Ani
się obejrzeliśmy, a już kolejny rok minął. Jaki był, można sprawdzić na blogu,
ale to chyba za wiele czytania. Podsumuję więc krótko.
Nasza
grupa rozszalała się wycieczkowo do granic możliwości – odbyliśmy 84 wycieczki
o łącznej długości 1503,7 kilometra, co daje średnio trasę długości 17, 9
kilometra. Zachowujemy więc nadal stałą długość tras, ale wędrujemy dużo częściej niż w ubiegłym roku. Stąd też
co i raz wycieczki imienia inżyniera Mamonia, czyli powroty do dobrze
znanych miejsc.
Najdłuższą
trasę (ponad 29 kilometrów) miała wycieczka do rezerwatu Źródło Królewskie 7 czerwca, było to jednocześnie
najdalej na północ wysunięte miejsce, do którego dotarła nasza grupa. Niestety,
nie wszyscy i mnożą się prośby o powrót do tego miejsca. Właściwie, czemu nie?
rezerwat Źródło Królewskie - nurt Zagożdżonki
Najdalej
na południe wybrali się dwaj koledzy w lipcu, kiedy zajrzeli na Ponidzie. Trasa przyjemna, ale dojazd długi.
staw na terenie parku w Lubczy
Najdalej
na wschód wybraliśmy się w okolice Chmielowa, żeby zajrzeć do tamtejszych wąwozów.
Na zachodzie zaś byliśmy najdalej w Małogoszczu, choć tego wcale nie
planowaliśmy. Tę wycieczkę zawdzięczamy problemom z busem. Jak się okazuje, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
wejście do Wąwozu Biała Droga w Chmielowie
uliczka z wiekowymi domami w Małogoszczu
Najbardziej ekstremalną trasą wydawało się długo przejście w kierunku wsi Błoto przez teren okropnie podmokły, błotnisty i zalany wodą. Ale w grudniu pokonaliśmy trasę chyba bardziej ekstremalną - przez bagienne okolice Burzącego Stoku. Tak czy inaczej - obie trasy zasługują na zapamiętanie.
Najbardziej ekstremalną trasą wydawało się długo przejście w kierunku wsi Błoto przez teren okropnie podmokły, błotnisty i zalany wodą. Ale w grudniu pokonaliśmy trasę chyba bardziej ekstremalną - przez bagienne okolice Burzącego Stoku. Tak czy inaczej - obie trasy zasługują na zapamiętanie.
przeszkody na drodze do Błota
Największym
zaskoczeniem okazało się dla nas odkrycie
historii wsi w okolicach Ruskiego Brodu i Gowarczowa, które zlikwidowano, żeby utworzyć
poligon wojskowy. Odbyliśmy w te rejony dwie wycieczki wiosną, ale wydaje mi
się, że ta historia ma dla nas jeszcze niespodzianki do zbadania.
stary krzyż - jeden ze śladów po nieistniejących wsiach
Najczęściej zaglądaliśmy do Wąchocka i Stąporkowa (po 9 razy). Co ciekawe, Wąchock ciągle fotografujemy, a ze Stąporkowa nie mamy niewiele zdjęć. Tak czy inaczej mogę zaprezentować obie miejscowości.
Stąporków - kościół parafialny pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP
Tegoroczną
nowością były wypady na teren województwa mazowieckiego. Bardzo mi się podobały
wycieczki w okolice Przysuchy czy Pionek, ale i nieodległe Orońsko zaoferowało
nam ciekawe wystawy do obejrzenia. Poza
tym ucieszyło nas bardzo długo wyczekiwane otwarcie muzeum w Szydłowcu.
dwór Zbożenna latem
pola w okolicy Skrzyńska
portret Józefa Brandta - fragment jubileuszowej wystawy w Orońsku
fragment ekspozycji Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych
Ze
strat muszę z bólem odnotować stratę sweterka, który służył jako przyodziewek
dla mojego aparatu fotograficznego. Nawet zdjęcia sweterka nie mam, czyli parafrazując klasyka "ostał mi się ino sznur".
Jest
jeszcze jedno zjawisko, o którym chciałabym wspomnieć. Otóż mam taką rubryczkę
w zestawieniu – najciekawsze spotkanie. Niewiele tu było do wpisania. Tyle chodzimy po
różnych szlakach i właściwie nikogo nie spotykamy na trasach. No, czasem zobaczymy
wędkarza, jeśli wędrujemy nad zalewem. Piechurzy, gdzie jesteście?!
wędkarze na zalewie w Jedlni
Ale
u nas w grupie piechurzy trzymają poziom. Edek – 64 wycieczki, Ania – 68
wycieczek, a Staszek aż 76 wycieczek.
I
to tyle sprawozdania. Do spotkania za rok. A może wcześniej na trasie?
*
J. Przybora „Pieśń o lecie”
Zdjęcia – Edek i ja
Faktycznie to wyczyn... a ile zaliczył Janek ?
OdpowiedzUsuńJanek 51, to już poza podium, ale też piękny wynik.
OdpowiedzUsuńBiorąc średnią Ani razy około 50 wycieczek daje 850km
OdpowiedzUsuńNawet więcej.
UsuńJasiu, my jesteśmy takimi cichymi superpiechurami. Na 50 kilometrów się nie porywamy (bo, nie ten, bo nie ten już wiek), ale regularnie pokonujemy mniejsze odcinki. I to nam daje zadowolenie, a to jest najważniejsze. I żebyśmy jeszcze zdrowi byli, to znów pokonamy nowe trasy.
Jest moc! Statystyki nie do przebicia dla zwykłego turysty. Zazdroszczę i gratuluję :-).
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie podliczamy ilości odcisków, stłuczeń, obolałych kolan czy stóp. O, to by było mistrzostwo świata! Ale na takie drobiazgi nie zwracamy uwagi i maszerujemy dalej. I oby tak dalej.
UsuńZwykli turyści niech się przyłączą, będzie raźniej.