czwartek, 4 maja 2017

Majówka w Wołkowyi

Wszystko wskazywało na to, że będzie słabo.  Cały tydzień lało, było zimno. Nawet się nie chciało wyjść z domu. A tu gospodyni z Wołkowyi zapewnia przez telefon, że tam cieplutko i bez deszczu. Co do prognoz pogody na ten okres, to wszyscy wiedzą – nie ma im co wierzyć, bo meteorolodzy robią się nagle nadzwyczaj oględni.
I tak poinformowani ruszamy w drogę – cały czas leje albo pada. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że i tam zaczęło padać. Ale rano zaświtała iskierka nadziei – oto jaki widok miałam z okna.

 mój pierwszy bieszczadzki poranek

poprawa pogody

W tej sytuacji warto jednak wstać, założyć solidne buty i ruszyć na trasę. Z powodu niepewnej pogody wybieramy się na nieodległy Czaków. Początek podejścia z widokami na okolicę. 

na zboczu Czakowa 

Po wejściu do lasu mam okazję po raz pierwszy zapoznać się z bieszczadzkim błotem. No, nie powiem – duże wrażenie. Górka niby niewysoka, ale ciągłe ślizganie się powoduje niezłe wydłużenie czasu podejścia. Cóż, zdarzają się i upadki. 

pierwsze błoto (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że w gruncie rzeczy niewielkie)

po upadku
 
Zdarzają się i poważniejsze incydenty. Choćby takie z pozoru niewinne spotkanie z niewielkim potokiem o nazwie Wołkowyjka. Płynie on sobie radośnie przez dolinę, czasem przecina drogę z Wołkowyi do Baligrodu wymuszając a to postawienie mostu, a to kładki, a to brodu. 

przeprawa 
 
Wołkowyjka tworzy czasem malownicze wiry, czasem spokojna jest nadzwyczaj. Tak czy inaczej, należy zachować ostrożność w kontakcie z nią, bo potrafi wciągnąć i potem kłopot gotowy. Tego typu zimną kąpiel zaliczył aparat fotograficzny kolegi Eda. Skutek – sprzęt na razie schnie. Miejmy nadzieję, że wróci do formy sprzed kąpieli.


 różne oblicza Wołkowyjki 

łuskiewnik różowy nad potokiem

Skoro mówimy o potoku, to może rzucimy okiem na inny akwen w okolicy Wołkowyi. Nietrudno zgadnąć, że to Jezioro Solińskie, a właściwie jego wąska południowa cześć.
W maju jest tu jeszcze w miarę spokojnie, na brzegu jedynie nieliczne grupki wczasowiczów, na wodzie kilka żaglówek.  Latem ruch będzie pewnie większy.

 Zielona Plaża

oczekiwanie

czosnaczek pospolity nad zalewem

Najlepszy widok na zalew mamy z punktu widokowego na górze Plisz, albo z kolejnego wzgórza, które nie wiadomo dlaczego znajdują się poza szlakiem turystycznym. 

w dali Jezioro Solińskie 

Tak czy inaczej, gnani chęcią podziwiania widoków zeszliśmy trochę ze szlaku, żeby rzucić okiem na okolice na północ od Wołkowyi. Nie dość, że widoki tu przyzwoite, to jeszcze błota ani śladu.


Wołkowyja za nami
 
Sam zaś szlak prowadzi na szczyt o nazwie Wierchy, a potem w kierunku Myczkowa i dalej. My jednak mieliśmy inne plany i w tamte strony się nie zapuszczaliśmy. 

na Wierchach

Z Wierchów postanowiliśmy przejść szlakiem rowerowym w kierunku Bereźnicy Wyżnej, a potem łagodnie zejść leśnymi drogami do Wołkowyi. Pomaszerowaliśmy  lasem korzystając ze ścieżki dydaktycznej. Zdobyliśmy szczyt Kiczura, który okazał się niewiele wyższy od naszej Łysicy. Trzeba jednak przyznać, że wchodzi się na niego szybciej i łatwiej.

w drodze na Kiczurę
 
Ścieżka krzyżuje się z porządną drogą, przy której leśnicy prowadzą szkółkę leśną. Na drodze zauważyliśmy solidną zamknięta bramę. Chciałam nawet podejść, poprosić o jej otworzenie, ale kolega Ed wybrał dla nas inny, jakże efektowny wariant trasy. 

jedno ze stanowisk szkółki leśnej

przetacznik nitkowaty
 
Pomaszerowaliśmy leśną drogą, która dosyć szybko się skończyła i przyszło nam pokonać w poprzek przyjemny leśny wąwóz. Nie był bardzo głęboki, ściany raczej łagodne. A za nim ładna droga. Ale nie na południe, a takiej potrzebowaliśmy. No to przyszło nam przekroczyć kolejny wąwóz (a może ten sam, ale w innym miejscu?). 

