Jak
myślicie, kto wygrał?
Odpowiedź
na końcu relacji.
Zapowiadało
się słoneczne popołudnie, trzeba je więc wykorzystać do maksimum, czyli do zmroku
około 16. Wyruszyliśmy do Powroźnika, bo mapa zapowiadała przejście
szlakiem do Krynicy w 2 godziny 20 minut. Powinniśmy zdążyć przed zmrokiem.
Wysiadamy
w Powroźniku, a tam naokoło złocą się modrzewie, zielenią świerki. Nic, tylko
wędrować. Zwiedzamy zabytkową cerkiew (więcej o niej w innej relacji) i
wyruszamy na szlak punktualnie o czternastej.
długie cienie na polach Powroźnika
cerkiew parafialna greckokatolicka p.w. św. Jakuba Młodszego
A
tu niespodzianka – tablica szlaku wskazuje czas przejścia do Krynicy 3 godziny
30 minut, z czego na Szalone (szczyt taki) 2 godziny, czyli zapowiada się wędrówka po lesie w ciemnościach. Wycofać się jednak nie honor. Ruszamy! Ale
postanawiamy iść nieco szybciej. I idziemy.
interesujący dom przy szlaku
samotny modrzew jak drogowskaz
Najpierw
wdrapujemy się skrajem rozleglej łąki, a potem lasem na Rakowskie (707 m
n.p.m.). Szybko nam to idzie, chociaż ja po drodze zdejmuję wszelkie ciepłe
rzeczy. Chyba mam niezłe przygotowanie do startu w zawodach w rozbieraniu się
na czas. Plus pakowanie ciuchów do plecaka.
widok ze szlaku na okolice Powroźnika
Następnie
łagodne podejście na nieco wyższy szczyt Bradowiec. Z niego prawie zbiegamy do
przełęczy, a potem nie zwalniając tempa wspinamy się na Szalone. Tu się
okazuje, że „urwaliśmy” pół godziny i jest jeszcze zupełnie widno. Jedno, co
mnie dziwi, to widok niemłodego mężczyzny, który spokojnym krokiem wchodzi na Szalone
z przeciwnego kierunku. Podobno zamierza tylko wejść i wraca. Nie zastanawiam
się nad tym długo, bo zejście śliskie i muszę uważać.
w drodze na Bradowiec
podejście na Szalone
na szczycie Szalonego (829 m n.p.m.)
Mimo
wszystko szybciutko docieramy do połączenia z żółtym szlakiem, którym wbiegamy
na Parkową. Tam przy polance na szczycie stoi dorożka, nie korzystamy, tylko
zbiegamy na dół, żeby nie marznąć. W biegu zakładam kolejne warstwy odzieży (chyba
i w tej dyscyplinie osiągam mistrzostwo świata). U podnóża Parkowej zastaje nas
zmrok. Kilka fotek w biegu – i do sanatorium pod prysznic.
jeszcze jedno spojrzenie na altanę Janina
zmrok nad Łabędzim Stawem
Sprawdzamy
na zegarku czas przejścia – 2 godziny 20 minut, czyli mapa miała rację.
A
kto wygrał? Czas – nie zdążyliśmy przed zmrokiem. I my – udało nam się wyjść z
nieznanego lasu przed zapadnięciem ciemności. Więc remis.
Ale
nie polecam na przyszłość powtarzania tego wyczynu. Lepiej i przyjemniej
przejść tę trasę w dzień bez zbędnego pospiechu.
Zaliczyliśmy z Terenią ten szlak w śnieżycę,wyszliśmy wczesnym rankiem - satysfakcja była ogromna.
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie... :)
Jak się okazuje, nazwa szczytu zobowiązuje - Szalone to i przygody niesztampowe.
Usuń