Moja
koleżanka lubi podróżować koleją i często jeździ do Kielc. Z okna pociągu stale
podziwiała porośniętą lasem nieznaną górę. Urosła ona w wyobraźni do rozmiarów
niedostępnej, wymarzonej góry, na którą koleżanka chciałaby kiedyś się wybrać. I tak
sobie marzyła i marzyła, a czas mijał; góra nie rosła, ale chaszcze na niej – i
owszem.
I
wreszcie przy okazji wspólnej podróży opowiedziała mi o tej górze. Obiekt namierzyłam,
rozpoznałam i zaproponowałam wspólną wyprawę dla odczarowania góry.
Cóż
to za obiekt? Góra Chełm w pobliżu Zagnańska, a właściwie w Zachełmiu, które
jej właśnie zawdzięcza swą nazwę.
Cały
problem tej wyprawy polega na tym, że szłyśmy do niej znaną trasą, nowości
niewiele. Unikałyśmy asfaltu i stąd wyszukiwanie ścieżek wśród traw.
droga w pobliżu torów
Znów
na naszej trasie znalazł się kościół świętych Rozalii i Marcina. Tym razem w
remoncie. We wnętrzu trwa malowanie.
dzwonnica widziana od strony schodów
rzut oka na kościół
uroczo zielone organy (inne zdjęcia w tej relacji)
Potem słynny rezerwat Zachełmie. No, tu zaszalałyśmy. Miliony lat patrzące na nas ze skał doczekały się szacunku i podziwu.
ściany rezerwatu - dawnego kamieniołomu
kamień na kamieniu
Koleżanki (bo nie tylko marzycielka była na tej wyprawie) szukały ciekawych kamyków, ja szalałam z aparatem wśród roślin. O tej porze roku sporo tu kwitnących cudeniek – niektóre w innych okolicach nie występują. Jest więc na czym zawiesić oko i obiektyw.
mech na skałach
I
w końcu nadeszła wiekopomna chwila – grzbietem kamieniołomu zaczęłyśmy
podejście na Chełm. Najpierw było przyjemnie – miejsca z widokami na okolicę,
wygodne ścieżki, kolejne ciekawe rośliny.
kamieniołom widziany z góry
lepnica rozdęta
traganek szerokolistny
pszeniec różowy
przelot pospolity
koniczyna pagórkowa
szałwia omszona
widok z góry Chełm na południe (las już wkracza na górę)
Wchodzimy do lasu porastającego szczyt. Ścieżki jeszcze są.
I
wreszcie Chełm pokazał swoją naturę baśniowej góry. Ścieżki jakoś tak nagle się
skończyły, zaczęły się zarośla – głównie bardzo wysokie paprocie i koszmarnie
kłujące krzewy głogów. Ale nie zniechęciło to nas i zeszłyśmy z góry przez te
chaszcze. Koszt – kilka zadrapań, jeden
upadek i jeden kleszcz.
trudne chwile na trasie
Tak
czy inaczej – Chełm zdobyty. Można marzyć o innych szczytach. Byle bez ekstrawagancji. Ekspedycji na Mount Everest nie będę organizować.
Po
trudach wyprawy odpoczęłyśmy nad dobrze znanym zalewem Zachełmie.
strażnik zalewu - pliszka siwa
zalew Zachełmie (na Bobrzy)
sitowie na brzegu
Statystyka
wyprawy – 8 kilometrów, dużo wrażeń, śmiechu i radości.
Gdybyśmy miały ze sobą kilka
worków na śmieci, to by się je wypełniło butelkami, które wszędzie się walają. I nie myślcie sobie, że to z powodu braku koszy na śmieci.
Nie. Te są w stosownych ilościach. Tylko droga do nich trudniejsza niż zejście z
góry Chełm.
Zdjęcie – mojej
produkcji
(I niech mi kto powie, że są identyczne, jak w poprzedniej relacji!)
Pliszka siwa... mało strachliwa.
OdpowiedzUsuńTylko tak udaje. A podejdziesz bliżej - już jej nie ma.
UsuńTeż mam takie swoje pagóry, ale tam nie idę bo boję się stracić motywację, wystarczy że są i kuszą widokiem.
OdpowiedzUsuńGóry Chełm są co i rusz podobnie jak Babie.
Roślinki nie oznaczę ale poszukaj w necie zaraz bo to chyba któraś z nich.
Nazwy gór się powtarzają. Taka widać wyobraźnia ludowa.
UsuńRoślinki długo szukałam - na razie bez skutku. Ale nie tracę nadziei.
Aniu, dlugo tu nie zagladalam, zaniedbuje tez swoja stronke jak wiesz, bo nie nadazam; tyle sie dzieje. Cudnie mi sie Ciebie czyta i oglada, prawdziwa uczta! Mam nadzieje, ze kiedy przyjade pod koniec sierpnia, bedzie okazja sie spotkac a wtedy chetnie poopowiadam 'com widziala i slyszala', jak bohater Kornela M. :-)
UsuńŚwięte słowa, pani dobrodziejko, święte słowa. Czekam na sierpień - same się zdziwimy, jak szybko nadejdzie.
Usuń