Upał
chwilowo zelżał, warto więc było wyruszyć z domu. Skutkiem upałów panujących
ostatnio było moje rozleniwienie, zaplanowałam więc trasę bez planowania, czyli
zaproponowałam kolegom moje ulubione przejście z Tumlina do Tumlina.
Rano
obserwowaliśmy ciekawe zjawisko na horyzoncie – góry były częściowo zasnute mgłą jak dymem. Pozostała
okolica była zalana słońcem.
Na
szczęście na naszej trasie rośnie las, więc świetnie nam się wędrowało w cieniu
i leśnym chłodzie.
poranny widok z Tumlina na południe
Jako
pierwszą zdobywaliśmy Grodową. Wszyscy zgodnie uznali, że podejście na nią od
strony Tumlina to naprawdę nic trudnego. W dodatku kapliczka na Grodowej w
promieniach porannego słońca wyglądała inaczej niż zwykle.
cienie sprawiają, że kapliczka wygląda jak zrobiona z chińskiej porcelany
czarny bez
Zejście
z tej góry okazało się też nietrudne. Coś w rodzaju „z górki na pazurki”. Chyba
kolejne wycieczki w te okolice będę zaczynać takim wariantem zdobywania
Grodowej.
z kijkami czy bez - schodzenie przyjemne
Drugie
wzgórze to oczywiście Wykieńska, która jak zwykle daje w kość. Trzeba się
wspinać mozolnie i w pocie czoła. Rekompensatą za wysiłek jest prawdziwkowe
grzybobranie na zboczu.
widok na Wykieńską
nawet człowiek spokojnie podejść nie może, zaraz go sfotografują (ale zdjęcia prawdziwków nieudane)
Potem
schodzimy z Wykieńskiej i maszerujemy na Kamień. Tu bez sensacji. Skałkę
„Piekło” w partii szczytowej znajdujemy z pewnymi problemami, ale wreszcie
ustalamy sposób zapamiętania miejsca, gdzie należy do niej schodzić. Następnym
razem będzie łatwiej.
najmniej nieudane foto skałki "Piekło"
Pora
przebić się do Ciosowej. Na tym odcinku szlak nie tylko leśny, ale też i
szosowy.
Po
dotarciu do kamieniołomu na Ciosowej próbujemy znaleźć jakiekolwiek nowe
miejsca do pokazania. Znalazły się! To fragment skalny po prawej stronie
wyrobiska, zwykle chodzimy jego lewą stroną, więc mamy nowy obiekt.
poszarzała część wyrobiska i nasz ulubiony sztafaż
Na
dnie kamieniołomu tradycyjne śniadanie i podziwianie jego czerwonych ścian, które teraz w dużej części są zasłonięte przez zieleń drzew. Najbardziej
efektowne są tu strzeliste modrzewie.
Z
rewelacji śniadaniowych nie sposób pominąć urocze i nadzwyczaj smaczne żółte
pomidorki (nie mylić z gruszką).
ściana kamieniołomu w otoczeniu zieleni
pomidorek
Cztery
wzgórza zdobyte, ale warto jakoś wrócić do stacji w Tumlinie i nie iść tą samą
drogą.
Po
uważnym obejrzeniu mapy zauważam dwie ładnie zaznaczone drogi leśne, które
powinny nas zaprowadzić w kierunku toru wyścigowego w Miedzianej Górze. Ba,
jedna z nich prowadzi na skraj toru, czyli nie trzeba będzie się przedzierać
przez płot.
mocno dojrzały owoc trzmieliny
w zupełnie innym miejscu niedojrzały
Idziemy
więc szlakiem do miejsca, w którym Staszek spostrzega obie drogi. No to teraz
już spokojny marsz z kompasem w dłoni przez las. Niebrzydki ten las, a droga
wręcz świetna.
stara sosna z kapliczkami
przyjemna droga
Na
końcu mamy płot z bramą i spokojnie wychodzimy na ulicę za torem. Mimo zakazu
wchodzimy jednak na teren toru, bo nie ma tam w niedzielę żadnego wyścigu, trwa
jedynie wielkie targowisko.
tor wyścigowy w niedzielę
Po
przedarciu się przez handlowe piekło wkraczamy do lasu i maszerujemy szlakiem
konnym u podnóża Wykieńskiej. W planie było zajrzenie do naszego ulubionego
kamieniołomu Wykień, ale tym razem zupełnie go przeoczyłam. Przyczyny nieznane.
W
tej sytuacji mamy sporo czasu i warto go zapełnić powtórnym wejściem na
Grodową. Moja propozycja nie wzbudziła entuzjazmu, ale buntu na pokładzie też
nie było. Wleźliśmy na tę górkę. To podejście potwierdziło naszą poranną opinię
– od tej strony jest nieco trudniej. Ale też przyjemnie. W nagrodę po wysiłku
wydzielają się endorfiny, a kapliczka na szczycie wygląda zupełnie inaczej niż
kilka godzin temu.
ta sama droga, co rano, ale kierunek ruchu inny
inna pora dnia - inny wzór na kapliczce
W
drodze na stację znów podziwiamy widoki na otaczające nas góry. Ale drobne
żyjątka również zauważamy.
pasmo Dymińskie w oddali
świerszcz wygrzewa się na kamieniu (piaskowiec tumliński, rzecz jasna)
Bez
opóźnienia docieramy do stacji, następuje odczyt wskazań sprzętów pomiarowych,
które zgodnie podają wynik – 17,5 km. I po wycieczce.
Zdjęcia – Edek i ja
Kapliczka jak zwykle tajemnicza... targ na Miedzianej - to frajda ,dawno nie byłem.
OdpowiedzUsuńTa kapliczka ma już u nas kilkanaście zdjęć. Trzeba by się tam wybrać kiedy pod wieczór - to by mogło być wrażenie!
UsuńA targ jak najlepiej zaopatrzony sklep - wszystkiego pełno, ale zakątek z gołębiami i kurami w klatkach makabryczny i smutny bardzo.
Jak zwykle tych kamieniołomów zazdroszczę, a kapliczka urocza i ta sosna z kapliczkami też (miejsce musiało być dla miejscowych ważne).
OdpowiedzUsuńU nas ludzie często umieszczają kapliczki na drzewach. Lubię ten zwyczaj - taki serdeczny. Drzewu to raczej nie szkodzi, a ludzie mają gdzie wpaść na chwilkę zadumy. A i śmiecić w takim miejscu nie uchodzi.
UsuńKapliczki na drzewach to u nas też, choć że śmieceniem to różnie bywa.
UsuńI u nas też. Ale przynajmniej wysypiska nie robią.
UsuńNajbardziej przykry był widok drzewa z kapliczką i całkowicie wypalonym wewnątrz pniem.