piątek, 12 maja 2017

Wszyscy na pokład, czyli wyprawa na Połoninę Wetlińską

Ledwie kilka miesięcy temu towarzyszyłam wirtualnie Kasi i Kamilowi z bloga „Magurskie Wyprawy” w ich wędrówce po zasypanej śniegiem Połoninie Wetlińskiej (tu link do relacji). Wtedy nawet nie przypuszczałam, że i ja się  tam wkrótce wybiorę. Koniecznie zajrzyjcie do tamtej relacji, żeby poczuć różnicę.


Jak było na naszej wyprawie?
Zerwaliśmy się bladym świtem 1 maja, żeby zdążyć przyjechać do Wetliny zanim zacznie się duży ruch turystyczny. Do pewnego stopnia nam się to udało – znaleźliśmy miejsce na parkingu, ale na ulicach widzieliśmy coraz liczniejsze grupki turystów zmierzających w różne strony.
Nasze podejście zaplanowaliśmy żółtym szlakiem od Wetliny ku Przełęczy Orłowicza. Już na starcie zderzyliśmy się z grupą, która wysiadła z autokaru. Jej członkowie towarzyszyli nam na podejściu w kierunku lasu.
Nie było jakoś specjalnie trudno iść, ale tego dnia akurat zrobiło się nadspodziewanie ciepło. W efekcie większość rzeczy do ubrania musiałam targać w plecaku. Kto by się tam tym przejmował! Widoki na okolice rekompensowały wysiłek.

aż się wierzyć nie chce, że niedługo tam się wdrapiemy 

rzut oka za siebie 
 
Podejście lasem oznaczało oczywiście nieodłączne brodzenie w błocie plus kolejkę do kasy. Ale potem to już ładny bukowy las, który w słoneczny dzień wydawał się wesoły, nie tak tajemniczy jak poprzedniego dnia na Żukowie. 



 bukowy las w wiosennym słońcu 

Wśród buków pojawiły się też niewielkie skałki. A przejście po nich ułatwiały poręcze i schodki. Czyli wygodnie i bezpiecznie. 

 skałki przy żółtym szlaku

I jakoś tak nagle wyłoniła się przed nami Przełęcz Orłowicza, a wraz z nią dosyć silny wiatr. Na szczęście nie był bardzo zimny.

na Przełęczy Orłowicza 

 widok z przełęczy na północ
 
Krótka narada na przełęczy i postanawiamy wejść na pobliski Smerek. Skoro już i tak jesteśmy w pobliżu… Druga taka okazja może się nie nadarzyć. 

widok na Smerek (1222 m n.p.m.)
 
Dla mnie cała wędrówka od tego momentu to właściwie jeden wielki zawrót głowy. Poczułam się kompletnie zagubiona w ogromnej przestrzeni, która się przede mną otworzyła. Nie wiedziałam, gdzie patrzeć, na czym się skupić. Mimo oglądania zdjęć z połonin nie byłam przygotowana na to, jakie są potężne i zniewalająco piękne. Tak, dobrze się domyślacie, to była moja pierwsza wyprawa w te rejony. Nie wymagajcie więc ode mnie nazywania szczytów, które widziałam.
Jedno jest pewne – dotarliśmy do krzyża na Smereku, a potem zwróciliśmy w kierunku przełęczy i Połoniny Wetlińskiej. 

skałki przy podejściu na Smerek 

 niezwykle oblegany krzyż pod szczytem 

Pogoda się nieco zmieniła, było mniej słońca. No i teraz dopiero zobaczyłam nie tylko góry i połoniny, ale też i całe sznureczki ciągnące ścieżkami – na połoninie były prawdziwe tłumy! Nie sposób było zrobić „bezludne” zdjęcie. To był drugi szok tego dnia.

grupki turystów na połoninie

 my też "robimy tłum"
 
Jedyne puste okolice to te, które widziało się patrząc z połoniny na południe czy północ. Tam były góry, las i cisza.


pustka
 
Tu mijaliśmy turystów, jednych się wyprzedzało, inni wyprzedzali nas. Co i rusz spotykaliśmy grupki odpoczywających. Niektórzy raczyli się napojami, które zupełnie mi do gór nie pasują.
A na Osadzkim Wierchu znaleźli się nawet „melomani” słuchający muzyki z odtwarzacza! I jak tu się w ciszy i spokoju oddać podziwianiu gór?! Wytrzymaliśmy kilka minut i w drogę.   
Mijamy kolejne grupki malowniczo rozłożone na skałkach. O, jak by się chciało sfotografować taką skałkę solo! Niemożliwe. 

