niedziela, 30 listopada 2014

Niedzielna wycieczka imienia inżyniera Mamonia, czyli znane trasy lubimy najbardziej

Cóż, mamy swoje słabości. I oto jedna z nich – Kamienna. W tym roku przyczepiła się do nas w sposób nieznośny i ciągle powraca jak uparty bumerang.
W ostatnią niedzielę listopada też nas skusiła. Na szczęście ma ta rzeka w sobie coś takiego, że za każdym razem jest niby ta sama, a jednak nie taka sama. Teraz jej brzegi przymarzły, można wiec było przedrzeć się w okolice zwykle niedostępne. Woda nabrała ciemnej, prawie czarnej barwy – zrobiła się nasza rzeka obca i wyniosła. Dziś obserwowaliśmy ją na odcinku od Starego Gostkowa do Boru. Jeśli macie ochotę, rzućcie okiem.


Kamienna gdzieś za Wołowem

ślady bobrzych zębów

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy pokonali całą trasę szlakiem. Chociaż uczciwie przyznam, że szlak rowerowy, którym szliśmy, podobał się koleżankom.  Ale wypatrzyłam ścieżkę w kierunku rzeki, to do niej podeszliśmy. A potem kolega Ed zaciągnął nas w stronę nowej kładki na Kamiennej w okolicach Boru. Mocna rzecz, bez dwóch zdań. 

nasza grupka na szlaku

nowa solidna kładka w pobliżu osiedla Bór

a to jej poprzedniczka w roku 2008  

i ta sama kładka mocno zniszczona zimą 2012 roku 
 
Niestety, wprowadzone udziwnienia skróciły zaplanowaną trasę i koniecznie trzeba było coś dorzucić do programu. Zajrzeliśmy więc w okolice zbiorowej mogiły rozstrzelanych w lutym 1940 mieszkańców naszego miasta. 

leśna drożyna

przy tablicy z informacjami historycznymi
 
Dalej zaś pomaszerowaliśmy w kierunku Bernatki. Zwykle bywało tam dosyć mokro, ale teraz przy mrozie nie spodziewaliśmy się niczego specjalnie trudnego. A tu trafiła nam się spora przeprawa przez malutką rzeczkę. Wspólnymi siłami daliśmy rade, ale trzeba było się napracować. 

najpierw przeprawa przez trzciny

potem budowa prowizorycznej kładki

i wreszcie zalew Bernatka w zimowej szacie
  
Potem to już tylko do domu. Licznik wystukał 14,8 kilometra, tak więc mieliśmy raczej spacer niż wycieczkę. Poza tym pogoda, choć nieprzyjemna, sprawiła nam miłą niespodziankę w postaci podmalowania świata na biało. 

pierwsze przymrozki

zimowy drobiażdżek 
 
Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Fajna trasa,fotki też...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Na zwykłą niedzielę trasa stanowczo za krótka. Ale zależało nam na wczesnym powrocie, to w samo południe byliśmy w domu, więc cel osiągnięty.

      Usuń
    2. Dla mnie trasa 16 km jest optymalna... ale ja, mam już swoje lata.

      Usuń
    3. Nie było nawet 15 kilometrów. Ale w taki zimny dzień przynajmniej się nie przeziębiliśmy, bo na dłuższej trasie mogło być gorzej, zwłaszcza, gdybyśmy nie szli lasem.

      Usuń