W niedzielę 23.sierpnia
czwórka turystów wyjechała autobusem "A" do Wąchocka.
Na trasę
wyruszyliśmy o 8.40 kierując się na Wąwóz Rocław. Niestety jest teraz zarośnięty
choć suchy. Po ok. 800 m wyszliśmy na zewnątrz od południowej jego krawędzi.
Tu napotkaliśmy
dwa pasące się konie – klacz spętana i konik luzem, co okazało się dla nas
pełnym obaw rozwiązaniem, gdyż młodzik powędrował za nami w niewielkiej odległości, mimo
prób odgonienia dotrzymywał nam kroku. Matka go nawoływała, a on reagował ruchami głowy i
szedł dalej, nieraz zataczając większe kółko w szybszym, uroczym tempie. Przeszedł
z nami ok 1,5 km i zboczył w stronę zabudowań - co nas bardzo ucieszyło!
na pastwisku
skrada się
buszujący w zbożu
konik tropiciel
i się obraził (no, bo jak to tak - z kijkami? na konia?)
Polami doszliśmy do
linii lasu i jego skrajem dotarliśmy do zalewu w Mostkach. A tu ścieżki w
różnej kondycji, najczęściej zarośnięte. Wynagrodziło nam to to dużo smacznych
jeżyn, na konsumpcję których łaskawie zezwoliłem, spotykając się z wylewnym
uznaniem.
postój w Węglowie
dalej w drogę
srebrzysty zalew w Mostkach
chyba nie tylko jeżyny były zrywane
Wiejski Dom Kultury "Gościniec" w Mostkach
wychodnia skalna w Mostkach
Od zalewu poszliśmy
przez Zarzeczną do Majkowa. I tu ścieżki zarośnięte, a na dodatek na naszej
trasie pojawiło się wygrodzone taśmą ostrzeżenie "teren prywatny".
Musieliśmy się wycofać i sporo krążyliśmy, aby wyjść na początku modernizowanej
ul. Staffa i nią aż do przejścia między budynkami zakładu nr 2. I tu kolejne
zaskoczenie - przejścia nie ma, jest zamknięta brama. Wróciliśmy i poszliśmy do
drogi Majków – Posadaj; znowu asfaltem - niestety.
Długość trasy wyliczyliśmy na ok. 23 kilometrów.
Długość trasy wyliczyliśmy na ok. 23 kilometrów.
Tekst – Janusz (kierownik trasy)
Zdjęcia – Janek
Zwykle za nami biegły psy ale żeby koń ? Już żartowałem,że gdy przyjdzie za mną na Racławicką to go przygarnę jak porzuconego w wakacje pieska,zwanego dalej Rudim.
OdpowiedzUsuńI miałbyś jedyny w swoim rodzaju komitet powitalny przy powrocie do domu - na powitanie wybiegałyby pies i koń. Piękna sprawa...
Usuń...i kot też ! :)
UsuńI pewnie wszystkie w najmilszym kolorze świata - rude. :)
UsuńWszystko super, szkoda, że moje nogi już nie nadają się do wędrówek, ale godzę się z tym jak ze wszystkim na co nie mam wpływu. Duchowo jestem z Wami i z koniem też :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę jeszcze wielu udanych wędrówek oraz jak najdłużej zdrowia oraz kondycji do ich kontynuowania.
Dziękujemy i zapraszamy do wędrowania przynajmniej po naszym blogu.
Usuń