Podobno w środę miała być paskudna
pogoda, a była ładna. Nawet bardzo. W czwartek też miała być paskudna. I była.
No to kiedy poszliśmy na wycieczkę? Oczywiście – w czwartek! I jak było?
Najpierw był marsz przez
Starachowice do zalewu na Lubiance. Zalew, o dziwo, lekko przymarznięty na
powierzchni. A poza tym w okolicy nasze ulubione radośnie bure barwy.
nieznana z imienia rzeczka wpływająca do zalewu
zalew na Lubiance
Potem zejście ze szlaku na ścieżkę
dydaktyczną (Nowa jakaś, nie wiadomo, skąd prowadzi, ani dokąd. Potem sama
sobie poszła na prawo, a my w lewo). Przy okazji rzucam okiem na Lubiankę,
której nie warto fotografować, bo już się ją tyle razy widziało… I dawniej
ładniejsza była. Pewnie dlatego, że młodsza.
Drugie spotkanie z Lubianką
skutkowało biegiem przez bardzo ładny ciemny las. Leżało tam sporo omszałych
pni. Możecie mi wierzyć, bo nie miałam czasu na dokumentowanie.
woda w Lubiance błotnista jakaś
Aż wreszcie doszliśmy (tym razem
wyjątkowo szliśmy) do punktu czerpania wody, a za kilka minut do szlaków
wszystkich na raz, które prowadzą z Wąchocka na Wykus. Jak wiecie jest ich ze
cztery, plus nieco dalej kolejna ścieżka dydaktyczna. Krąży toto po lesie, a
jak jest potrzebne, to go akurat wtedy brak. Przekonaliśmy się o tym dosyć
szybko.
kapliczka przyziemna
Znakowanie próbowało nas zmylić podczas szukania drogi na wzgórze Kropka. Jej początek sprawia
wrażenie, że jest znakowany jako ścieżka dydaktyczna. Ale nic bardziej mylnego. Znaki
dotyczą drogi krzyżowej, a na Kropkę podchodzi się bardzo ładną nieznakowaną leśną
drogą. Zaczyna się ona za mostkiem na Lubiance (o, tu nieźle narozrabiały
bobry) i prowadzi pod górę przyjemnym wąwozem. Kończy się na niewielkiej
polance z miejscem odpoczynku i pomnikiem ku czci świętokrzyskich zgrupowań
partyzanckich AK „Ponury – Nurt” i cywilnego ruchu oporu leśników.
mogiła Feliksa Madeja, który zginął we wrześniu 1944 roku
na wzgórzu Kropka
Dobrze napisałam, że droga się
kończy. Za polanką zaczyna się „wolna amerykanka”, czyli mozolne przedzieranie
się przez las w kierunku kapliczki na polanie Wykus. Zdaję sobie sprawę, że
jestem na terenie rezerwatu przyrody, ale chyba nikt się tym mocno nie
przejmuje, bo pełno tu śladów kół wielkich wozów do zwózki drewna. Chciałabym
zrobić jakieś foto z rezerwatu, ale trudno jest patrzeć pod nogi, gonić grupę i
robić w miarę przyzwoite zdjęcia. Podobno do tego dochodziły nawoływania z
przodu, ale tego to ja raczej nie słyszałam. No, może raz. Gdzieś tam na naszej
drodze pojawił się szlak, ale się kierownictwu nie spodobał i dalej się błąkaliśmy.
Dwa razy przechodziliśmy rzekę. Przy pierwszym przejściu nawet widziałam
kolegów, za drugim razem nie miałam tyle szczęścia, bo się zgubiłam, wybrałam
inną ścieżkę niż oni. I tam właśnie podczas próby dotarcia do mostku nie
wyrobiłam się i zapadłam w przecudnej urody czerwono-różową glinę. Zapewniło to
moim butom (zwłaszcza prawemu) nadzwyczaj oryginalny wygląd i przejście do
kategorii glinobutów (kolor – jak wyżej). Dwa szorowania później znów mam pospolite
obuwie.
Staszek przy pniu okazałego buka
bałagan w leśnym wąwozie
W moich nowiutkich glinobutach
dogoniłam po jakimś czasie czołówkę i ostatnie 9 kilometrów trasy pokonałam już
w towarzystwie kolegów. Pomaszerowaliśmy do skraju lasu, a potem do Siekierna
i wśród pól (wiatr też był) do Leśnej. Tu pozwoliłam sobie na kilka niezbyt
udanych fotek (warunki i pośpiech niezbyt sprzyjały).
stuletni krzyż w Siekiernie
wiosenne pola w grudniu
I wreszcie dotarliśmy na przystanek,
skąd zaraz zabrał nas bus do domu. Licznik wykazał, że pokonaliśmy 20,88
kilometra. Oczywiście znów było sportowo!
mój glinobut - lekko odczyszczony papierowymi chusteczkami i po wysuszeniu w marszu
Zdjęcia
znów tylko mojego autorstwa.
Trasa piękna,najgorszy odcinek to dojście asfaltem do zalewu Lubianka... buty to fraszka.
OdpowiedzUsuńTen starachowicki odcinek nie był taki zły - szliśmy szybko i nawet nie wiem, kiedy asfalt się skończył. Edward zna jakiś tajemniczy skrót, chyba.
UsuńNowa , gliniasta moda. Jesteś prekursorką. Ale prócz błota na Twoich zdjęciach wciąż się zieleni. Szczególne, rzuca mi się w oczy , mech.
OdpowiedzUsuńCo do mchu, to kilka razy sprawdzałam, czy rzeczywiście rośnie tylko po północnej stronie pni drzew. Nic z tych rzeczy. Bez kompasu nie znajdziesz północy, jak będziesz liczyć tylko na mech. Ale, faktycznie, na paru zdjęciach rzuca się w oczy.
Usuń