czwartek, 18 września 2014

Pasmo Jeleniowskie raz!



I to raz na jakiś czas, bo dojazd długi i kłopotliwy – z przesiadkami. Ale warto tu zajrzeć, pooddychać leśnym, górskim powietrzem. Szlak na tym odcinku jest bardzo dobrze znakowany, a ścieżki suche.

pola na południe od Pasma Jeleniowskiego 

widok na Pasmo Jeleniowskie od strony północnej

Głupio się przyznawać, ale ja pierwszy raz w życiu znalazłam się na początku głównego świętokrzyskiego szlaku czerwonego imienia Edmunda Massalskiego w Gołoszycach. Zaczyna się on piękną aleją lipową, która składa się z 88 wiekowych lip (nie, żebym je policzyła, przeczytałam to na tablicy informacyjnej). Lipy rzeczywiście są stare, rozrośnięte, aleja rozciąga się na długość około kilometra – ma oczywiście luki, ale i tak jest imponująca. 

aleja lipowa - pomnik przyrody 

przy tej kapliczce świętego Huberta szlak skręca na zachód
 
Wkrótce szlak wchodzi do lasu i prowadzi jego brzegiem, a potem wprowadza na Truskolaską (448 m) – niby nic wielkiego, ale musimy się utrzymać w wyznaczonym czasie. Podobno nam się to udało, a na kolejnej górze (Wesołówka) mieliśmy nawet drobną rezerwę czasową, co pozwoliło na zaspokojenie głodu podczas krótkiego postoju.
Przypominam sobie również, że napotkaliśmy po drodze tablice informujące o rezerwacie „Małe Gołoborze”. Wydaje mi się, że to gołoborze jest faktycznie bardzo małe, bo jakoś nie rzucało się mocno w oczy. Nic, tylko było oddalone od szlaku. Ale w jego okolicy dało się zauważyć dużą ilość niebrzydkich buków. 

za tymi tablicami rozpoczyna się rezerwat "Małe Gołoborze"

pień starego buka 

Dotarliśmy po niedługim (jakże by inaczej) czasie na Szczytniak, gdzie pożegnaliśmy szlak czerwony i zeszli ze szczytu czarnym szlakiem przez gołoborze. Nie jest ono tak imponujące, jak na Łysicy czy Łyścu, ale przynajmniej można po nim chodzić – byle ostrożnie. 


gołoborze na Szczytniaku 

tę kapliczkę z ikoną na kamieniu spotykamy na szczycie góry (nie ma podpisu, ale jestem pewna, że autorem ikony jest kielecki artysta Michał Płoski)
 
U podnóża Pasma Jeleniowskiego zahaczyliśmy o Stary Skoszyn i przy kościele opuściliśmy szlak idąc polnymi drogami z widokami na okolicę. Jedna z dróg tworzy ciekawy wąwóz, a inna doprowadza do rzeczki (Słupianka się nazywa), którą panowie, jak to oni, przeskoczyli niczym Janosik, a ja ośmieliłam się zdjąć buty i przejść po wodzie, co wywołało ogólne oburzenie. Przynajmniej raz w tym roku pokonałam przeszkodę wodną z suchymi butami!  

widok na Święty Krzyż 

wąwóz w Jeleniowie Kolonii  

przekraczanie Słupianki

Mimo mojej niesubordynacji dotarliśmy na czas do Nowej Słupi, gdzie nawet parę minut czekaliśmy na transport. Statystyka mówi, że  przeszliśmy 20,6 kilometra, co nam zajęło 4 godziny 15 minut. 

Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Bez Jeleniowskiego nie ma kompletu... fajnie,że jest dobrze oznakowany. Szedłem nim kilka razy... niestety na wyczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz by trzeba zaliczyć drugi koniec.
      I pomyśleć, że Świętokrzyscy Twardziele przechodzą cały ten szlak w jedną dobę! Ciekawe tylko, co widzą w nocy?

      Usuń
    2. Najczęściej są to pupy i pięty idących przed nimi... :-)

      Usuń
    3. Dziękuję za informację. A teraz to będą mieli dużo lepiej, bo takie towarzystwo musi mieć elementy odblaskowe. I będzie jak na dyskotece. :))

      Usuń