Wszystko
wskazywało na to, że będzie słabo. Cały
tydzień lało, było zimno. Nawet się nie chciało wyjść z domu. A tu gospodyni z
Wołkowyi zapewnia przez telefon, że tam cieplutko i bez deszczu. Co do prognoz
pogody na ten okres, to wszyscy wiedzą – nie ma im co wierzyć, bo meteorolodzy
robią się nagle nadzwyczaj oględni.
I tak poinformowani ruszamy w drogę – cały czas leje albo pada. Po dotarciu na
miejsce okazuje się, że i tam zaczęło padać. Ale rano zaświtała iskierka
nadziei – oto jaki widok miałam z okna.
mój pierwszy bieszczadzki poranek
poprawa pogody
W tej
sytuacji warto jednak wstać, założyć solidne buty i ruszyć na trasę. Z powodu
niepewnej pogody wybieramy się na nieodległy Czaków. Początek podejścia z
widokami na okolicę.
na zboczu Czakowa
Po wejściu
do lasu mam okazję po raz pierwszy zapoznać się z bieszczadzkim błotem. No, nie
powiem – duże wrażenie. Górka niby niewysoka, ale ciągłe ślizganie się powoduje
niezłe wydłużenie czasu podejścia. Cóż, zdarzają się i upadki.
pierwsze błoto (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że w gruncie rzeczy niewielkie)
po upadku
Zdarzają
się i poważniejsze incydenty. Choćby takie z pozoru niewinne spotkanie z
niewielkim potokiem o nazwie Wołkowyjka. Płynie on sobie radośnie przez dolinę,
czasem przecina drogę z Wołkowyi do Baligrodu wymuszając a to postawienie
mostu, a to kładki, a to brodu.
przeprawa
Wołkowyjka tworzy
czasem malownicze wiry, czasem spokojna jest nadzwyczaj. Tak czy inaczej,
należy zachować ostrożność w kontakcie z nią, bo potrafi wciągnąć i potem
kłopot gotowy. Tego typu zimną kąpiel zaliczył aparat fotograficzny kolegi Eda.
Skutek – sprzęt na razie schnie. Miejmy nadzieję, że wróci do formy sprzed
kąpieli.
różne oblicza Wołkowyjki
łuskiewnik różowy nad potokiem
Skoro
mówimy o potoku, to może rzucimy okiem na inny akwen w okolicy Wołkowyi. Nietrudno zgadnąć, że to Jezioro Solińskie, a właściwie jego wąska południowa
cześć.
W maju jest
tu jeszcze w miarę spokojnie, na brzegu jedynie nieliczne grupki wczasowiczów,
na wodzie kilka żaglówek. Latem ruch
będzie pewnie większy.
Zielona Plaża
oczekiwanie
czosnaczek pospolity nad zalewem
Najlepszy
widok na zalew mamy z punktu widokowego na górze Plisz, albo z kolejnego
wzgórza, które nie wiadomo dlaczego znajdują się poza szlakiem turystycznym.
w dali Jezioro Solińskie
Tak czy inaczej, gnani chęcią podziwiania widoków zeszliśmy trochę ze szlaku, żeby rzucić okiem na okolice na północ od Wołkowyi. Nie dość, że widoki tu przyzwoite, to jeszcze błota ani śladu.
Wołkowyja za nami
Sam zaś
szlak prowadzi na szczyt o nazwie Wierchy, a potem w kierunku Myczkowa i dalej.
My jednak mieliśmy inne plany i w tamte strony się nie zapuszczaliśmy.
na Wierchach
Z Wierchów
postanowiliśmy przejść szlakiem rowerowym w kierunku Bereźnicy Wyżnej, a potem
łagodnie zejść leśnymi drogami do Wołkowyi. Pomaszerowaliśmy lasem korzystając ze ścieżki dydaktycznej. Zdobyliśmy szczyt
Kiczura, który okazał się niewiele wyższy od naszej Łysicy. Trzeba jednak przyznać,
że wchodzi się na niego szybciej i łatwiej.
w drodze na Kiczurę
Ścieżka
krzyżuje się z porządną drogą, przy której leśnicy prowadzą szkółkę leśną. Na
drodze zauważyliśmy solidną zamknięta bramę. Chciałam nawet podejść, poprosić o
jej otworzenie, ale kolega Ed wybrał dla nas inny, jakże efektowny wariant
trasy.
jedno ze stanowisk szkółki leśnej
Pomaszerowaliśmy
leśną drogą, która dosyć szybko się skończyła i przyszło nam pokonać w poprzek
przyjemny leśny wąwóz. Nie był bardzo głęboki, ściany raczej łagodne. A za nim
ładna droga. Ale nie na południe, a takiej potrzebowaliśmy. No to przyszło nam
przekroczyć kolejny wąwóz (a może ten sam, ale w innym miejscu?).
