czwartek, 24 sierpnia 2017

Powrót do Dębskiej Woli

Nie poddaję się łatwo. Upał nas zniechęcił tydzień temu, ale zrobiło się chłodniej i postanowiłam wrócić do Dębskiej Woli.
Tym razem tu zaczęliśmy naszą trasę. 

zauroczyły nas szyszki chmielu na jednym z płotów 
  
Na początku obejrzeliśmy kościół, którego wieżyczkę widzieliśmy tydzień temu z polnej drogi. Nie jest to obiekt stary, bo zbudowany w roku 1981 na miejscu poprzedniej drewnianej kapliczki. Co ciekawe stanowi podobno jej replikę. No, raczej niemożliwe. 

kościół Matki Bożej Częstochowskiej w Dębskiej Woli 
 
W pobliżu kościoła wchodzimy na porządną polną drogę, która prowadzi do nieczynnego kamieniołomu. To znaczy, nie do samego kamieniołomu prowadzi – pod koniec trzeba sobie radzić własnym sumptem. Poradziliśmy sobie, rzecz jasna. Wydobywano tu orzechowo – wiśniowy marmur, który podobno nietrudno polerować. Tak złoże wygląda obecnie.

 poszukiwacz marmuru do wypolerowania

ściana kamieniołomu

czy tak wygląda marmur?

Czytałam, że wykorzystywano ten marmur do produkcji wapna. Na dowód prawdziwości tej informacji mamy w pobliżu ruiny jednego z dziewiętnastowiecznych wapienników. Dotarcie do niego to już wyższa szkoła jazdy, ale Janek tak się uparł, że uda nam się tam dotrzeć, że w końcu dotarliśmy. I nawet nam się udało wrócić do drogi! 

przez chaszcze do wapiennika
 
Potem już tylko szukaliśmy budynku szkoły, który znajduje się w dawnym parku dworskim. Interesował nas zarówno sam park jak i pozostałość modernistycznej willi z roku 1923, która została przebudowana na szkołę. Trafniej należałoby powiedzie rozbudowana. Dzięki uprzejmości pani dyrektor szkoły mogę wam zaprezentować zdjęcie przedstawiające oryginalną willę, a poniżej zdjęcie budynku szkoły – nietrudno porównać oba obiekty i znaleźć podobieństwa. 

archiwalne zdjęcie dworku ze strony szkoły (tu link

budynek Szkoły Podstawowej im. Jakuba Szelesta obecnie
 
Pani dyrektor, mgr Irena Bisaga, opowiedziała nam również o patronie szkoły – byłym jej nauczycielu Jakubie Szeleście. To bardzo ciekawa postać. Polecam film o jego życiu przygotowany przez uczniów i nauczycieli (tu link).

tablica pamiątkowa w korytarzu szkolnym

sztandar szkoły

alejka Dębów Pamięci - pierwszy upamiętnia patrona szkoły
  
Dzięki uprzejmości pani dyrektor skorzystaliśmy ze szkolnej furtki, za którą zaczęliśmy podejście na Baranią Górę. Tak, proszę państwa, niedawno byliśmy na Babiej, a teraz na Baraniej. I nie musimy ruszać się w Beskidy. Ta wysoka na 312 m n.p.m. góra jest najwyższym wzniesieniem Pasma Zbrzańskiego, na jej szczyt prowadzi porządna droga. No i nie sposób ten szczyt przegapić. Znajduje się tu ciekawa kapliczka wystawiona jakoby przeciw złym mocom; jest ona nazywana kapliczką świętej Tekli, ale miejsce pierwotnej drewnianej figurki tej świętej zajmuje obecnie figurka Matki Boskiej.  

 jedno ze starych parkowych drzew

kapliczka świętej Tekli na szczycie Baraniej Góry (nic nie zmyślam - potwierdza to stosowna tabliczka)

W pobliżu szczytu pracują drwale, którzy znają drogę na Kawczyn, ale nie wiedzą, gdzie jest droga na Chmielowice. Nawet się nie dziwię, bo sami tę drogę zawalili ściętymi pniami i gałęziami. Ale cóż to dla nas za przeszkoda? Przedarliśmy się.
W nagrodę na zboczu góry spotkaliśmy nietypową kapliczkę świętego Huberta i piękną drogę prosto do Chmielowic. Plus widoki, rzecz jasna. Na razie mocno pochmurno. I wietrznie.

