Gdzie jest
taki szlak, zapytacie. Rasowy grzybiarz zatai taką informację, a ja się nią
podzielę.
To szlak
niebieski z Michniowa do Suchedniowa. Niestety, wszystkie prawdziwki są do siebie
mocno podobne, ale może mi uwierzycie, że było ich dużo różnych. No i dużych.
Pierwszego
wypatrzyłam już w lesie po zejściu z bitej drogi, którą teraz odnowiony szlak
prowadzi. Potem zdarzały się nawet całe prawdziwkowe rodziny.
zawsze chciałam przejść tą drogą, a szlak tędy nie prowadził, a teraz ...
prawdziwek nr 1
Co jeszcze
warto zobaczyć na tym szlaku? Wiadomo – dziewiętnasty raz Kamień Michniowski.
Jeśli przyjąć, że liczę wejścia od dziesięciu lat, to okazuje się on obiektem
bardzo popularnym – odwiedzamy go po dwa razy w roku. Ponieważ w tym roku już był w kwietniu, to teraz sobie go pooglądajcie na zdjęciach i szlaban na Kamień Michniowski.
Kamień Michniowski
w pobliżu korzeniówka pospolita wychyla się z ziemi
i owocuje
Czemu wiec
na ten Kamień się wybraliśmy? Żeby sprawdzić, jak przebiega nowa trasa
wspomnianego szlaku i jak wygląda dostęp do źródła Burzący Stok.
Większość
szlaku prowadzi jak dawniej ładnym lasem (szczególnie lubię jego bukową część).
Drogi w tym lesie mocno rozjeżdżone, przychodzi omijać spore kałuże i błotniste
odcinki.
i tu też prawdziwki
Wreszcie
szlak wykonuje ostry zakręt na zachód i wchodzi w porządną drogę (coś, jakby nasyp
kolejki). Suchą stopą wędrujemy do kolejnego zakrętu i zaczynamy krążyć. Na szczęście
szlak jest bardzo dobrze znakowany i nie gubimy się w tych ścieżynkach, które
doprowadzają do źródła. A ono, jak u Kaczmarskiego, „wciąż bije”, choć
straciło dawne zadaszenie. Janek wysnuł przypuszczenie, że zadaszenie padło
ofiarą ognisk, które palą tu zgłodniali turyści.
padalec na ścieżce udaje martwego
Burzący Stok
My bez
ogniska posilamy się suchym prowiantem, komary nawet nie bardzo dokuczają. Ale
mnie nosi. Poczłapałam zarastającą już ścieżką dawnego szlaku, żeby sprawdzić,
czy może jednak da się nim przejść. I teraz już wiem – nie da się. Zamiast
ścieżki mamy porządne rozlewisko, nad którym króluje sporych rozmiarów żeremie.
Wkroczyłam do królestwa bobrów. I przyszło mi się wycofać.
bobrowe rozlewisko
nic się im nie oprze
żeremie zza krzaków, ale bliżej się nie podejdzie
Po
śniadaniu wędrujemy dalej znaną do bólu oczu trasą. Wszystko jest to samo – i
droga, i gajówka Opal, i sosnowy las. I tylko stara lizawka dla saren przegrała
z warunkami atmosferycznymi i teraz zażywa odpoczynku leżąc na ziemi.
przy drodze
i po lizawce
Na stacji w
Suchedniowie jesteśmy mocno przed czasem odjazdu pociągu, więc zaliczamy lody w
miejscowym sklepiku i maszerujemy do kolejnej stacji. Tam już kończymy naszą
wędrówkę, która liczyła 13,6 kilometra. Niektórym było za mało, ale jak ich
potem w mieście spotkała burza, to się chyba jednak cieszyli, że wycieczka skończyła
się odpowiednio wcześnie.
Zdjęcia – Edek i ja
Tam przeważnie były prawdziwki... burzący stok bez konstrukcji - szkoda.
OdpowiedzUsuńNo widzisz - były i są. A konstrukcja nie wytrzymała...
UsuńTeż byłem ostatnio na grzybobraniu i to całkiem udanym :) Lecz borowiki były nieco bardziej nadgryzione przez ślimaki niż te na waszych zdjęciach :) :)
OdpowiedzUsuńDo zdjęć wybieraliśmy takie mniej nadgryzione. Są tu pokazane tylko te najładniejsze, czyli "mister prawdziwek". :)
UsuńMi tam się ten kamień mie nudzi...
OdpowiedzUsuńOstatnio gonilośmy z kolegami po paśmie Radziejowej, też z początku mówili coś o grzybach ale tam jest blisko kilometr różnicy poziomów i szybko im przeszło, potem już tylko sapali ;)
Jak się okazuje, do grzybobrania też czasem trzeba mieć kondycję. U nas niekoniecznie. ;)
Usuń