Śmieci tak
stare i tak często odwiedzane, że miłośników nowości proszę o zaprzestania
dalszej lektury tego wpisu.
borówka brusznica - hibernatus obudzony ze snu zimowego
Skoro już
pożegnaliśmy malkontentów, mogę złożyć sprawozdanie z piątkowej wycieczki,
która o mało co się nie odbyła. Bo rano nagle zaczęło lać. Ale jeszcze zanim
przyjechał pociąg, chmury nagle się gdzieś przeniosły i jednak trzy
nieustraszone piechurki (chyba nie ma takiego słowa) wyruszyły na trasę.
Wystartowałyśmy
w Marcinkowie i poszły spokojnym krokiem do skałek w Pleśniówce. Wiadomo, byłam
tam w Nowy Rok, ale teraz pobyt na zupełnie innych warunkach. Spokojnie
spenetrowałyśmy wszystkie (!) grupy skałek zbudowanych z dolnotriasowego
piaskowca, na szczyt się wdrapałyśmy. I wszystko bez pośpiechu, z należną
porcją zachwytów. Uczciwie przyznam, że to była jedna z najlepszych moich
wypraw w to miejsce. Dodam jeszcze, że skałki są pomnikami przyrody.
grupa skałek przy szlaku czerwonym w kierunku Michałowa
pozostałość wieży obserwacyjnej na szczycie Pleśniówki
skałki w grupie pod szczytem - otwory to według podań ślady osiołka, na którym jechała do Betlejem ciężarna Maryja (chyba sporo drogi naddała)
okrąglutkie te kopytka
resztki jesieni na skałkach
grupka najbardziej omszałych skałek
Kiedy nas
już spacer po lesie nieco znużył, wyszłyśmy do wsi Pleśniówka. Tu nasze
zainteresowanie wzbudził niewielki zbiornik przeciwpożarowy. Zachciało nam się
obejść go naokoło, co wywołało szybką interwencję czujnego mieszkańca
pobliskiego domu. Miał nadzieję, że się przynajmniej lekko skąpiemy i będzie miał
kogo ratować. Nic z tego – byłyśmy ostrożne.
ten sam zbiornik, a z każdej strony inaczej wygląda
nasza ulubiona piwnica w tej wsi
Później
„zwiedzamy” kolejne części Majkowa. W Górkach zainteresowała nas stara
opuszczona chata.
kiedy spojrzałam na to zdjęcie, myślałam, że je krzywo sfotografowałam, ale to chałupa się chyli
Wreszcie
tradycyjnie maszerujemy nad rzekę, gdzie celebrujemy śniadanie na trawie i
wykonujemy sesję foto. Poza tym nadal nie udało nam się natrafić na pomnikowy
dąb, który tu gdzieś rośnie. Mamy więc powód do kolejnego powrotu w te okolice.
Kaczka w Majkowie
W kolejnej
części Majkowa pyszni się inny pomnikowy dąb – Majkowiak. Teraz na przedwiośniu
nietrudno do niego podejść, bo trawy jeszcze niezbyt wysokie. Sam też jest
świetnie widoczny z daleka. Ten dąb szypułkowy ma 416 cm obwodu w pierśnicy i
we trzy nie mogłyśmy go objąć.
Majkowiak w całej okazałości
i jego pień
Na
zakończenie wycieczki zaglądamy do mojego ogródka, gdzie krety porządnie się
już napracowały, a tulipany zaczynają wychylać łebki z ziemi. Trochę się
martwię, czy nawrót zimna im nie zaszkodzi.
żeby mi nie przemarzły
Jeszcze
tylko spacerek do przystanku i koniec wycieczki. A raczej miłej przechadzki o
długości około 9,5 kilometra.
Zdjęcia mojego wyrobu
Ciekawy pomysł od Marcinkowa... fajne foty.
OdpowiedzUsuńOczywiście - mniej asfaltu.
UsuńBrawo dziewczyny!!!
OdpowiedzUsuńSkałki świetne... jak ja lubię takie wchodnie, nigdy mi się nie nudzą. Dąb zacny, solidny, kawał chłopa... choć jaja jak żołędzie, a może żołędzie jak jaja? ;)
Żołędzie wpadły w wysoką trawę i tyle ich widział.
UsuńBardzo przyjemna wycieczka :) Przedwiośnie to tez dobry czas do wędrowania, dni są coraz dłuższe, można zobaczyć to co zwykle ukryte jest wśród bujnych traw lub zimą przysypane śniegiem... My planowaliśmy jutro niezwykle ciekawą wycieczkę lecz jak to zwykle bywa los pokrzyżował nam plany i zostajemy w domu...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że musicie zostać w domu. Ale kolejne niedziele będą dla Was.
UsuńCo do odkryć, to niestety, przedwiośnie odkrywa też całe sterty pustych butelek po różnych wysokoprocentowych trunkach. Gdybyśmy miały ze sobą worek na śmieci, to by się zapełnił podczas tej wycieczki po brzegi. Taki to nasz naród zimą spragniony wody ognistej na mrozie.
Że się lubi napić, to daj mu Anie Boże zdrowie,ale że o sobie śmieci zostawia, to... niechby mu te napoje w gardle solą zamarzły...
UsuńPrzyłączam się do tych życzeń. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńMiałam taki moment, że się, głupia, ucieszyłam - o, krokus! A to nakrętka butelki była. Fioletowa.