 kapliczka świętego Huberta

a w polu trzy niebieskie strachy na wróble

W Chmielowicach na zboczu Sadowej Góry mieścił się dwór, a może raczej folwark, ale czytałam, że niewiele z jego niegdysiejszej świetności pozostało, więc nie szliśmy na poszukiwania. Wystarczyły nam zachwyty nad murowaną kapliczką świętego Rocha z przełomu XVIII i XIX wieku. Sama kapliczka jest gęsto „zaludniona”, bo mieści się w niej aż trzech świętych. Centralna postać to bez wątpienia św. Roch, a po obu jego stronach ustawieni są symetrycznie dwaj święci stanowiący lustrzane odbicie – może to podwójny Jan Nepomucen? 

w kapliczce świętego Rocha trochę tłoczno
 
We wsi znajdują się również dwa stare krzyże przydrożne. Jeden z nich ma dla nas wielkie znaczenie, bo stoi na rozdrożu – jedna z dróg przy nim prowadzi do Chomentowa, druga do Łukowej. Wybieramy tę pierwszą.

krzyż w centrum wsi

 
i na rozstajach (nie wybraliśmy drogi widocznej na zdjęciu)
 
Cóż to za urocza droga! Bielutka, wśród pól (niestety już po żniwach, ale trwa orka), z wiatrakiem na horyzoncie. 


 samotność wśród pól
 
No i doprowadza do Chomentowa, gdzie przy drodze wystawiają się na widok publiczny stare piwnice zbudowane z miejscowego kamienia. 


piwniczki z Chomentowa
 
A dalej mamy główny cel naszej wyprawy – drewniany kościółek pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. Nie jest do końca jasne, czy to świątynia zbudowana w pierwszej połowie osiemnastego wieku, czy też w tym czasie gruntownie odnowiono kościół z roku 1331. Był on przez pewien czas protestanckim zborem. Obecnie wygląda na nieużywany, bo po przeciwnej stronie drogi wznosi się nowy murowany kościół.

zabytkowy kościółek w Chomentowie
 
Ciekawa jest również dziewiętnastowieczna murowana dzwonnica stanowiąca jednocześnie bramę kościelną (niestety, zamkniętą), a przy kościelnym murze nietypowy krzyż.

dzwonnica

i krzyż
 
Z Chomentowa miałam zamiar wyruszyć prostą jak drut drogą w kierunku szosy do Łukowej, ale zaczynamy kombinować, bo może do wiatraka podejdziemy, a może nie, może tą stroną wzgórza, a może jednak wejść na wzgórze. Skutki łatwe do przewidzenia – namnożyło nam się tych dróg i wariantów, aż w końcu wylądowaliśmy na bezdrożu. 
I z tego się wybrnęło. Przeszliśmy drogi, bezdroża, zagajniki i znaleźli się w końcu na szosie w kierunku Łukowej, jako zadośćuczynienie za trudy przeprawy mieliśmy krótszy odcinek asfaltu do przejścia.


tym razem takie widoczki napotkaliśmy 
 
Jednak sama Łukowa to dosyć długa wieś i delektowaliśmy się asfaltowym podłożem dobre kilkanaście minut. Na zakończenie dotarliśmy do przystanku busa, który mieści się tuż przy kościele. Jest on stosunkowo nowy, bo z początku dwudziestego wieku, choć sama parafia liczy ponad 600 lat. Stąd też w kościele sporo zabytkowego wyposażenia z poprzednich kościołów. Jest podobno i współczesna polichromia – Droga Krzyżowa, w której Chrystusowi towarzyszą postaci historyczne, jak na przykład Kopernik, oraz parafianie.
Nic z tych cudów nie obejrzeliśmy, bo kościół zamknięty, na bus czekaliśmy ok. 15 minut i nie było sensu prosić o otwarcie kościoła.

kościół w Łukowej

portal
 
Całą naszą wyprawę tak podsumował Janek – „100 km dojazdu, 20 km pieszo; bez kropli deszczu, a pod drzwiami domu ulewa”.

Zdjęcia – Janek i ja

2 komentarze:

  1. Malownicze tereny, i znów sporo ciekawostek?
    Z kosciolami tak już bywa (drugie takie spostrzeżenie które dziś czytam) buduje się nową świątynię, a ta stara, piękna "idzie w odstawkę". To zresztą jeden z powodów dla których do pomysłu proboszczy by budować nowy kościół, wspartego nawet autorytetem biskupa podchodzimy jako parafianie z "zimnym entuzjazmem" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki lost starych kościółków, nasz drewniany kościółek też smętnie marnieje opuszczony. A taki był przytulny, swojski.

      Usuń