Ta pętelka miała kilka miejsc dobrze i od lat znanych oraz
kilka nowych dla nas.
Wystartowaliśmy u podnóża góry Witosławskiej. Tu
zamierzaliśmy obejrzeć drewnianą kapliczkę, która, jak głoszą podania, została
zbudowana na miejscu prasłowiańskiego kultu. Badania archeologiczne prowadzone
w latach osiemdziesiątych odkryły pod najstarszą częścią kaplicy pozostałości
murowanego obiektu – być może był to murek kultowy.
Na miejscu pierwotnej kaplicy zbudowano w 18 wieku niewielki
drewniany kościółek, obecnie stanowi on prezbiterium kaplicy, do której w 19
wieku dobudowano również drewnianą nawę. Kaplica jest używana jedynie do
odprawiania nabożeństw w dniu Zielonych Świątek, nosi bowiem wezwanie Zesłania
Ducha Św.
Planowałam zawrócić od kaplicy do miejsca startu i podejść
na Witosławską wygodną szutrową drogą. Dałam się jednak namówić koledze Edowi
na skorzystanie ze ścieżki w kierunku szczytu Witosławskiej. Jak to bywa w
życiu, ścieżka po kilku metrach się skończyła, nastąpiło przedzieranie się do
kolejnych równie nieoczywistych ścieżek, aż w końcu zdobyliśmy ów szczyt i przedarli
się do szlaku. Tylko ja po drodze wywaliłam się na powalonym drzewie tak, że mi
plecak głowę zakrył i Janek musiał mnie podnosić. Ale nic sobie nie
uszkodziłam.
Na szlaku spokojnie. Się szło i już. Ale jakie to
przyjemne chodzenie – świeże powietrze, las jeszcze niezbyt jesienny, promienie
słońca tworzą jasne palmy na ścieżkach. Sama radość.
Rezerwat Małe Gołoborze ominęliśmy bez żalu – już tam raz zaglądaliśmy,
a podejście na Witosławską zapewniło nam już wystarczającą dawkę trudności
terenowych.
Na Szczytniaku mały odpoczynek, a potem zejście gołoborzem.
No, tu mieliśmy trochę problemów. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że jednak
podejście tym gołoborzem jest dużo łatwiejsze. Nic to, daliśmy radę.
Potem szlak prowadził nas łagodnie przez Skoszyńską aż do
skraju lasu.
Teraz należało domknąć naszą pętelkę, czyi wrócić do miejsca
startu. Mapa obiecywała przyzwoite leśne drogi, którymi pomaszerujemy bez
problemów na wschód. I dotrzymała obietnicy. Drogi były naprawdę dobre. Czasem
tylko rozjeżdżone przez traktory, ale wypełnione błotem koleiny można było bez
problemu ominąć.
Poza tym droga czasem wychodziła z lasu i dawała nam ładne
miejsce z widokami na pola Skoszyna i dalej na północ.
Mieliśmy też sympatyczne spotkanie z kolarzami na
oryginalnych rowerach. Korzystają oni ze ścieżek singletrack na zboczu
Chocimowskiej. Członkowie stowarzyszenia Ostrower z Ostrowca Świętokrzyskiego przygotowali
tu własnym sumptem trzy trasy dla rowerów enduro. Nie wchodziliśmy na te
ścieżki, bo jest zakaz dla pieszych. Ale nawet gdyby go nie było, to by
się nie weszło. Kolarze zjeżdżają z nich
z ogromną prędkością i lepiej trzymać się z daleka. Jestem pod wrażeniem tych
ścieżek – można z nich korzystać bezpiecznie, nikomu nie utrudniają wędrowania,
a sami kolarze niezwykle sympatyczni (rozmawialiśmy z nimi na postoju). Dla
osób zainteresowanych taką formą aktywności podam link do strony z informacjami
o Jelniowskich Ścieżkach (tu link).
Jeszcze tylko kilka jesiennych widoczków z drogi i już
koniec wycieczki. Jeśli o mnie chodzi, uważam, że była udana.
Tym razem mogę zaprezentować mapkę trasy. Nie polecam przedzierana się przez chaszcze, pozostałe odcinki (zwłaszcza ten u podnóża pasma) naprawdę przyjemne.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Powoli i to, najpiękniejsze, pasmo Gór Świętokrzyskich Zostaje dewastowane. Rowery górskie to tragedia. Zniszczenia jakie powodują to jak opad nawalny. Dodajmy do tego bushkraft, udrożnianie dróg prowadzących z jednej strony pasma na drugą. Biedne zwierzęta i ptaki. Pasmo Iwaniskie powoli niszczone przez kamieniołomy. Itd, itd.Gdzie ten co to wszystko stworzył????
OdpowiedzUsuńNie da się jednak porównać rowerów ze zniszczeniami, jakie powodują quady i małe motocykle terenowe. Te pojazdy dewastują wszystko i wszędzie, do tego hałas i smród spalin. A tu trzy ścieżki. Przyznam - nie widziałam ich, bo nie odważyłam się wejść.
UsuńAle widzieliśmy dewastację lasu przy podejściu na dziko na Witosławską. I to nie rowery, a ludzie z siekierami czy piłami pozostawiali jodły czy buki ścięte i leżące do całkowitego uschnięcia w lesie. Wyglądało mi to na nieudane próby kradzieży drewna.
Człowiek bezmyślnie niszczy bogactwo lasu i nie zdaje sobie sprawy z tego, że to nie jest wieczne. Co pozostawimy po sobie?
Mam nadzieję że szlak jest dobrze oznakowany... bo mam nie miłe wspomnienia z błądzenia kilkanaście lat temu.
OdpowiedzUsuńSzlak dobrze znakowany.
UsuńTa śródleśna chatka z ikonami wygląda niezwykle klimatycznie. Ciekawe czy stoi opuszczona. Jeśli tak, fajnie byłoby poznać historię osoby, która w niej mieszkała. Może był to np. jakiś twórca ludowy...
OdpowiedzUsuńChata pozostaje zagadką. Nie spotkaliśmy nikogo, kto mógłby nam udzielić informacji.
Usuń