 na Osadzkim Wierchu

widok z Osadzkiego

Wreszcie zaczyna się schodzenie – mamy do dyspozycji nie tylko nieznajomego i jakże dowcipnego komentatora wydarzeń, ale też i schodki z poręczą. No i na tych to schodkach stwierdzam brak termosu. Nic, tylko został na Osadzkim Wierchu. Robię błyskawiczny w tył zwrot i prawie biegiem wracam na szczyt. A tam ani śladu mojego termosu (jego to nie żal, ale herbata w nim była). Zanim popadnę w rozpacz, zaglądam do plecaka, a tam termos śmieje mi się w nos. No, nieźle mi się schował, ale co się nabiegałam, to moje. 


 schodkami w górę, schodkami w dół

połonina

Teraz już spokojniej schodzę z Osadzkiego i planuję dłuższy postój w schronisku Chatka Puchatka. O, tam to się napiję! Czegokolwiek. Byle dużo! 

 kamienista droga

Chatka Puchatka na horyzoncie

Jak to ja - zauważam nie tylko góry, ale i roślinki, które skromnie kwitną wśród niewielkich jeszcze traw połoniny. A i zwierzyna drobna się trafia. Nie muszę dodawać, że oprócz naszej grupki nikt ich nie dostrzega. Ot, drobnica jakaś. 

 jaszczurka spokojnie drzemie przy ścieżce

cebulica dwulistna

 wawrzynek wilczełyko

W końcu docieramy do słynnego schroniska. Edek spokojnie mi tłumaczy, jakie mamy stąd widoki, ale ja właśnie przeżywam załamanie nerwowe. Nic nie jest w stanie mnie pocieszyć. Tłumy w tym miejscu zupełnie zwaliły mnie z nóg i odebrały całą radość z gór. 

widok na Połoninę Caryńską 

 oblężone schronisko
 
Teraz mamy tylko jedno marzenie – jak najszybciej uciec stąd, znaleźć się gdzieś w ustroniu. Schodzimy więc możliwie najkrótszą drogą do parkingu na Przełęczy Wyżnej im. J. Harasymowicza. 

 schodzimy z gór (jest już popołudnie, a wciąż są tacy, co prują w górę)

kamienie upamiętniające patrona przełęczy - Jerzego Harasymowicza

Na szczęście czeka tam busik, który zabiera nas do Wetliny. I nie oczekujcie ode mnie, że pokażę, jaki tłok panował na rzeczonym parkingu.
Piękne te Bieszczady, ale czasem jednak zatłoczone. Szkoda…

Zdjęcia – Marysia, Edek i ja

8 komentarzy:

  1. Fajny wypad... to zejście do parkingu to nie takie chop siup !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zejście było zupełnie w porządku. Gdybyśmy schodzili po błocie w stronę Wetliny - o, to by dopiero była ślizgawka. Ale kolana obciążało. Fakt.

      Usuń
  2. Co Was podkusiło żeby się tam wybierać w długi łikend???

    Wiadomo było że w Bieszczadach (Pieninach, Gorcach, Biebrzańskim PN i tego typu miejscach) będzie szarańczy od zatrzęsienia.

    ps. jak pierwszy raz wyszedłem na Połoniny, to usiadłem, zapaliłem papierosa i ... nic nie mówiłem, nie mogłem znaleźć słów by powiedzieć to co mi się kłębiło w mózgu i w duszy, to wolałem nic nie mówić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, znajomi jechali i zaproponowali wspólny wypad. Głupio było odrzucić taką okazję. I w ten sposób staliśmy się częścią szarańczy. Czasem się wpisujemy w popularne trendy. ;)
      Ale nic to - połoniny ze swoją urodą rekompensują niedogodności związane z tłumami.

      Usuń
  3. Bieszczady są teraz modne ale nawet tacy turyści jak My i Wy, którzy nie lubimy tłumów, też pragną obejrzeć słynne połoniny :) Na połoninach to widzę że takie przedwiośnie jest, wiosna jeszcze nie dotarła ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rośliny zakwitły takie, jak u nas w marcu.

      Usuń
  4. Mnie też zadziwiło to majowe wilczełyko. Ile waży twój plecak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. To znaczy wolę nie wiedzieć, bo bym się musiała załamać pod ciężarem tej wiedzy. A tak to sobie go spokojnie targam.

      Usuń