Na głównej ulicy
kwitną czerwone kasztanowce. Bardzo je lubię. No bo ja lubię kasztanowce – to
drzewo mojego dzieciństwa.
kwiat czerwonego kasztanowca z ulicy Sienkiewicza
W bocznej uliczce oszałamiająco pachnie bez. Do ogrodu włoskiego przy dawnym Pałacu Biskupów Krakowskich niestety trochę się spóźniłam – alejki usłane są różowymi listkami, które opadły po przekwitnięciu jabłoni.
wiosenna odsłona wieży pałacu
A mnie i tak ciągnie
na wystawy sztuki. O, się naoglądałam! Wybierzcie się w wolnej chwili, bo jest
co oglądać. I jak to bogactwo opisać?
Zaczniemy od najmłodszych
twórców – ich prace można oglądać w Institute of Design na Wzgórzu Zamkowym.
Trafiłam na 3 różne prezentacje. Największa to wystawa „Żakardy. Zero jeden +”,
gdzie można zobaczyć tkaniny żakardowe zaprojektowane przez studentów Wzornictwa
Politechniki Łódzkiej. Bardzo ciekawe przeżycie – pierwszy rzut oka rejestruje
duże płaszczyzny tkanin zwisających w przestrzeni galerii. Spokojnie jest, nie
ma szaleństwa barw, wzory nie atakują agresywnie. Ale po chwili podchodzi się
do poszczególnych tkanin i nowe odczucia – widać więcej szczegółów, wzory robią
się wyraźniejsze, widać splot tkaniny, a i barw jakby przybywa. Nie wiem, czy
te tkaniny projektowano jedynie z myślą o wystawie, ale widzę, że są wysokiej
jakości, solidne i naprawdę można je wykorzystać praktycznie. No, dobrze –
przyznam się – dotknęłam, żeby sprawdzić jakość. I niech to pozostanie między
nami.
widok ogólny ekspozycji
detal tkaniny Agnieszki Czuksanow "Serca" (Można pokazać serce pięknie, a nie sztampowo? Można!)
praca opiekunki artyystycznej studentów - doktor Doroty Taranek "Four in one"
Na piętrze instytutu
oglądam biżuterię zaprojektowaną przez Michała Żesławskiego – oryginalna jest,
z ciekawym zastosowaniem szkła. Zaś w czytelni można obejrzeć plakaty Magdaleny
Pilaczyńskiej. Aż trudno uwierzyć, że to współczesne prace – autorka
fantastycznie wykorzystuje w nich inspiracje sztuką lat 50. i 60.
biżuteria autorstwa Michała Żesławskiego
ilustracja Magdaleny Pilaczyńskiej do
magazynu Sezon na temat „gender a moda”
plansza z ilustracjami do piosenek z muzyką Jerzego Wasowskiego
Kolejny przystanek to
Galeria Współczesnej Sztuki Sakralnej „Dom Praczki”. Lubię tu zaglądać i
szczególnie podoba mi się zadawane zawsze to samo pytanie, czy pani już oglądała naszą stałą ekspozycję na parterze.
Oglądałam. I tym razem znów ją pominęłam, ale jeśli się wybierzecie do „Domu
Praczki”, obejrzyjcie koniecznie. Warto.
A ja wybieram wystawę
rzeźb Jerzego Fobera „Być ikoną Boga”. Większość rzeźb powstała w latach 90., są
niezwykle poruszające, pięknie wyeksponowane – oświetlenie w galerii dodatkowo wzmacnia
ich wymowę. Prace można obejrzeć ze wszystkich stron, co daje nowe perspektywy.
Tak jest na przykład z rzeźbą „Ostania Wieczerza”, która daje możliwość
stanięcia przy stole w Wieczerniku, a nie tylko patrzenia na wprost, jak to
zwykle jest w przypadku znanych obrazów. Nie miałam jednak śmiałości zająć miejsca
po „tamtej” stronie stołu; wystarczyło mi spojrzenie z boku.
