Jesienne poranki budzą się powoli. Słońce wstaje niechętnie,
kryje się a to za chmurami, a to we mgle. Mimo to wyruszamy na trasę w nadziei,
że wkrótce pogoda się poprawi.
Startujemy w Oblęgorku. Przechodzimy obok interesującego, ale
akurat nieczynnego, Muzeum Kowalstwa Artystycznego. Muzeum to historia rodziny
kowali-artystów: Antoniego Moćko i jego potomków. Kilka lat temu miałam okazję
zwiedzić to malutkie muzeum pełne wyrobów wykonanych w tym miejscu, bo to przecież dawna kuźnia. A jakie opowieści snuje kowal! Niezapominane wrażenie.
Kierujemy się w stronę dworku Henryka Sienkiewicza. Wita nas
posadzona w roku 1900 aleja lipowa – dar ziemianina Chludzińskiego z Orszy w
guberni Czernihowskiej. Jak informuje tablica umieszczona na początku alei
darczyńca ofiarował 600 sadzonek, które posadzono w 4 rzędach.
Jesień jeszcze
nie dotarła do wszystkich lip – część drzew bez liści, inne z zielonymi. Niezbadane
są zagadki natury.
W parku zaglądamy tu i tam.
Koledzy sprawdzają, jak bije źródło Ursus, potem spacerujemy po świeżo zamiecionych
ścieżkach.
Sam pałacyk w remoncie. Częściowo osłonięty płachtami,
częściowo nie. Robotnicy kręcą się po terenie. Warto chyba wpaść tu powtórnie
po zakończeniu prac.
I wreszcie ruszamy na szlak. Czarny. Prowadzi on malowniczym
wąwozem przez rezerwat Barania Góra.
Nie byliśmy tu już z pięć lat. Zauważamy zmiany. Stare pnie
jeszcze starsze. Trochę strach przechodzić pod tym, które od lat leżą w poprzek
ścieżki. A nuż akurat teraz upadną…
Jednak nie upadły. Przeszliśmy bez problemów cały wąwóz.
Zdjęcia trochę ciemne, bo o poranku w lesie światła niewiele.
Po dotarciu do czerwonego szlaku kierujemy się nim na
wschód. Ku rozległym widokom na pola i góry.
I cóż… najpierw udaje nam się zobaczyć tylko to, co
niedaleko.
Horyzont ginie w lekkiej mgiełce. Część tego, co powinniśmy widzieć,
mamy jedynie w pamięci. Ale i tak nie
żałujemy, że tu zajrzeliśmy.
Próbujemy zejść ze szlaku i kierować się w stronę Oblęgorka.
Sytuację utrudnia brak ścieżek. Do tego nieprzyjemna rosa na trawach.
Pierwsza droga, która obiecuje ładne przejście, kończy się
przy starym sadzie. Robimy sobie tu mały postój i zawracamy.
Kolejna droga na mapie w telefonie wygląda rewelacyjnie. W
terenie też da się ją zauważyć. No to maszerujemy, chociaż mokra trawa daje się
we znaki niektórym butom. W nagrodę mamy przyjemne widoki na okolicę.
Docieramy w końcu do wiejskich zabudowań. Z zadowoleniem
przyjmujemy spotkanie z asfaltową szosą. Polne widoki znów wpadają w oko.
Wiejska droga doprowadza do szosy prowadzącej w kierunku
Oblęgorka. Nie dajemy się uwieść magii uroczej polnej drogi w stronę Chełmiec.
Kto wie, czy i ona nie zamieni się za jakiś czas w bezdroża.
Idziemy więc w
stronę startu, żeby zamknąć pętelkę trasy.
I po wycieczce. A po południu słońce świeciło jak wariat.
Czyżby trzeba było planować jesienne wypady poobiednie?
Zdjęcia – Edek i ja
Widok na Chełmce... powalający.
OdpowiedzUsuńA, to kolega Ed wypatrzył.
Usuń