żywiec cebulkowy
pierwszy wąwóz
wilczomlecz migdałolistny
w drugim wąwozie
kolonia hub
Za nim
bezdroża i jeszcze trzeci wąwóz. I też w poprzek. Ten był bardziej stromy. A na
drodze za nim znów widziałam mój cień, czyli nadal nie szliśmy na południe.
widok na trzeci wąwóz
korzenie i pnie ułatwiają wspinaczkę na ściany wąwozów
Czwarty
wąwóz był najgorszy – głęboki, a na jego dnie płynął strumyk. Ale kiedy szłam
tym strumykiem, nie widziałam wreszcie cienia. Czyli kierunek słuszny!
ostatni wąwóz czeka
W końcu
wykaraskaliśmy się z tego okropnego wąwozowego galimatiasu i wyszli we wsi
Górzanka.
Wołkowyjka w Górzance
Co jeszcze
widzieliśmy, opowiem w kolejnych wpisach.
Zdjęcia – Marysia, Edek i ja
Takie krajobrazy to przy każdej pogodzie piękne
OdpowiedzUsuńA to jeszcze nie połoniny. Tam to dopiero dech zapiera.
UsuńPierwszy raz w życiu byłam w Bieszczadach; nie spodziewałam się, że tam tak pięknie.
Wołkowyja, baza studencka 1971 r. "autostop" - piękny czas. Wąwozy do uporządkowania... tylko w marzeniach.
OdpowiedzUsuńWąwozy nie są na żadnym szlaku - niech zostaną, jakie są. Fajnie było się tam przedzierać. Bardziej mnie wykończyły niż wszystkie inne wycieczki razem wzięte.
UsuńNamawiam Edka na udostępnienie zdjęć z dawnych wędrówek. Byłby wpis wspomnieniowy. Oczywiście nie z moich wspomnień. Niestety...
Wąwozy to esencja Bieszczad oraz Beskidu Niskiego:) Potrafią nieźle dać w kość zmęczonemu lub co gorsza zbłąkanemu wędrowcy ! Fajnie że wybraliście się nam majówkę w bliskie nam okolice :)
OdpowiedzUsuńW naszych górach też mamy wąwozy, ale zdecydowanie mniej męczące. Przejdzie człowiek jeden i po robocie, a tu się mnożą jak na zawołanie. Ale, z drugiej strony, trochę się człowiek zmęczył, a wspomnienia zostają. Niezapomniane.
UsuńNa samej "Marcince" jest z 15 wąwozów... znam wąwozowy urok doskonale, w Łowczówku spory szmat dzieciństwa w nich "zgubiłem". Co gorsza, e Bieszczadzkiez Beskidzkie czy Pogórzańskie, mają taką ciekawą właściwość że zmieniają kierunek, wchodzisz człowieku z południa na północ a przy wyjściu kompas pokazuje że idziesz ze wschodu na zachód albo odwrotnie. Ubaw z nimi.
OdpowiedzUsuńZaprzyjaźniliście się z iłem... dobrze, to król tutejszych szlaków, i od czasu do czasu trzeba królowi co mu się należy oddać ;)
A Ogólnie Bieszczady są super!!!!
Zgadzam się z Tobą w pełni.
UsuńZ iłem i tak miałam szczęście, bo to nie ja się wywróciłam. Koledzy już się na mnie zasadzali, ale miałam inną "wpadkę", którą w stosownym czasie opiszę.
Tak czy siak, spodnie po bieszczadzkich szlakach trzy razy prane i jeszcze ślady błota są zauważalne.
W jaki sposób identyfikujesz te wszystkie roślinki? Jestem pod wrażeniem!!
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam, a w niej zdjęcia. Posegregowane według koloru kwiatów. Znaleźć nietrudno. Potem jeszcze sprawdzam w internecie.
UsuńTrafiają się i takie, co w książce nie ma, no to się trzeba naszukać. Większość znajduję, ale część zostaje niezidentyfikowana. Te się trzyma w komputerze na później.
Zawsze możesz Wilmo - zrobić fotkę, wysłać na bio-forum i na 99.9% udzielą trafnej odpowiedzi. Mnie ostatnio wyprowadzili z błędnego mniemania iż to co znalazłem na Pasierbcu jest amyłkami, gdyż są to kamuszniki... mowa o porostach.
Usuńhttp://www.bio-forum.pl/messages/11141/916509.html
Dobry adres! jeszcze nie korzystałam, ale na pewno i mnie się przyda.
Usuń