Trasa niedzielna była delikatnie
mówiąc skromniutka (ledwie 15 km), ale za to na najwyższym kulinarnym poziomie. Jak tak dalej
pójdzie, naprawdę zamienimy się w blog kulinarny.
Ale do rzeczy!
Wystartowaliśmy z Tumlina i przeszli
do podnóża Góry Grodowej, gdzie nastąpił poczęstunek – szarlotka i rurki z
kremem. Pyszne, choć absolutnie niezgodne z regulaminem, bo do jedenastej
zostało mnóstwo czasu, ale kierownictwo (czyli tym razem ja) kompletnie
straciło czujność. I to skutkowało w niedługim czasie „zagubieniem”
kamieniołomu Wykień (no, zapodział się i ani rusz nie mogłam go znaleźć).
Trzeba więc było zacząć poszukiwania, które prowadziliśmy na zboczu Góry
Wykieńskiej i już prawie na nią weszliśmy, ale zaraz trzeba było zejść i
podejść „po bożemu” szlakiem. Kto wchodził, ten wie – jest stromo. W tym
miejscu składam serdeczne podziękowania nieznanemu mi wynalazcy kijków
tekkingowych – bez nich podejście po stromym zboczu pokrytym świeżym śniegiem
byłoby dla mnie niemożliwe. A tak, to nawet nieźle poszło. Na szczycie
nastąpiła konsumpcja ogórków kiszonych (a może jednak w occie – nie pamiętam).
szarlotka Basi
Rzut oka na zegarek przekonał mnie, że warto zacząć myśleć o odwrocie i zeszliśmy szlakiem znakowanym obrazkiem z symbolem gwarka. Jak na razie nie wiemy, gdzie ten szlak się zaczyna i gdzie kończy, ale jedno jest pewne – prowadzi z Wykieńskiej Góry do kamieniołomu Wykień! Tym razem zaprezentował się nam w całej okazałości swoich wysokich czerwonych ścian. Niestety, nie byliśmy tam pierwsi i już parę osób uwieczniło się bazgrołami na nich.
kamieniołom Wykień - stanowisko dokumentacyjne
Wdrapaliśmy się też na Górę Grodową,
na której spożywaliśmy ciastka tortowe i drugą porcję rurek z kremem, a potem
udało się obejrzeć kapliczkę pw. Przemienienia Pańskiego oraz rzucić okiem na kamieniołomy. Duże wrażenie
robi nieczynne wyrobisko, gdzie głos odbija się echem od ścian, które trochę
pozieleniały, trochę zarosły drzewami, ale i tak nie uchroniły się od działań
amatorów napisów.
podejście na Górę Grodową
czynny kamieniołom na Grodowej
kapliczka pw. Przemienienia Pańskiego
nieczynny kamieniołom na Grodowej
I na koniec zajrzeliśmy do kościoła
Świętego Stanisława, gdzie na przykościelnym krzyżu wypatrzyliśmy kolejna
figurę „odwróconego” Chrystusa.
kościół w Tumlinie
przykościelny krzyż
Godnym zakończeniem rajdowego dnia były kruche ciasteczka, które jedliśmy w pociągu. I niech mi teraz ktoś powie, że piesze wędrówki sprzyjają odchudzaniu! No, może i nie, ale za to jakie są przyjemne.
PS. Sponsorami rajdowej uczty byli: Basia,
Jola i Janek (tu podejrzewam udział żony). Dziękujemy!
zdjęcia - Edek i ja
Lubię te tereny... ja natomiast ,wczoraj łaziłem szlakiem żółtym w koło Krynicy. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńWędruj i fotografuj, liczymy na relację na stronie.
UsuńPozdrowienia od całej grupy. Oczywiście dla Tereni też.
Ciekawie prezentują się kamienie. Przecięte jak by nożem. Robią wrażenie
OdpowiedzUsuńApetyczne ciasto. To Wy tak po drodze znajdujecie? Bo chyba ,na taką wyprawę nie zabiera się takich ,apetycznych bagaży?Pozdrawiam całą grupę.
Niestety, te specjały nie leżą przy drodze. Szliśmy fragmentami tej samej trasy w środę i żadnych rurek z kremem, mimo naszych westchnień, nie było. :((
OdpowiedzUsuń