Jeszcze jak ciągnie! Ostatnio co i
rusz zaglądamy do jakiejś dziury w ziemi i zaczyna się nam to niebezpiecznie
podobać. Kto nie wierzy, może zajrzeć do etykiety „kamieniołomy” i się
przekona, że mam rację.
A teraz opowiem, jakiego odkrycia
dokonaliśmy w niedzielę. Podjechaliśmy sobie długo wyczekiwanym busem do
Skałki, a stamtąd pomaszerowali w stronę kamieniołomu Ostrówka w pobliżu Gałęzic. Droga omija
kamieniołom, ale ta nieszczęsna natura ciągnęła nas w jego stronę. Podeszliśmy
ostrożnie do brzegu i rzucili okiem (a raczej ośmioma parami ócz) w dół. O,
spodobało nam się. Bo ten kamieniołom to urodziwa dziura w ziemi. A jaka
wielka! I ma różne poziomy, kolorowe skały, nawet małe jeziorko. Na szczęście w
niedzielę nikt tam nie pracował i pilnowani przez dbająca o bezpieczeństwo Irenę
naoglądaliśmy się do woli.
kilka migawek z kamieniołomu Ostrówka
Potem mieliśmy nieduży kawałek
asfaltowej drogi, która doprowadziła nas do innej, leśnej, a ta zakończyła się w
kolejnym kamieniołomie. Chyba nikogo to nie dziwi, prawda? Ten okazał się
malutki (oczywiście w porównaniu z poprzednim), nieczynny, ale mocno oblegany. Jeśli
powiem, że szliśmy do niego na południowy wschód, to już się parę osób
domyśliło, że to „wspinaczkowy raj”, czyli kamieniołom Stokówka. Tu dwie grupy
młodych ludzi wspinały się z asekuracją na ściany. Są one bardzo kolorowe, mają
różne niewielkie szpary i inne atrakcje. Wspinający się wyposażeni w specjalistyczny sprzęt,
mapy, obuwie (Jakie te buciki malutkie! Jedna z dziewczyn powiedziała mi, że ma
buty o 3 rozmiary za małe, tylko takie są dobre do wspinaczki.), wybierają różne
drogi podejścia, których my nawet nie zauważamy, a oni wiedzą, gdzie piątka, a
gdzie szóstka (stopień trudności podejścia – raczej wysoki). Dla mnie –
kamieniołom na szóstkę, nawet z plusem, za urodę.
A, swoją drogą, kto wie, jak nazwać osoby, które się wspinają na nasze świetokrzyskie skały? Czy to "świetokrzyśnicy", a możne "wspinacze świętokrzyscy"? Coś mi się wydaje, że nie ma takiej nazwy.
kamieniołom nieczynny, ale chętnie odwiedzany
jedni przychodzą tu się najeść
inni wybierają wspinaczkę
Dalej wędrowaliśmy zieloną ścieżką
dydaktyczną, którą udało mi się po mistrzowsku zgubić, co skutkowało efektownym
przedzieraniem się przez krzaki i równie atrakcyjnym wdrapywaniem na Górę
Żakową – szczerze mówię, fajne to było, takie w naszym stylu, a nie nuda
szlakowa. Z tym, że nie wszystkim zapewne się podobało, czemu też się nie
dziwię.
No, a po znalezieniu tego
nieszczęsnego szlaku, to już spokojnie maszerowaliśmy do Chęcin. A miasto
powitało nas głośną muzyką i jeszcze głośniejszymi wystrzałami armatnimi. Na
rynku tłumy ludzi, a każdy z innej epoki – współcześni strażacy, średniowieczni wojowie w kolczugach, renesansowe damy w towarzystwie współczesnych im
elegantów, siedemnastowieczni szlachcice, sokolnicy, panie w strojach
regionalnych i takie łyki, jak my oraz nam podobni gapie z aparatami
fotograficznymi (bez akredytacji). Co to się działo? Święto „Średniowieczne
Chęciny”. Impreza dopiero się rozkręcała, ale nie zostaliśmy dłużej, bo mieliśmy
bus do domu. Domyślam się, że było ciekawie, chociaż nie do końca
średniowiecznie, o ile się znam na średniowieczu.
w piwnicach Niemczówki
młodzież szlachecka udaje się na igrce w Niemczówce, a współczesność ewakuuje się w pośpiechu
muszkieter na chęcińskim rynku
kandydat na giermka
kręć się, kręć, wrzeciono
kupą, mości panowie
o, jeden konik ma nogi w klapkach
W każdym razie odnotowaliśmy
nowy wygląd rynku i okolic. A trasa, którą przeszliśmy to zaledwie 14,6 km –
dużo nie było, ale nudno też nie. I o to chodzi! A i pogoda dopisała. Czego chcieć
więcej?
Zdjęcia
– Edek
Kamieniołomy bronią się same... pod warunkiem,że się je znajdzie. :)
OdpowiedzUsuńNo nie, znaleźć kamieniołom nie jest trudno. Trzeba tylko uważać, żeby nie wpaść do środka.
Usuń