"Ostatnia Wieczerza"
"Weronika"
"Upadły anioł"
"Biczowanie"
I na koniec w Muzeum Narodowym wystawa
malarstwa artysty, który żył i tworzył na przełomie XIX i XX wieku. To Eduard
Veith. Urodził się ten artysta w Nowym Jiczynie jako syn malarza pokojowego.
Studiował na znanych uczelniach artystycznych w Europie, ale i tak los mu
splatał figla – jest znany między innymi z malarstwa dekorującego ściany i
plafony teatrów, pałaców, rezydencji zamożnych mieszczan. Malował też portrety.
autoportret artysty
W Kielcach prezentowane
są obrazy ze zbiorów muzeum z Nowego Jiczyna, szczerze powiem – na pierwszy
rzut oka niektóre zupełnie mi się nie podobały. Na szczęście zwiedzałam wystawę
w towarzystwie jej kuratora i ten młody człowiek wykazał się nie tylko znajomością
sztuki, ale też i cierpliwością. Spokojnie przeczekał, aż mi emocje opadną i
zaczął tłumaczyć, że to nie obrazy w podstawowym znaczeniu tego słowa, a
elementy dekoracji ścian willi z Jiczyna. To od razu zmienia perspektywę
patrzącego i zaprzyjaźniłam się w końcu z tymi pracami. Ale i tak najbardziej
podobały mi się portrety, które Veith malował z dużym wdziękiem.
"Portret dziewczyny"
obrazy, których tytułów nie zanotowałam
Pomyślcie, ile miejsc
na świecie musielibyście odwiedzić, żeby zobaczyć dzieła Veitha, a tu macie w
trzech salach – warto się wybrać. Tak nawiasem mówiąc – najbliższe są w teatrze
zamku w Łańcucie.
Każda z wystaw jeszcze
trochę potrwa – przy okazji zakupów galerii handlowej odetchnijcie trochę innym
powietrzem i zajrzyjcie na Wzgórze Zamkowe. Może i wam coś się spodoba.
Zdjęcia
mojego wyrobu.
Raczej - "Po ostatniej wieczerzy"... :)
OdpowiedzUsuńMoże po, a może przed. Nie wiem, co artysta miał na myśli.
UsuńPiękne kwiaty, piękne tkaniny a i rzeźby i obrazy , niczego sobie =D
OdpowiedzUsuńTrochę trudno oddać wszystko na zdjęciu. Bez lampy fotografowałam, a w pomieszczeniu światła niewiele, to i obiekty trochę gorzej się prezentują.
UsuńNie jest ważne co artysta chciał przez to przekazać... prawdziwa sztuka polega na odbiorze indywidualnym przez obserwatora - wielości znaczeń i wrażeń.
OdpowiedzUsuńCzęsto artysta dowiaduje się ostatni co chciał powiedzieć... dla mnie : to chciał powiedzieć co ja czuję i widzę.
Wyszło jakoś teoretycznie,żeby nie powiedzieć filozoficznie - a może sobie zbytnio pochlebiam ? :)
Masz rację - artysta coś mówi,a my widzimy i słyszymy to, co nam serce podpowiada.
UsuńDla mnie ten stół to symbol. Wygląda na pusty, ale ONI może tam ciągle siedzą, tylko ich nie widzimy. A może to dla nas materiał do zastanowienia, czy to nie my przypadkiem szykujemy ten stół.
Grunt to nie być obojętnym.
Dla mnie to coś nie przypomina niczego... ale z moją wrażliwością ?
UsuńJedyna rada - wybierz się sam do Kielc i zobacz. Zrobi wrażenie, albo nie, ale sam się przekonasz. Moje zdjęcie nie jest miarodajne.
UsuńTyle mnie piękna otacza, że nie mam ciągu do oglądania jego namiastki - tak mam...
UsuńNie to ładne, co ładne, tylko to, co się komu podoba. I niech tak zostanie. Najważniejsze to mieć oczy i serce otwarte na świat i jego urodę.
Usuń