piątek, 10 czerwca 2016

Pasmo Oblęgorskie trochę inaczej

Tym razem start na północ od pasma – w Grzymałkowie. I wędrówkę kończymy w Oblęgorku.

widok z Grzymałkowa na Pasmo Oblęgorskie 

Dlaczego? Bo chciałam zobaczyć znajdujący się w Grzymałkowie stary kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Nie jest to jakoś specjalnie wiekowa budowla – neogotycki kościół zbudowano w roku 1859; był używany ponad sto lat, a od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku stoi nieużywany i popada w ruinę. Mnie się podoba, a jak wam – nie wiem. Tu kilka zdjęć zrobionych zza niedostępnego kościelnego muru.



kościół św. Michała Archanioła w Grzymałkowie 
 
Niedawno przeczytałam, że na grzymałkowskim cmentarzu znajdują się nagrobki Kołłątajów, ale jakoś tak nam nie po drodze było na ten cmentarz. Może innym razem…
Potem wędrujemy na południe. I to, zdaniem Janka, cały powód pewnych późniejszych niepowodzeń wycieczkowych, bo ja idąc trzymam mapę „do góry nogami”, co skutkuje pomyleniem zachodu ze wschodem i tak dalej.
Ale dotarcie do podnóża Perzowej wychodzi nam nadspodziewanie dobrze – znajdujemy ładne leśne drogi, jedną malutką wioskę, a w niej ciekawą kapliczkę.

kapliczka w stylu "zrób to sam"
 
W końcu jednak trzeba się wspiąć na Perzową. I to bez szlaku. Stromo jest. No, trochę. Ale w końcu lekko zziajani zdobywamy szczyt i odpoczywamy w okolicy skalnej kaplicy świętej Rozalii.

lilia złotogłów - chluba Rezerwatu Przyrody Góra Perzowa 

szlak prowadzący na szczyt Perzowej  

 skalna kaplica św. Rozalii

mroczne wnętrze kaplicy

przecudnej urody portret świętej
  
Najważniejszym punktem programu jest zdobycie Siniewskiej – najwyższej góry Pasma Oblęgorskiego. To idzie nam bardzo sprawnie, choć na skutek strajku śniadaniowego musimy zrobić sobie dłuższą przerwę na posiłek. Szczyt zdobyty, ale lekki niedosyt pozostał – nie wyróżnia się on jakoś szczególnie – ani tabliczki, ani nawet znaku. 

Siniewska przed nami, za nią Barania  



 pola na północ od Huciska

jęczmień

Po zejściu z Siniewskiej znów podziwiamy widoki na południe. Tym razem oglądamy okolice  Strawczyna.


widok na Padół Strawczyński  

A potem znów w las.  czerwony szlak prowadzi na Baranią Górę, gdzie zamierzamy się z nim rozstać i przejść na czarny. 

jeszcze na czerwonym szlaku
  
Na Baraniej Górze dochodzi do głosu moje odwrotne trzymanie mapy. Wydaje mi się, że przegapiliśmy zejście na szlak czarny. Jak to możliwe? Przecież to bardzo wyraźnie oznakowane miejsce. Moja panika udziela się grupie i wszyscy opuszczamy zgodnie szlak czerwony i maszerujemy do lasu szukać czarnego. O, się naszukaliśmy. Im bardziej go szukaliśmy, tym bardziej go nie było. Ale za to trafiły się ładne wąwozy, trudne do przejścia ścieżki – trochę przygód. 

gdzieś na zboczu góry
  
W końcu wyszliśmy z lasu. Ale nie w Oblęgorku, nie. W przysiółku Studzianki (teraz to raczej ulica). I zapychaliśmy dwa kilometry asfaltem. Karą za gapiostwo było palące słońce.
Oblęgorek też się w końcu znalazł. Pomaszerowaliśmy do pałacyku.

pałacyk Sienkiewicza - południowa weranda 

chwila spokoju tuż przed atakiem gromady dzieciaków, które właśnie wychodzą z muzeum. 

okazały jesion przy drodze do pałacyku 
 
My zaś chcemy obejrzeć wystawę przygotowaną na Rok Henryka Sienkiewicza. Nosi ona tytuł „Czas mierzony szwajcarskim zegarkiem” i jest poświęcona dwóm ostatnim latom życia pisarza spędzonym w Szwajcarii. Można tu zobaczyć ostatnie fotografie pisarza, wysyłane przez niego listy i kartki, dokumenty świadczące o jego zaangażowaniu w działalność Generalnego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, którego pracami kierował mimo coraz słabszego zdrowia i wieku.



widok ogólny ekspozycji

przybory piśmienne pisarza 

popiersie Henryka Sienkiewicza  

Tyle zwiedzania na razie. Więcej obiektów i informacji z wystawy pokażę w specjalnym wpisie na rocznicę śmierci pisarza. 
Wycieczkę zakończyliśmy na niewidzialnym przystanku (jest, ale bez oznakowania) w Oblęgorku, gdzie podliczyliśmy długość trasy – 16 kilometrów. Podjechał bus z tym samym kierowcą, który wiózł nas rano za 6 zł do Grzymałkowa; powrót wypadł za 4,50 zł. Czyli marny zysk na wędrowaniu – wyszło nam ok. 10 groszy oszczędności na kilometrze. To może taniej wyjdzie siedzieć w domu?

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

5 komentarzy:

  1. Inwencji Wam nie brakuje,fajna fotorelacja... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy się o jakieś urozmaicenie. Dla kogoś, kto wieki całe wędruje, wszystko już było.

      Usuń
  2. Błądzić rzeczą ludzką jest (jedna z firm która wykonywała prace w moich zakładach, przysłała jako kierownika faceta o imieniem Lucjan - dość szybko przyjęło się powiedzenie "błądzić to rzecz Lucka")

    Rajd znakomity - opuszczony kościół to dla mnie nowym - jeszcze takich w Polsce nie widziałem - no poza Trzęsaczem ale to inny przypadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rożne obiekty spotykamy podczas wędrówek. Nieoczywiste też się trafiają.

      Usuń
    2. A, Lucek to ja! Zwłaszcza z mapą w ręku.

      Usuń