poniedziałek, 2 grudnia 2013

Skąd wiatr wie, w którą stronę wiać?*


W tę niedzielę chyba się umówił ze Stasiem,  żeby raczej wiać nam w plecy lub z boku. W przeciwnym razie bardzo by to był ciężki rajd, a tak, to było bardzo miło, choć chłodno i wietrznie.
Zaś Stasio mężnie prowadził z Bodzentyna przez Miejską Górę i Świętą Katarzynę, a potem drogami polnymi do Kamieńca. Wyliczona na 17 km trasa nieco się wydłużyła, bo krokomierz „wystukał” 17 km 140 m, ale nie będziemy się wykłócać o takie drobne wydłużenie.
Atrakcji było i tym razem sporo. Przede wszystkim – pogodowe. Chmury tak szybko przelatywały nad nami, że Ela nie nadążała ze zdejmowaniem i zakładaniem peleryny przeciwdeszczowej. Na szczęście częściej nie padało. A był nawet zapowiadany przez Irenę moment słoneczny. 

 Zakładać? Nie zakładać? A, może poczekam...

chwila ze słońcem na psarskich polach

Przyrodniczo też było ciekawie – w lesie spotykaliśmy potężne mrowiska, powalone omszałe pnie, ciekawe nadrzewne grzybki. Pod nogami mieliśmy mokre i śliskie liście, a wśród pól różnej formy kałuże i błoto. Dzięki niemu w konkursie na najbardziej zabłocone obuwie zwyciężyła jedna para nóg.

 mrówczy wieżowiec

powalony dąb na Górze Miejskiej

nadrzewne grzybki

w Puszczy Jodłowej

wieś Grabów na tle Łysicy

pierwsze miejsce zdobywa ...

Dużo emocji dostarczyło nam przekraczanie Psarki w pobliżu Kamieńca. Zapamiętanej sprzed lat kładki już nie ma i trzeba się było przedostawać na drugi brzeg po podrzuconych przez Stacha kamieniach. I pomocna dłoń Dominika też się bardzo przydała.


 emocjonująca przeprawa

a tak to wyglądało 4 lata temu

Nie zwiedzaliśmy kościoła w Świętej Katarzynie, bo akurat zaczynało się nabożeństwo, ale zajrzeliśmy do kapliczki św. Franciszka, obmyli oczy w wodzie ze źródełka i rzucili okiem na kapliczkę w pobliżu mogił powstańca 1863 roku i partyzanta z czasów II wojny światowej. 

źródełko świętego Franciszka

 grupa przed kapliczką w pobliżu klasztoru w Świętej Katarzynie  
 
Przyznam, że ja sama najbardziej czekałam na obejrzenie „odremontowanej i przeniesionej” kapliczki św. Antoniego, która dawniej stała po prawej stronie szosy w kierunku Bodzentyna. Była to oryginalna w kształcie trzystuletnia kapliczka, która z czasem popadała w ruinę.  Teraz zastąpiono ją inną – świeżo wybudowanym murowanym „cudeńkiem”. Jakaż byłam naiwna, że spodziewałam się pieczołowitego przeniesienia zabytku i troskliwej restauracji. To takie „klonowanie” w stylu świętokrzyskim. 

 nowa  kapliczka

 tak wyglądała autentyczna stara kapliczka w roku 2008

Mimo tego niemiłego faktu wycieczka i tak była udana, a jedzenie tym razem przeszło wszystkie oczekiwania! Zdjęć nie dam, bo to nie blog kulinarny, choć kto wie…

*Stanisław Jerzy Lec

zdjecia - Edek i ja

4 komentarze:

  1. Kładka faktycznie była... kapliczka stara,wyglądała tajemniczo. Mam wątpliwości czy dołożono należytej pieczy oraz opieki konserwatora zabytków przy jej renowacji.
    Proporcje się gubią...ale może dlatego,że tamta się pogrążyła w przydrożnym rowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytałem... 300 letnia kapliczka św.Antoniego została zbudowana od nowa,zachowując jej wymiary,przeniesiony został też krzyż .Koszt inwestycji 100 tys. zł.
      Jedni się cieszą inni mniej... na otwarciu buło sporo osób oficjalnych,została poświęcona...

      Usuń
    2. Mam mieszane uczucia co do tej przebudowy czy odbudowy. Z jednej strony żal starego, z drugiej - całe tak zwane Stare Miasto w Warszawie od nowa zbudowano.
      Może trochę przedobrzyli z estetyką; jak się po latach kaplica przybrudzi będzie bardziej autentyczna.

      Usuń
  2. Oj wiało w niedzielę. Daliście radę. A nowa kapliczka ? Nie podoba mi się, Ona spełnia jakieś funkcję ale to nie ma nic wspólnego z poprzednią .

    OdpowiedzUsuń