Przede
wszystkim taki mróz szybko człowieka potrafi rozruszać. Nie wierzycie? To
wysiądźcie z rozgrzanego busa na mróz, ani się obejrzycie, a już kilometr trasy
za wami. Takiego człowiek dostaje przyspieszenia.
My
w takim tempie przebiegliśmy przez Szałas. Ale były i przystanki w ważnych
miejscach. Wieś ma bowiem wielowiekową historię, ale jej ślady znajdziemy
jedynie na pomnikach. Mieszkańcy wsi brali udział w powstaniu styczniowym, w
czasie II wojny światowej pomagali oddziałom majora Hubala. I za tę pomoc wieś
poniosła straszliwą karę – 8 kwietnia 1940 roku hitlerowcy wygnali z domów
kobiety z dziećmi, zaś mężczyzn zaprowadzili do szkoły, a potem rozstrzelali,
wieś spalili doszczętnie. Na miejscu tej szkoły znajduje się obecnie pomnik upamiętniający
te wydarzenia i żołnierzy z oddziału Hubala.
pomnik w Szałasie - podstawa krzyża zawiera tabliczki z nazwiskami pomordowanych mieszkańców wsi (nie tylko ofiar z kwietnia 1940)
Są
też w Szałasie inne pomniki, które mieliśmy okazję obejrzeć.
pomnik pamięci 122 ofiar wojny (ten znajduje się przy głównej drodze w pobliżu obecnej szkoły)
pomnik pamięci 122 ofiar wojny (ten znajduje się przy głównej drodze w pobliżu obecnej szkoły)
pomnik na placu kościelnym wystawiony w 70. rocznicę pacyfikacji wsi (jak się dowiedziałam po opublikowaniu tego wpisu, autorem Piety jest kielecki rzeźbiarz Sławomir Micek)
krzyż upamiętniający powstańca styczniowego
Za
Szałasem weszliśmy do lasu i tak sobie nim wędrowaliśmy aż do rezerwatu Świnia
Góra. Droga porządna, tempo niezłe (wiadomo – mróz), ale przy rezerwacie kolega
kierownik zafundował nam niespodziankę i skierował grupę na zielony szlak. No i
gdyby nie mróz, to by się tam rozgrywały sceny dantejskie, a tak, to było
zwyczajnie, ale pięknie.
Ze
szlaku nietrudno zapuścić żurawia do rezerwatu – drzewa tam powalone, lekko
poprószone śnieżkiem, ma się wrażenie, że wędrujemy przez dzikie puszczańskie
ostępy.
w rezerwacie
Ale
po jakimś czasie już się o tych ostępach nie myśli, bo uwagę bardziej przyciąga
droga – na szczęście przymarznięta. A na niej błoto, kałuże, gałęzie. Idzie się
pewnie, tylko nieco wolniej, ale żadne tam zalanie wodą czy ubłocenie obuwia
nam nie grozi. Spodnie miałam dziś czyściutkie. Buty też. A odrobina gimnastyki
„błotnej” i umysłowej nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
na szlaku
Szlakiem
zielonym doszliśmy do czarnego, gdzie był postój przy stole nakrytym białym śniegowym
obrusem. Potem zaś maszerowało się do Skarżyska. Trasa znana, całkiem niedawno
nią szliśmy, wiec i zdjęć się nie robiło.
Na
skraju miasta grupa się podzieliła – jedni poszli w kierunku Bliżyna, inni w
stronę Rejowa. I tak zakończyliśmy wycieczkowo rok 2015 – tym razem trasa
liczyła około 21 kilometrów, a ile przeszliśmy w ciągu roku dowiecie się z
kolejnego wpisu podsumowującego nasz rok wycieczkowy.
Zdjęcia – ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz