poniedziałek, 20 października 2014

Precz z rutyną, czyli wyprawa w okolice Oblęgorka


Co robi turysta zmotoryzowany, gdy zapragnie odwiedzić Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku? Bierze mapę, sprawdza trasę dojazdu i jedzie. Proste.
Co robi turysta pieszy, kiedy ma ten sam zamiar? Bierze mapę, sprawdza jak dojechać busem do Oblęgorka, przegląda rozkłady jazdy wszystkich dostępnych firm i stwierdza, że nie ma żadnego busa, który w niedzielę rano jedzie z Kielc do wymarzonego celu. Rutyniarz rezygnuje, kreatywny szuka busów do pobliskich miejscowości. I w końcu jest! Bus do Kuźniaków. A po drodze Cierchy. Mówi wam to coś? Bo mnie do niedawna nic nie mówiło. Teraz wiem, że to wieś na północ od Baraniej Góry, z której najbliżej do naszego celu podróży. 

przydrożny krzyż w Cierchach

Wysiadamy w Cierchach i maszerujemy polną drogą w kierunku Baraniej Góry, trochę rosy nam nie przeszkadza i niedługo natrafiamy na szlak czerwony, który doprowadza do czarnego. Ten zaś to jeden z najbardziej atrakcyjnych widokowo szlaków naszego regionu. Prowadzi przez rezerwat leśny Barania Góra. Rosną tu buki, które o tej porze roku powinny być czerwono-złote. Niestety, jeszcze nie są. Ale i tak jest baśniowo, bo las tonie w gęstej mgle, drogę zagradzają powalone pnie, a w wąwozach  panuje mrok i cisza. 

zdrewniały jaszczur


jak dziecię we mgle 



na czarnym szlaku
 
Po wyjściu z rezerwatu z mgły wyłania się park i pałacyk w Oblęgorku. Wchodzimy do środka, choć zwykle rezygnowaliśmy. Ale nie żałujemy czasu na zwiedzanie – na parterze pałacyku czas się zatrzymał, zaglądamy do gabinetu pisarza, jadalni, salonu, nawet do sypialni wściubiliśmy nos. Takie z nas ciekawskie bestie. Przewodniczka zachęca do wejścia na piętro. A tam nowa i nowoczesna ekspozycja, ciekawie pokazane książki, ilustracje do dzieł Sienkiewicza, dokumenty związane z Nagrodą Nobla i śmiercią pisarza. Jest też uroczy pokoik – biblioteka ze sprytnie ukrytymi schowkami na drobiazgi i tajemnym przejściem do pokoju z pamiątkami z podróży. Nie powiem, co otwiera ukryte drzwi, sami odwiedźcie muzeum i znajdźcie je.

pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku

należąca do pisarza pompa strażacka w pałacowym parku

gabinet pisarza

salon

fragment ekspozycji na piętrze 

zaglądamy w każdy kącik - wolno nam! 
 
Po zwiedzaniu muzeum rutyniarz maszeruje czerwonym szlakiem do Tumlina, żeby tam złapać transport do domu. A my kreatywnie docieramy do szlaku idąc ulicami o wiele mówiących nazwach Stroma, Krajobrazowa i podobnych, a potem szybko uciekamy z tego szlaku, aby przejść przez Pępice. Niby wieś, jak wszystkie, a jednak tu właśnie znajdujemy kolejny krzyż z odwróconą figurą Chrystusa, których już kilka znaleźliśmy. I nawet umieszczenie krzyża w pobliżu licznych drutów elektrycznych nie psuje naszej radości z odkrycia.

krzyż w Pępicach
 
Za wsią wkraczamy na łąki i ku zdziwieniu kilku spokojnych krów zmierzamy w stronę rzeki Ciemnicy (no przesądziłam lekko z ta rzeką – to raczej spory strumyk). Zaraz się okazało, co tak te krowiny zaskoczyło. Nikt tędy nie chodzi, bo brzeg podmokły, przeprawy brak, ale kreatywni sobie poradzą i jakoś się przedostaną na druga stronę. A tam w nagrodę przemiłe, choć nieco wyczerpujące podejście na górę Gomek. Czy jakiś rutyniarz tam był? Założę się, że nie. A my tak! Janek nazwał te górkę Brzozowa, bo cała jest porośnięta brzozowymi zagajnikami. 


niby nic, ale przeprawa wymaga skupienia

brzozy na szczycie góry Gomek już prawie bez liści 

Po zejściu z górki wieś i rzeka Bobrza. Tę przekraczamy po solidnej kładce (nuuuuuuuuda), a potem maszerujemy w stronę giełdy przy torze Miedziana Góra. Nie robimy zakupów lecz wędrujemy szlakiem konnym w stronę kamieniołomu Wykień. Wiem, wiem – byliśmy tam niedawno nawet kilka razy, a co to szkodzi? Lubimy to miejsce, wiec zaglądamy z krótką wizytą, tak po przyjacielsku.

bród na Bobrzy (kładka po lewej stronie za krzakami)

 kamieniołom Wykień - już jesiennie 
 
A potem to już rutynowo do bólu – czerwonym szlakiem (a jednak! – powie rutyniarz) na Grodową i do Tumlina na stację. Dokonujemy obliczenia długości trasy. Wychodzi 19,8 km – rutyniarz by zaokrąglił do dwudziestu, ale nie my. U nas dokładność droższa pieniędzy. W nagrodę wsiadamy do eleganckiego pociągu „Impuls” i podróż powrotną odbywamy na wygodnych skórzanych kanapach. 

tradycyjnie fotografowana kapliczka na szczycie Góry Grodowej tym razem wygląda jak zza krzaka (a bywało tak, tak i tak)
 
Zdjęcia – Edek, Janek i ja

3 komentarze:

  1. Góra Grodowa to magiczne miejsce... ja się tam pewnie nie czuję.
    Impuls - no,proszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na górze kapliczka odgania wszelkie niepokoje. Śmiało można przychodzić - my spotkaliśmy rodzinę z małymi dziećmi.
      "Impuls" pachnie nowością, konduktor objaśnia działanie kanap, które się rozsuwają. Ja go tak dobrze zrozumiałam, że zamiast rozsunąć kanapę otworzyłam kosz na śmieci. Ale czegoś się jednak nauczyłam ;)

      Usuń
    2. Kapliczka stoi w pogańskim kręgu... i nigdy nie wiadomo,czyj diabeł silniejszy ?

      Usuń