W tę niedzielę chyba się umówił ze
Stasiem, żeby raczej wiać nam w plecy
lub z boku. W przeciwnym razie bardzo by to był ciężki rajd, a tak, to było
bardzo miło, choć chłodno i wietrznie.
Zaś Stasio mężnie prowadził z
Bodzentyna przez Miejską Górę i Świętą Katarzynę, a potem drogami polnymi do
Kamieńca. Wyliczona na 17 km trasa nieco się wydłużyła, bo krokomierz
„wystukał” 17 km 140 m, ale nie będziemy się wykłócać o takie drobne
wydłużenie.
Atrakcji było i tym razem sporo.
Przede wszystkim – pogodowe. Chmury tak szybko przelatywały nad nami, że Ela
nie nadążała ze zdejmowaniem i zakładaniem peleryny przeciwdeszczowej. Na
szczęście częściej nie padało. A był nawet zapowiadany przez Irenę moment
słoneczny.
Zakładać? Nie zakładać? A, może poczekam...
chwila ze słońcem na psarskich polach
Przyrodniczo też było ciekawie – w
lesie spotykaliśmy potężne mrowiska, powalone omszałe pnie, ciekawe nadrzewne
grzybki. Pod nogami mieliśmy mokre i śliskie liście, a wśród pól różnej formy
kałuże i błoto. Dzięki niemu w konkursie na najbardziej zabłocone obuwie zwyciężyła
jedna para nóg.
mrówczy wieżowiec
powalony dąb na Górze Miejskiej
nadrzewne grzybki
w Puszczy Jodłowej
wieś Grabów na tle Łysicy
pierwsze miejsce zdobywa ...
Dużo emocji dostarczyło nam
przekraczanie Psarki w pobliżu Kamieńca. Zapamiętanej sprzed lat
kładki już nie ma i trzeba się było przedostawać na drugi brzeg po podrzuconych
przez Stacha kamieniach. I pomocna dłoń Dominika też się bardzo przydała.
emocjonująca przeprawa
a tak to wyglądało 4 lata temu
Nie zwiedzaliśmy kościoła w Świętej
Katarzynie, bo akurat zaczynało się nabożeństwo, ale zajrzeliśmy do kapliczki
św. Franciszka, obmyli oczy w wodzie ze źródełka i rzucili okiem na kapliczkę w pobliżu
mogił powstańca 1863 roku i partyzanta z czasów II wojny światowej.
źródełko świętego Franciszka
grupa przed kapliczką w pobliżu klasztoru w Świętej Katarzynie
Przyznam,
że ja sama najbardziej czekałam na obejrzenie „odremontowanej i przeniesionej”
kapliczki św. Antoniego, która dawniej stała po prawej stronie szosy w kierunku
Bodzentyna. Była to oryginalna w kształcie trzystuletnia kapliczka, która z
czasem popadała w ruinę. Teraz
zastąpiono ją inną – świeżo wybudowanym murowanym „cudeńkiem”. Jakaż
byłam naiwna, że spodziewałam się pieczołowitego przeniesienia zabytku i
troskliwej restauracji. To takie „klonowanie” w stylu świętokrzyskim.
nowa kapliczka
tak wyglądała autentyczna stara kapliczka w roku 2008
Mimo tego niemiłego faktu wycieczka i tak
była udana, a jedzenie tym razem przeszło wszystkie oczekiwania! Zdjęć nie dam,
bo to nie blog kulinarny, choć kto wie…
*Stanisław
Jerzy Lec
zdjecia - Edek i ja
Kładka faktycznie była... kapliczka stara,wyglądała tajemniczo. Mam wątpliwości czy dołożono należytej pieczy oraz opieki konserwatora zabytków przy jej renowacji.
OdpowiedzUsuńProporcje się gubią...ale może dlatego,że tamta się pogrążyła w przydrożnym rowie.
Poczytałem... 300 letnia kapliczka św.Antoniego została zbudowana od nowa,zachowując jej wymiary,przeniesiony został też krzyż .Koszt inwestycji 100 tys. zł.
UsuńJedni się cieszą inni mniej... na otwarciu buło sporo osób oficjalnych,została poświęcona...
Mam mieszane uczucia co do tej przebudowy czy odbudowy. Z jednej strony żal starego, z drugiej - całe tak zwane Stare Miasto w Warszawie od nowa zbudowano.
UsuńMoże trochę przedobrzyli z estetyką; jak się po latach kaplica przybrudzi będzie bardziej autentyczna.
Oj wiało w niedzielę. Daliście radę. A nowa kapliczka ? Nie podoba mi się, Ona spełnia jakieś funkcję ale to nie ma nic wspólnego z poprzednią .
OdpowiedzUsuń