się moje wcześniejsze przypuszczenia sprawdziły.
Ale ich okolica jest raczej trudna do przebycia – chaszcze.
Las Szaniecki zaprasza
a potem utrudnienia
Mimo
drobnych 😉 przeciwności docieramy do porządnej drogi, którą prowadzi elegancki
szlak rowerowy. Idziemy nią kawałek, a potem – w las. A tam droga szeroka,
piękna. Do czasu. Potem mamy wrażenie, że te wcześniej zapowiadane przez mapę
rzeki tu przerzuciły swoje wody. Teren znów niełatwy. I to się pokonało, a las
nosi na mapie nazwę Las Wełecki.
nie jest łatwiej
Kolejny
asfalt jest granicą tego lasu i Lasu Winiarskeigo. Tu już nie rezygnujemy z
przejścia szosą, którą prowadzisz szlak rowerowy. Zwłaszcza, że niedługo
dołączy do nas pieszy. Dołączył. Ale nie sposób nie zauważyć różnicy w
znakowaniu obu. Pieszy znakowany normalnie, co jakiś czas. Nie narzuca się, ale
i nie ginie. A rowerowy? No to już gruba przesada. Co jakieś piętnaście kroków
wymalowany na asfalcie wielki rower. A raczej dwa i strzałki kierunku jazdy. I
tak na całym szlaku. Dziwne.
Ale
nie roztrząsamy tej sprawy, bo mamy własne cele – zamierzamy dotrzeć do
niezwykłego obiektu w tym lesie. To tak zwana „sosna krocząca” albo „sosna na
szczudłach”, która rośnie w przedziwny sposób – jej system korzeniowy wznosi
się na wysokość ponad dwóch metrów nad ziemię. A powyżej rośnie sobie zwyczajne
drzewo. O ile takie drzewo w ogóle może być zwyczajne. Zobaczcie sami.
system korzeniowy sosny - pomnika przyrody
to nie fotomontaż - dzięki Stachowi można się przekonać, jak wysokie są korzenie sosny
i wreszcie całe drzewo
Po
rozstaniu ze stuletnią sosną wędrujemy dalej bezproblemowo szlakiem niebieskim
do Buska. No, tu już zwyczajnie jest – najpierw asfaltowa droga, potem ładna
polna przebiegająca w pobliżu sadów. A jakie pyszne śliwki i jabłka w tych
bezpańskich sadach!
widok ze szlaku na Kwiatkową Górę
Po
dotarciu do Buska mamy pół godzinki oczekiwania na bus. Zaglądamy do kościoła pod
wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP. Już był pokazywany na blogu (tu link), ale
może i tym razem zajrzyjmy do niego.
nawa główna
ołtarz główny
ołtarz boczny
epitafium Anny Korczyńskiej z r. 1606 w kaplicy
A
potem nadjedzie bus, który nie jest w stanie zabrać wszystkich pasażerów
oczekujących na przystanku. Takie to Busko popularne!
Nam
się udało znaleźć miejsce w busie. Wracamy do domu. A wycieczka liczyła 16,9
kilometra.
mapka trasy
Zdjęcia: Edek, Janek i
ja
Tędy to nie szedłem do Buska...
OdpowiedzUsuńDla mnie to też było pierwsze przejście tą trasą.
UsuńTam, gdzie sosna, musiało być kiedyś wyżej,może dlatego taka szczudlasta.
OdpowiedzUsuńSą i takie przypuszczenia. Poza tym za potwierdzenie tej teorii może służyć fakt, że stoi w obniżeniu terenu.
UsuńŚwietna trasa. Sosna to faktyczne rarytasik, takiej jeszcze nie widziałem. W ogóle rajd wygląda na bardzo malowniczy.
OdpowiedzUsuńPrzez grzeczność nie przeczę. Ostatecznie, to ja tę trasę wymyśliłam. ;)
UsuńNigdy nie byłam w Busku, a chciałabym. Tam znajduje się ławeczka Wojtka Belona, z tego co kojarzę. Sosna mnie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńO Busku już ze dwa razy pisałam na blogu, w tym wpisie jest ławeczka https://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2016/05/busko-zdroj-raz-jeszcze.html
UsuńNo i ciekawostka - Wojtek Belon mieszkał w dzieciństwie w Skarżysku, tu chodził do szkoły, akurat wtedy byłam na wycieczce z jego nauczycielką.