To miejsce
i czas akcji naszej niedzielnej wycieczki. Wybrane ze względów czysto
praktycznych i w nadziei, że jednak rzeczywiście będzie po deszczu, a nie w
czasie. Na starcie Irena solennie obiecała, że za pół godziny przestanie padać.
I przestało.
początek wędrówki jeszcze pod parasolkami
Wybraliśmy
drogi bite, żeby uniknąć tonięcia w błocie po kostki. I to się udało.
Oczywiście
napotkaliśmy kałuże, ale przez lata wędrowania nabyliśmy sporej praktyki w ich
omijaniu.
porządne drogi
i porządna kałuża
Maszerowaliśmy
ze Skarżyska Książęcego w kierunku leśnego cmentarza, na którym spoczywają
partyzanci AK podobwodu „Morwa”. Początkiem istnienia cmentarza jest pochówek 5
partyzantów w sierpniu roku 1943, poświęcenia cmentarnej ziemi dokonał w maju 1944 kapelan Armii Krajowej ksiądz
Antoni Pałęga pseudonim „Ager”.
widok ogólny cmentarza
jego centralna część
W dalszej
drodze napotkaliśmy samotny krzyż na skraju wsi Łazy. Niestety, nic mi na jego
temat nie wiadomo. Nawet nie było kogo spytać.
miejsce, które omyłkowo uznaliśmy za samotną mogiłkę, a okazało się tak zwanym "Małym Krzyżykiem" - wyjaśnienie otrzymałam w komentarzu pod postem
krzyż na początku wsi - warto przyjrzeć się napisowi
Z Łazów
wędrowaliśmy w kierunku Bernatki, ale postanowiliśmy wydłużyć nieco naszą trasę
i wykonać odwrót taktyczny w kierunku Pogorzałego. Oznacza to, że praktycznie
znaleźliśmy się znów w pobliżu cmentarza partyzanckiego, ale tym razem po jego
wschodniej stronie. Już nie podchodziliśmy powtórnie, bo woleliśmy uniknąć porządnie
błotnistego szlaku.
tę drogę nazywamy "droga doktorska"
sesja foto
przydrożny strumyk
samotny wędrowiec
Dotarliśmy
więc suchą nogą do wsi, a potem do leśnego odcinka żółtego szlaku, który doprowadził
nas do domu. Najbardziej nas zaskoczył pomiar długości trasy – 19,7 kilometra.
A miała być niewielka wycieczka!
bukowy las na szlaku
Jednym słowem
– wycieczka zaskakująco udana, a do tego nastąpiła kumulacja cukiernicza i na
postojach obżeraliśmy się aż miło.
próbuję złapać ciasto w obiektyw zanim zniknie
udało się!
Zdjęcia – Edek i ja
Spadek cukru nie grozi raczej...
OdpowiedzUsuńOj, nie. Dlatego między innymi wydłużyliśmy trasę, żeby spalić nadmiar kalorii. ;)
UsuńGrunt to zaufanie! Ja nieraz też ruszałem z deszczem, na zasadzie "Boże wiesz, że wędruję na Twoją Chwałę i jeśli uważasz za słuszne to mogę moknąć cały czas, ale bądźmy szczerzy po cholerę stwarzać taki cudowny swiat, skoro teraz nie będę mógł się nim zachwycać z racji mgły, deszczu czy innego draństwa?" Zawsze działało...
OdpowiedzUsuńU nas obowiązuje zasada: "to nie my wybieramy pogodę, to ona wybiera nas". Poza tym nie wolno na nią narzekać, bo wtedy gotowa się popsuć, żeby udowodnić, że narzekanie było niesłuszne.
UsuńNam w niedzielę pogoda spłatała figla. Od rana było pochmurno ale zapowiadane były przejaśnienia więc ruszyliśmy. Około południa pierwszy raz zaczęło padać a że trasa wiodła w połowie przez łąki buty po powrocie do domu mieliśmy trochę przemoczone. Za to spotkaliśmy dużo zwierząt którym widocznie deszcz nie przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńTegoroczny maj jest pełen niespodzianek pogodowych. Nigdy nie wiadomo, wyruszać na wycieczkę, czy zostać w domu. Ale najgorszy scenariusz to dla mnie jednak przemoczenie butów. Drugi w kolejności - zostać w domu, a pogoda się robi wspaniała.
UsuńMam nadzieję, że udało się Wam sfotografować zwierzynę i pokażecie u siebie na blogu.
"Bezimienna mogiła" nie jest mogiłą. To tzw "Mały Krzyżyk", miejsce bardziej związane z wcześniejszym rolnictwem na tych terenach.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za wyjaśnienie. Nie udało nam się tego dowiedzieć od mieszkańców, a tu mam odpowiedź. Błąd zaraz naprawię.
Usuń