Jak to mówią, z pustego to i Salomon
nie naleje. Więc i ja nie będę robić z naszej niedzielnej przechadzki wielkiej
wyprawy.
Wyruszyliśmy mała grupką z Grzybowej
Góry polnymi drogami w stronę lasu. Nawet dosyć zimno było – mróz i trochę
wiatru (tam zawsze wieje – wiadomo, Kieleckie). Jedna z koleżanek sprawdziła
zaraz na początku twardość gruntu – było twardo. Takie badania trochę bolą.
ruszamy na trasę
wśród pól
Po dotarciu do lasu mieliśmy już
same przyjemności, bo zrobiło się cieplej i nawet nieco ładniej. Oczywiście
kolorystyka bez zmian – przy zachmurzeniu całkowitym nawet to trochę śniegu, co
spadło ostatnio, bardzo świata nie rozjaśnia.
Bez najmniejszego problemu znaleźliśmy mały staw – punkt czerpania wody, a potem podjęliśmy próbę przejścia w stronę Wąchocka, ale po przekroczeniu 2 strumyków, skapitulowaliśmy na trzecim (był za szeroki do przeskoczenia, a nikt nie chciał wędrować na mrozie w przemoczonych butach) i zarządziłam odwrót do stawu, a stamtąd leśną drogą do Marcinkowa.
Bez najmniejszego problemu znaleźliśmy mały staw – punkt czerpania wody, a potem podjęliśmy próbę przejścia w stronę Wąchocka, ale po przekroczeniu 2 strumyków, skapitulowaliśmy na trzecim (był za szeroki do przeskoczenia, a nikt nie chciał wędrować na mrozie w przemoczonych butach) i zarządziłam odwrót do stawu, a stamtąd leśną drogą do Marcinkowa.
porządna leśna droga
śródleśny staw
"wycofajko"
W samej wsi stanowiliśmy niejaką
sensację, bo zamieniliśmy przystanek autobusowy w prowizoryczny bufet (tam
przynajmniej nie wiało i można było spokojnie zjeść śniadanie). Posileni
poświątecznym prowiantem pomaszerowaliśmy polami, a potem asfaltem w stronę
Michałowa.
Kamienna w Marcinkowie
łabędź na Kamiennej
Kaczka w Michałowie
Tu udało nam się przy pomocy mapy i
kompasu (akurat dzisiaj wyjątkowo prawdziwie pokazywał kierunki) znaleźć
niebrzydką leśną drogę do młyna Piaska, a dalej to już sobie spokojnie
maszerowaliśmy szlakiem aż do naszego kochanego miasta. Szło się lasem, trochę zajrzeliśmy w okolice młynów na Kamiennej, na końcu już tylko przez ulice.
kładka - zapora przy młynie na Łyżwach
rozlewisko Kamiennej przy młynie
Ot i cała wycieczka. Przeszliśmy ok.
18 kilometrów – tempo raz przynajmniej było umiarkowane, żeby nie powiedzieć spacerowe.
A teraz mały bonus.
Wybierając drogę do młyna zrezygnowaliśmy z innej i, ku naszemu spóźnionemu żalowi, nie dotarliśmy do pozostałości najdalszego młyna. Ale nic straconego. Mam dla Was zdjęcia tego miejsca zrobione w pierwszy dzień Świąt przez mojego dobrego znajomego.
fajnie złapany śnieg "na gorącym uczynku"
Zdjęcia
– Janek, Paweł i ja
Kilka razy błądziłem ostatnio z rowerem po ścieżkach od stawiki p.poż w stronę Wąchocka,niestety sprowadzało się to najczęściej do zjazdu asfaltem "strażowej" drogi ,jednej albo drugiej...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze,że kierowniczka nie straciła zmysłu samozachowawczego i wyprowadziła grupę z lasu.
Fajne foty. :)
Trzeba być elastycznym, a nie bez sensu realizować plan. Do Wąchocka się zajrzy przy innej okazji.
UsuńWreszcie zimowe , aktualne zdjęcia. Piękne zdjęcia Kamiennej i kto by się spodziewał na niej łabędzi. A tu jeden jest.
OdpowiedzUsuńDzisiaj same panie spacerowały ?
Tak naprawdę to były dwa łabędzie, ale szeroko się rozciągnęły i dwa nijak nie mieściły się w kadrze.
UsuńI pan też był na wycieczce, ale z powodu czarnej kurtki nie pchałyśmy go w kadr, bo damskie kurtki dodawały koloru. Następnym razem nie będzie segregacji kolorystycznej.