żywiec cebulkowy

 pierwszy wąwóz

wilczomlecz migdałolistny

w drugim wąwozie

kolonia hub 
 
Za nim bezdroża i jeszcze trzeci wąwóz. I też w poprzek. Ten był bardziej stromy. A na drodze za nim znów widziałam mój cień, czyli nadal nie szliśmy na południe.

widok na trzeci wąwóz

korzenie i pnie ułatwiają wspinaczkę na ściany wąwozów  
 
Czwarty wąwóz był najgorszy – głęboki, a na jego dnie płynął strumyk. Ale kiedy szłam tym strumykiem, nie widziałam wreszcie cienia. Czyli kierunek słuszny!  

ostatni wąwóz czeka 
 
W końcu wykaraskaliśmy się z tego okropnego wąwozowego galimatiasu i wyszli we wsi Górzanka. 

Wołkowyjka w Górzance
 
Co jeszcze widzieliśmy, opowiem w kolejnych wpisach. 

Zdjęcia – Marysia, Edek i ja

12 komentarzy:

  1. Takie krajobrazy to przy każdej pogodzie piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jeszcze nie połoniny. Tam to dopiero dech zapiera.
      Pierwszy raz w życiu byłam w Bieszczadach; nie spodziewałam się, że tam tak pięknie.

      Usuń
  2. Wołkowyja, baza studencka 1971 r. "autostop" - piękny czas. Wąwozy do uporządkowania... tylko w marzeniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wąwozy nie są na żadnym szlaku - niech zostaną, jakie są. Fajnie było się tam przedzierać. Bardziej mnie wykończyły niż wszystkie inne wycieczki razem wzięte.
      Namawiam Edka na udostępnienie zdjęć z dawnych wędrówek. Byłby wpis wspomnieniowy. Oczywiście nie z moich wspomnień. Niestety...

      Usuń
  3. Wąwozy to esencja Bieszczad oraz Beskidu Niskiego:) Potrafią nieźle dać w kość zmęczonemu lub co gorsza zbłąkanemu wędrowcy ! Fajnie że wybraliście się nam majówkę w bliskie nam okolice :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszych górach też mamy wąwozy, ale zdecydowanie mniej męczące. Przejdzie człowiek jeden i po robocie, a tu się mnożą jak na zawołanie. Ale, z drugiej strony, trochę się człowiek zmęczył, a wspomnienia zostają. Niezapomniane.

      Usuń
  4. Na samej "Marcince" jest z 15 wąwozów... znam wąwozowy urok doskonale, w Łowczówku spory szmat dzieciństwa w nich "zgubiłem". Co gorsza, e Bieszczadzkiez Beskidzkie czy Pogórzańskie, mają taką ciekawą właściwość że zmieniają kierunek, wchodzisz człowieku z południa na północ a przy wyjściu kompas pokazuje że idziesz ze wschodu na zachód albo odwrotnie. Ubaw z nimi.

    Zaprzyjaźniliście się z iłem... dobrze, to król tutejszych szlaków, i od czasu do czasu trzeba królowi co mu się należy oddać ;)

    A Ogólnie Bieszczady są super!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w pełni.
      Z iłem i tak miałam szczęście, bo to nie ja się wywróciłam. Koledzy już się na mnie zasadzali, ale miałam inną "wpadkę", którą w stosownym czasie opiszę.
      Tak czy siak, spodnie po bieszczadzkich szlakach trzy razy prane i jeszcze ślady błota są zauważalne.

      Usuń
  5. W jaki sposób identyfikujesz te wszystkie roślinki? Jestem pod wrażeniem!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę mam, a w niej zdjęcia. Posegregowane według koloru kwiatów. Znaleźć nietrudno. Potem jeszcze sprawdzam w internecie.
      Trafiają się i takie, co w książce nie ma, no to się trzeba naszukać. Większość znajduję, ale część zostaje niezidentyfikowana. Te się trzyma w komputerze na później.

      Usuń
    2. Zawsze możesz Wilmo - zrobić fotkę, wysłać na bio-forum i na 99.9% udzielą trafnej odpowiedzi. Mnie ostatnio wyprowadzili z błędnego mniemania iż to co znalazłem na Pasierbcu jest amyłkami, gdyż są to kamuszniki... mowa o porostach.
      http://www.bio-forum.pl/messages/11141/916509.html

      Usuń
    3. Dobry adres! jeszcze nie korzystałam, ale na pewno i mnie się przyda.

      Usuń