czwartek, 19 grudnia 2013

Nie chwal dnia przed zachodem słońca, czyli Andrzej zapowiada nudną wycieczkę


W busie do Bodzentyna Andrzej zadeklarował poprowadzenie grupy nudną trasą (nawet nie będzie co fotografować) do Wąchocka. Ale już sam opis jej przebiegu wydał mi się mocno podejrzany – tu trochę szlakiem, tam bez, tu asfaltem, tam – ścieżkami. I nie pomyliłam się – trasa nie była ani trochę nudna, oj, nie, choć czasem nawet uważaliśmy, że odrobina tej nudy by nam nie zaszkodziło.

 porządna porcja asfaltowej nudy na początek

I tak na przykład pogoda – pełne zaskoczenie. Brakowało jedynie śpiewu skowronka do pełnego odczucia atmosfery przedwiośnia. Cieplutko, słońce, delikatna mgiełka, na polach resztki śniegu, zielone oziminy i miękka gleba oblepia buty. A to wszystko w naszych ulubionych miejscach – zazwyczaj oglądaliśmy z oddali pofalowane pola pod Bronkowicami, a tu kolega wciągnął nas na ostrą górkę, gdzie zasapani znaleźliśmy się wśród tych pól. Nawet wolno było fotografować.

 pola na zboczu Sieradowskiej Góry

pola na południe od Bronkowic

Potem las – najpierw trafiliśmy do jaskini rozbójników, bo przy drodze poniewierały się ofiary złodziei – dorodne jodły porzucone przez nich. Żal serce ściska. Dalej maszerowaliśmy dawno nieodwiedzanym szlakiem zielonym w kierunku Starachowic. Porządna droga, błoto i kałuże przymarznięte. Po 39 minutach (skąd ta dokładność?) natrafiamy na drogę na północny zachód i schodzimy ze szlaku. I tu przyjemne podłoże, a na jodełkach malownicze porosty, spokój.

lodowa paprotka

pustułka pęcherzykowata na gałęzi jodełki
 
Aż tu nagle przed naszymi oczyma wyłoniła się Lubianka – rzeka wije się malowniczymi zakolami wśród drzew, my w zachwycie pstrykamy fotkę za fotką. Do czasu…, bo w końcu ktoś zauważył, że jesteśmy na prawym brzegu rzeki, a równoległą do niej drogę widać w pewnym oddaleniu od jej lewego brzegu. Nastąpiło gorączkowe poszukiwanie przeprawy. To nam dopiero pokazało prawdziwą naturę tej rzeki. Dno pokryte czystym żółtym piaskiem okazało się grząskie, brzegi raczej strome, brodu brak. Udało się znaleźć kilka pni leżących w poprzek  rzeki i zaczęła się mrożąca krew w żyłach przeprawa na drugi brzeg. Stare pnie były śliskie, czasem się łamały, a rzeka taka głęboka, że kijki rozkręcone na całą długość miały zanurzenie do połowy wysokości. Dzięki wzajemnej pomocy i desperacji  udało się wszystkim przedostać na drugi brzeg, nikt nie wpadł. Uczciliśmy to porządną porcją gorzkiej czekolady na drugim brzegu, żeby nieco ochłonąć po emocjach.

 zakola Lubianki

przeprawa przez Lubiankę

Potem to już faktycznie zrobiło się wreszcie nieco nudno – porządna droga, no może trochę rozjeżdżona prze pojazdy transportujące drewno, ładny las. Spokojny, choć szybki, marsz przez Rataje do Wąchocka. I po wycieczce. 

kościół św. Zofii w Ratajach 

 wychodnia skał w poblizu stacyjki kolejowej w Wąchocku

zdjęcia - Edek i ja 

4 komentarze:

  1. Ciekawa trasa... Andrzej wyrasta na przewodnika ,całą gębą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żeby się twoje słowa sprawdziły. Takich ludzi nam trzeba.

      Usuń
  2. Nasze , piękne widoki pól. Wspaniała droga. I jeszcze zdjęcie pustułki. Lubianka wygląda łagodnie a chyba przysporzyła Wam trudu. Ciekawa trasa. A ciasta nie było?

    OdpowiedzUsuń