Różne wycieczki prowadziłam, to i
do takiej muszę się przyznać z podniesioną głową. No cóż, nudno było, bo nic nowego. A i
pogoda znów typowo niedzielna. I tempo – ech, ślimacze! Nic, tylko umrzeć z
nudów.
Ja w każdym razie przeżyłam i zdaję
relację.
Na początek wymarzyłam sobie zajrzeć
do młyna w Jędrowie, sprawdzić, co tam, panie dziejski, nowego. Są zmiany
widoczne gołym okiem. Młyn pięknieje, ma nowe okna, malutkie wieżyczki. Pewnie
jest więcej zmian, ale nie wszystkie są dostępne oczom laika. Zapuściliśmy żurawia
w dostępne kąciki i nie żałuję, że nas tu zaniosło. Najbardziej mnie porusza
głęboka i szczera dbałość o detale, ich autentyczność. Tu nie chodzi o to, żeby
było „ładnie”, ale ma być pięknie, czyli prawdziwie.
tym razem widok młyna od strony Kamionki
stare okno
a tu jego nowa wersja (plus wieżyczki)
Z Jędrowa maszerujemy do szlaku
niebieskiego, a nim w kierunku Michniowa. Trasa znana do bólu, ale przyjemna.
Ma nawet kilka niespodzianek. Ot, choćby taka przeprawa przez podmokły teren. Żeby
się nie nudzić, pomagamy sobie wzajemnie podczas pokonywania przeszkody,
naprawiamy niesforne kijki, które akurat, gdy są najbardziej potrzebne,
odmawiają współpracy.
przeprawa pod hasłem "Ratuj się, kto może!"
Nieco dalej, już na suchym lądzie,
przechodzimy obok ciągle budowanego mauzoleum w Michniowie. Można powiedzieć, że
prowadzimy dokumentację budowy, bo już trzeci raz w tym roku pokazujemy postępy
prac. Nadal jednak nie możemy wyobrazić sobie, do czego posłużą te tony betonu.
beton en face
beton z profilu
Po jakimś czasie wygłaszam moje
ulubione zdanie ”Pilnujcie mnie, bo w tym miejscu zwykle gubię szlak”. I, jak
myślicie, co mi odpowiadają uprzejme koleżanki? "Już go zgubiłaś, bo tu nie ma
znaków". Ale, skoro „małpa nie cielę, sobie poradzi”*, to co dopiero człowiek.
Dotarłam do bitej drogi, a nią do miejsca, gdzie szlak wychodzi z lasu, aby znów
do niego wejść i po problemie. Teraz to już spokojnie docieramy do Kamienia
Michniowskiego. Oczywiście, wszyscy go widzieli milion razy, więc nie
zachwycamy się za długo.
zdobywamy Kamień Michniowski
i już go zdobyliśmy
Dalej nasza droga prowadzi czarnym
szlakiem w kierunku Barbarki. Wiem, tędy też chodziliśmy setki razy, ale
przynajmniej zwykle w odwrotnym kierunku. Znudzeni Barbarką, nawet nie
zaszczycamy marnym spojrzeniem znanej kapliczki, tylko wędrujemy dalej polną
drogą w kierunku Podłazia. Dawnymi laty lubiliśmy tędy chodzić i zachwycaliśmy się
widokami na okolicę. Bo jest czym – są tu widoki na Łysicę i spory fragment
Łysogór, na Pasmo Klonowskie i pola u jego podnóża. Odnajdujemy starych
znajomych – miejsca, gdzie niegdyś pasały się kózki, stareńką kapliczkę,
przydrożne krzyże.
Łysica i Agata w oddali
Pasmo Klonowskie przed nami
polna kapliczka
I wreszcie ostatni fragment trasy –
przejście polami od Wiącki do Łącznej. Wiatr trochę dokucza, pola poszarzałe.
Ale tlen czysty, radość z ruchu też.
I tak sobie maszerujemy znaną drogą,
i sami nie wiemy, co nas w te nudne okolice zaniosło. Jeśli zaś chodzi o mnie,
to wiem, co mnie tu przynosi – tęsknota. No, tak mam, że lubię te miejsca. I
już!
pola Podłazia
stare krzyże
Statystyka zaś podaje, że
przeszliśmy 14,5 kilometra. Czyli przynajmniej długo się nie nudziliśmy. ;)
Muszę jeszcze dodać malutkie sprostowanie: jal ma rację - wycieczka nie była ani trochę nudna i już mam pomysł, jak ją powtórzyć i urozmaicić przy kolejnym przejściu. Tak to napisałam, bo się chciałam trochę podroczyć z tymi, co uważają, że zawsze musimy mieć nowe miejsca czy ambitne trasy. Nawet jeśli trasa się powtarza, to my na niej jesteśmy za każdym razem inni, ot, choćby trochę starsi. A i miejsca, jak tu pokazałam, też się zmieniają. Więc to samo nie znaczy tak samo.
Muszę jeszcze dodać malutkie sprostowanie: jal ma rację - wycieczka nie była ani trochę nudna i już mam pomysł, jak ją powtórzyć i urozmaicić przy kolejnym przejściu. Tak to napisałam, bo się chciałam trochę podroczyć z tymi, co uważają, że zawsze musimy mieć nowe miejsca czy ambitne trasy. Nawet jeśli trasa się powtarza, to my na niej jesteśmy za każdym razem inni, ot, choćby trochę starsi. A i miejsca, jak tu pokazałam, też się zmieniają. Więc to samo nie znaczy tak samo.
O młynie w Jędrowie pisałam w lutym. Więcej na jego temat znajdziecie na stronie Młyn Wodny Jędrów. Zajrzyjcie.
*A. Fredro „Małpa w kąpieli”
Zdjęcia
sama robiłam.
Wcale nudą nie wieje...
OdpowiedzUsuńBetony super,nawet bez niwelatora byłoby trudno tak koślawo zbudować... widocznie artysta miał rozhuśtaną wyobraźnię. :)
W napięciu czekamy na koleje odsłony betonowej wizji.
UsuńBędziemy nadal co jakiś czas sprawdzać postępy robót.
Dużo miejsca na grafiki... :(
UsuńO tym nie pomyślałam.
UsuńAle nie wyobrażam sobie, żeby ktoś w takim miejscu wpadł na taki pomysł.
W Mnichowie jeszcze nie skończyli ? Miałem tam zajrzeć, już będzie z rok jak tam robią
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to oni dłużej już tam dłubią i końca nie widać. Nie mam pojęcia, kiedy się to zakończy.
UsuńPrzejeżdżałem obok dzisiaj, ogromny ten pomnik, szkoda że od ulicy zagrodzone
UsuńA tak w ogóle może dzisiaj byliście na wycieczce ? Widziałem jakąś wycieczkę za Mnichowem, obok kapliczki na tym zajeździe dla samochodów z widokiem na góry Świętokrzyskie, może to Wy byliście ? skojarzyło mi się z Wami (nie wiem jak wyglądacie)
UsuńByliśmy trochę bliżej, na końcu Michniowa. A potem skręciliśmy w las. Widziałeś inną grupę.
UsuńZaś pomnik odgrodzą pewnie dopiero po zakończeniu robót budowlanych, czyli nie wiadomo, kiedy.