Nazwy
podobne, ale jednak trochę różne.
Najpierw
spotkałam się z radegastem. Spotkanie nastąpiło w restauracji w Czeskim
Cieszynie. Radegast okazał się jasnym piwem z niezwykle grubą i solidną pianką na
wierzchu.
W mieście
często widać było reklamy tego piwa z dziwną postacią w logo. Ta postać to
słowiański bóg, któremu przypisuje się różne domeny. Jest nazywany bogiem
gościnności, urodzaju, słońca, obfitości, płodności. Sami wiecie, jak to jest z
tymi słowiańskimi bóstwami – na dobrą sprawę brak dokumentacji pisanej i trzeba
się wszystkiego domyślać. W dodatku stosuje się wymiennie nazwę Radegast z
nazwą Radhošť.
oto on - Radhošť (Radegast, Radogost)
Zachęceni
smakiem tytułowego piwa wyruszamy na spotkanie z Radegastem (Radhošťem).
Startujemy
w czeskim mieście Rožnov. Jest tam
ciekawy skansen, ale 10 lat temu nie mieliśmy nawigacji w telefonie, a wcześnie
rano przy szosie wyjazdowej z tego miasta nie było kogo zapytać o drogę.
widok na Rožnov ze szlaku
Ruszyliśmy
więc na spotkanie z Radhošťem szlakiem czerwonym przez las na wschód, a potem
północny wschód. Podejście przyjemne, łagodne, w cienistym lesie.
na czerwonym szlaku
tę panią spotykałam co jakiś czas - raz ja ją wyprzedzałam, raz ona mnie
Nieco
bardziej stromo robi się, kiedy trzeba zdobywać Czarną Górę (spolszczyłam sobie
jej nazwę), ale nie jest źle, a sam szczyt niczym się nie wyróżnia oprócz
typowego zestawu tabliczek z nazwami.
Nieco wyżej
przyjemna łąka z widokiem na szczyt góry Radhošť. Tak właśnie – jest i taka
góra. To miejsce, gdzie przed wiekami kwitł kult boga Radegasta.
Trwał on do
przybycia misjonarzy chrześcijańskich Cyryla i Metodego w roku 863. Oni to
podobno obalili posąg pogańskiego bóstwa i na tej górze postawili pierwszy
krzyż.
w stronę szczytu
Jeśli
faktycznie przybyli tam 5 lipca (to dzień, kiedy Czesi świętują owych apostołów
w rocznicę ich przybycia), to musieli się mocno namęczyć podejściem w upale.
Dla mnie ostatni etap zdobywania Radhošťa (2 lipca) był bardzo trudny. Trzeba podejść
przez rozległą lakę. Szłam, szłam i szłam. Słońce prażyło, bąki cięły
niemiłosiernie, a ja w myślach modliłam się, żeby na tym podejściu nie doszło
do mojego zejścia. Nie doszło.
chwila odpoczynku z widokiem na łąkę
ciemiężyca
Na szczycie
mały odpoczynek i zwiedzanie kaplicy Cyryla i Metodego. Zbudowano ją
pod koniec 19. wieku w stylu bizantyjskim i jest najwyżej położoną budowlą
sakralną w Czechach (wszyscy to podają, to i ja też). Zajrzyjmy do wnętrza.
kaplica od strony wejścia
kaplica z tej strony była dobrze oświetlona
ołtarz
witraże
kaplica od strony wejścia
kaplica z tej strony była dobrze oświetlona
ołtarz
witraże
Przed kaplicą
znajduje się pomnik świętych Cyryla i Metodego autorstwa rzeźbiarza Albina
Poláška, który podobno w swej ojczyźnie nie był tak popularny jak w USA, dokąd
wyemigrował.
zwróćcie uwagę na obaloną przez misjonarzy postać pogańskiego bożka
pomnik w całej okazałości
pomnik w całej okazałości
Przed nami
teraz łagodna trasa – w gruncie rzeczy zejście szlakiem. Widoki przyjemne,
pogoda dopisuje. Niezapomniane wrażenie wywarł na nas okropny charczący dźwięk
dochodzący zza krzaków. Stała tam rodzinka zgromadzona wokół
wielkiego czarnego psa. Zwierzę dyszało ciężko ledwo żywe. Najwidoczniej upał
mu dokuczył, a opiekunowie nie pomyśleli o wodzie dla czworonoga. Nas na nogi
postawiło zimne piwo, a co ma robić taki pies?
pieszostrada w słońcu
widoki za szlaku
pieszostrada w słońcu
widoki za szlaku
Schodząc
zdobywamy kolejny szczyt – to Radegast. A na nim pomnik Radhošťa. No, powiem
wam, niezłe zamieszanie z tym bożkiem - wszędzie go pełno. Autorem tego pomnika jest Albin Polášek
(tak, ten sam, co wyrzeźbił Cyryla i Metodego). Czytałam, że oryginalna rzeźba
została wykonana w kamieniu, który źle znosił warunki atmosferyczne na szczycie
i dlatego teraz umieszczono tam granitową kopię.
