wtorek, 2 października 2018

Wycieczka z dedykacją

Nieco spóźniony ten wypad, ale jeszcze w roku rocznicy. Planowany był na koniec maja, bo to właśnie wtedy, 29 maja 1953 roku, dwaj panowie – sir Edmund Hilary (wtedy jeszcze bez tytułu szlacheckiego) i Szerpa Tenzing Norgay  jako pierwsi ludzie stanęli na najwyższym szczycie Ziemi. Im też dedykowałam naszą wysokogórską wyprawę.
Zaczynamy od aklimatyzacji w niższych partiach gór. To znaczy – wspinamy się na Górę Miejską od strony Bodzentyna. Z obawy przed chorobą wysokościową idziemy niespiesznie, podziwiamy widoki na okolicę, zauważamy nowy pomnik na skraju lasu. Ba, nawet świętujemy Dzień Chłopaka (też z opóźnieniem).

 długie cienie w porannym jesiennym słońcu

Dolina Bodzentyńska za nami

 widok na kościół w Bodzentynie

pomnik pamięci majora Henryka Dobrzańskiego i żołnierzy jego oddziału

 słodki akcent świąteczny 
 
Po krótkim odpoczynku wkraczamy na teren Puszczy Jodłowej. Wędrujemy szlakiem i obserwujemy stare drzewa i coraz większe mrowiska.  

na szlaku
 
Wreszcie zdobywany szczyt Miejskiej. Jej niebotyczne 426 m n.p.m. nie robi na nas większego wrażenia, możemy zdobywać kolejne szczyty.
Najpierw jednak należy zejść z góry, przedostać się przez wyschnięte Łąki Miłości i iść dalej ładną leśną aleją w kierunku Świętej Katarzyny.

kładka czeka na nas

tu odpoczywaliśmy

i ruszamy w drogę


puszczańskie grzybki


w puszczy
 
Tu rozbijamy pierwszy obóz – posilamy się, odpoczywamy, a potem odchodzimy w kierunku klasztoru w Świętej Katarzynie, żeby go spokojnie obejrzeć. 

 klasztor w Świętej Katarzynie

figura patronki podobno wykonana z drewna cyprysowego i ocalała z pożaru klasztoru, istnieją jednak opinie, że to kopia 


umieszczone w krużgankach klasztoru piętnastowieczne płaskorzeźby  "Adoracja Ukrzyżowanego" i "Św. Katarzyna Aleksandryjska"
 
Wreszcie nadchodzi czas naszego wyzwania – zdobywanie najwyższego szczytu Gór Świętokrzyskich. Jak na twardych górali świętokrzyskich przystało podejście wykonujemy bez masek tlenowych.
Nabieramy sił przy źródełku i kapliczce św. Franciszka, potem mozolnie się wspinamy po schodkach i ścieżkach czerwonego szlaku.

 kapliczka skryta wśród jeszcze zielonych liści

Obserwujemy uważnie okolicę szlaku – sporo tu starych drzew, pogoda dopisuje, nie spodziewamy się jej załamania w partii szczytowej. Jedynie kierownictwo wyprawy traci łączność ze światem, bo zapomniało doładować baterię w telefonie przed wyjściem na trasę. 

udogodnienia na trasie

 samotny pień
 
Na trasie spotykamy kilka ekip zdążających w stronę szczytu. Mają niezłą kondycję, jedna z grup rozbija kilka obozów na podejściu, a mimo to i tak nas wyprzedza przed szczytem.

 szczyt niedaleko

My rozbijamy się tuż przed szczytem w pobliżu gołoborza – wypada rzucić okiem na skały.  


 gołoborze

I wreszcie szczyt – magiczne 612 m n.p.m.! Tyle możemy ofiarować bohaterom dzisiejszego wpisu. Więcej nasze góry nie wyciągną. Czujemy radość zdobywców. Na szczęście nie brakuje nam tlenu, nie grozi nam ślepota śniegowa i niestety nie jesteśmy pierwsi na szczycie. Ale ten nasz skromny wysiłek jest dla przypomnienia Ich Wyczynu.

 krzyż na szczycie Łysicy (ten ustawiono w roku 2016 )

Na szczycie uzupełniamy zapas cukru (duża dawka fruktozy) i rozpoczynamy zejście w kierunku Przełęczy św. Mikołaja.  Dosyć sprawnie nam to idzie i szybko docieramy do znanej wszystkim kapliczki z figurką świętego. 

 toast za zdobywców spełnony winem w "kaspułkach" na szczycie Łysicy

kapliczka na przełęczy

a w niej figurka świętego Mikołaja

A teraz z górki na pazurki -  szybko i sprawnie schodzimy do Kakonina. Tu tradycyjne foto dziewiętnastowiecznej chałupy i spotkanie z kierowcą busa. Koniec wyprawy. 

 zabudowania zagrody

zabytkowa chałupa

Przyrządy wskazują przejście 15,1 kilometra.

Zdjęcia – Janek, Staszek i ja

4 komentarze:

  1. "...szybko docieramy do znanej wszystkim kapliczki z figurką świętego." - czy wszystkim ? ludzie docierają tylko do Łysicy i z powrotem.
    Lubię ten szlak,BUS z Kakonina ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, nam wszystkim w grupie wędrujących. A spotkani na trasie trzej panowie nie mieli o niej pojęcia. Ale oni nawet nie wiedzieli, gdzie Łysica ma szczyt.
      Ludzie by może i dalej doszli, gdyby mieli pewność, że po przejściu Łysogór będą mieli czym dojechać z Nowej Słupi do auta pozostawionego na parkingu w Świętej Katarzynie. A nie ma takiej możliwości. Może w sezonie w weekendy.
      W tej sytuacji korzystający z busa z Kakonina mają łatwiej. Tam kursuje Wilkosz, który ma kilka dogodnych busów do Kielc. My jechaliśmy o 12 50, potem jest w dni nauki szkolnej 13 40 i jeszcze jakiś po czternastej.

      Usuń
  2. Doceniam krotochwilę. A tereny piękne. Jak by mi jakiś Diabeł dał wybór (diabelska alternatywa) całe zycie tuptać po Świętokrzyskich albo po Himalajach, to... Wybieram Świętokrzyskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale raz w życiu Himalaje... Może by warto spróbować? Oczywiście popatrzeć z bezpiecznej wysokości.
      A z wiekiem człowiek bardziej uroki świętokrzyskie docenia.

      Usuń