Radhošť raz jeszcze - tym razem z podpisem
Radhošť raz jeszcze - tym razem z podpisem
Po małej
przerwie schodzimy w kierunku uroczej altanki o nazwie Cirilka. Z niej
rozciągają się ładne widoki na Beskid Śląsko-Morawski. Najbliżej jednak mamy do Przełęczy Pustevny (nazwa związana podobno z pustelnikami, którzy tu żyli w
dawnych wiekach).
niełatwa droga do altanki
Cyrilka z widokiem na przełęcz
widok z altany na Trojanowice
w dali czeska Łysa Góra
i wreszcie Przełęcz Pustevny, jakiej już teraz nie zobaczycie
niełatwa droga do altanki
Cyrilka z widokiem na przełęcz
widok z altany na Trojanowice
w dali czeska Łysa Góra
i wreszcie Przełęcz Pustevny, jakiej już teraz nie zobaczycie
Na
przełęczy gwarno i kolorowo. Najbardziej rzucają się w oczy śliczne budyneczki
zaprojektowane pod koniec 19. wieku przez słowackiego architekta Dušana Jurkoviča. To hotel Maměnka i restauracja Libušín. Są barwne, wesołe, cudnie zdobione ornamentami i malunkami w stylu zaczerpniętym
zapewne z wiejskiej architektury. Dziś powinnam napisać – były. Libušín kilka
lat temu spłonął i jakoś nie ma szczęścia do odbudowy.
Ten tekst pisałam na miesiąc przed otwarciem Libušína po odbudowie. Jak się okazuje zrekonstruowano jego wygląd na podstawie dawnych zdjęć. Nie zmieniam pierwotnego tekstu, nanoszę tylko późniejsze sprostowanie.
Ten tekst pisałam na miesiąc przed otwarciem Libušína po odbudowie. Jak się okazuje zrekonstruowano jego wygląd na podstawie dawnych zdjęć. Nie zmieniam pierwotnego tekstu, nanoszę tylko późniejsze sprostowanie.
Libušín
drewniana dzwonnica zaprojektowana przez tego samego architekta, ale kolorowe ozdoby na niej się nie zachowały
starsze schronisko - kamienna chata Šumna (od razu widać, że projektowana nie przez Jurkoviča)
Z przełęczy
kierujemy się na górę, o wdzięcznej nazwie Tanečnice. Nie jest to jakaś
pospolita góra, o nie – to leniwa tancerka o imieniu Barca, która całymi nocami tańczyła w lesie, a we dnie odsypiała nocne eskapady. Spotkała ją za to kara – Radegast zamienił ją
w górę. Teraz już nie tańczy, może spać całą wieczność. Wątpię, żeby ją to
uszczęśliwiło.
droga na Tanečnice
droga na Tanečnice
W pobliżu
szczytu Tanečnicy spotkaliśmy mnóstwo kopczyków ułożonych z kamieni. Nigdzie
nie spotkałam ich w takiej ilości.
Schodzimy
zielonym szlakiem. Wzdłuż ścieżki wije się i spływa kaskadami Bystry Potok.
Lubię taki leśny relaks na zakończenie trasy.
potok
potok
Ale czeka
nas jeszcze ostatni odcinek szlaku – typowy czeski marsz asfaltową drogą. Dla
kolarzy – rewelacja, dla mnie – horror. Nic to, i taką drogę się przejdzie.
przed nami Nořičí hora i Velká Stolová
Nořičí hora
przed nami Nořičí hora i Velká Stolová
Nořičí hora
I po
wycieczce. Na zakończenie jeszcze powrót autobusami i pociągiem do Cieszyna. A
najlepsze jest podchodzenie od mostu granicznego na wzgórze osiedla ZOR. No,
powiem wam – nogi się pod człowiekiem uginają. Ale za to jaka kondycja pod koniec pobytu!
Zdjęcia – Edek i ja
Świetna wycieczka, chętnie bym znów pojechała do Czech. Znam to piwo i bardzo lubię. Pomnik bożka rewelacyjny.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze inne czeskie ciekawostki, ale już nie tak spektakularne. Co do piwa, to w Cieszynie po polskiej stronie granicy lubię brackie. Chętnie bym się napiła jednego i drugiego.
UsuńNiesamowicie wnikliwie opisana eskapada, foty są rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńNaszukałam się informacji, co znalazłam, wykorzystałam.
UsuńBajecznie. A w tych nazwach to można się nieźle pogubić :) Wędrówka po czeskich szlakach to sama przyjemność, zwłaszcza, że są one bardzo czyste i nie sposób znaleźć porozrzucanych na nich śmieci. Fajnym rozwiązaniem są tam drogowskazy z podaną ilością kilometrów do najbliższego celu, zamiast polskiego "średniego" czasu przejścia, który czasami jest trudny do osiągnięcia.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie Czesi mają trochę za dużo asfaltu na szlakach. Pamiętam podejście na jeden ze szczytów, zdaje się Jaworowy, gdzie na asfalcie były narysowane kreski co kilometr, szliśmy dokładnie po piętnaście minut od kreski do kreski. Pod górę. Obok nas dziewczyna prowadziła rower. Wydawało się, że stoi w miejscu, bo szła w naszym tempie.
UsuńCo do kilometrów, to dobre by było jeszcze nachylenie stoku. U nas można z mapy odczytać tę cechę porównując poziomice albo różnicę w czasie zejścia i podejścia. To bardzo pomaga przy planowaniu trasy.