poniedziałek, 4 maja 2015

Królestwo za zieleń!

Szarość zimy i wczesnej wiosny mocno nam się znudziła i zapragnęliśmy zanurzyć się wreszcie w prawdziwą leśną zieleń. A gdzie jej najwięcej? Oczywiście w liściastym lesie – najlepiej bukowym.
No to ruszamy w drogę! Nie wiem, czy ja zmęczona jaka byłam, czy co, ale nie potrafię powiedzieć, kto prowadził tę wycieczkę, bo co i raz kto inny był na czele grupy. Nieważne, grunt, że zieleni było pod dostatkiem.
Najpierw – zielone pola koło Łącznej. Świeża zieleń traw i zbóż. Jeszcze trochę i zrobi się intensywna, trawy wyrosną i przyjdzie nam brodzić po rosie. Ale nie teraz.

pola na trasie, kawałek cywilizacji też widać

Dalej Bukowa Góra. No, tu to zastajemy prawdziwe zielone szaleństwo. Koledzy giną gdzieś wśród świeżych liści, parę metrów odległości, a już człowiek czuje się, jak by sam wędrował. 

Ciekawe, co tam za zakrętem.

koledzy giną w zieleni

zieleń bukowego lasu bez słońca  

odrobina bladego różu na tle zieleni - żywiec cebulkowy 

słodkie fiołki  

wiosenna jodełka
 
Czasem tylko trochę nas wciągnie ta zieleń za bardzo. A właściwie to nie ona, a błotko w pobliżu niewielkich strumyków. Odrobina gimnastyki podczas przekraczania leśnej strugi jeszcze nikomu nie zaszkodziła. A to trochę wody, co się do buta nalało, to już taki dopust boży. Da się wytrzymać.

 kijki pomagają pokonać strumyk

I wreszcie skałki – tu się każdy wspinał we własnym tempie. W nagrodę otrzymaliśmy mały postój i odbył się prawie piknik (prawie, bo długo to on nie trwał). Jedni jedli, inni próbowali zrobić parę zdjęć skałek, ja biegałam naokoło skałek z bułką w jednej ręce i aparatem fotograficznym w drugiej. Poziom artystyczny zdjęć raczej od tego nie ucierpiał, bo nigdy nie był szczególnie wysoki.

trochę żmudnego podejścia

i już łatwiej


skałki (oj, żebyście wiedzieli, jak trudno je fotografować, żeby uniknąć paskudnych napisów, które na nich wciąż powstają!)

nowe życie obumierającego pnia  

piknik za leżąca skałą
 
Miejsce postoju opuszczaliśmy w tempie szybkim marszowym, które narzuciła jedna z koleżanek – ta to ma kondycję! Nawet koledze Edwardowi zginęła z pola widzenia. Ja musiałam czasem podbiec, żeby się utrzymać w tempie. Ale i tak udało się nam nasycić oczy świeżą bukową zielenią. W dodatku słonko wyjrzało na chwilę i ładnie nam oświetliło las.

 milionowe zdjęcie kapliczki na szlaku

liście w słońcu

Wyszliśmy z lasu na wysokości wsi Hucisko. Ma się tu widoki na całą okolicę, miejsca, które już niejednokrotnie przemierzaliśmy. I wreszcie można zmienić tempo na spacerowe, bo czasu mnóstwo zostało, rozejrzeć się po okolicy i porównać, jak się ona zmieniła w ciągu dwóch tygodni od naszej ostatniej wycieczki, która też na tej drodze się kończyła. A jakież zmiany nastąpiły od lutego!

widok na pola Wzdołu i okolic

Bukowa Góra za nami

kładka na Psarce

prosta, ale skuteczna tama na Psarce

przydrożna figura świętego Mikołaja we Wzdole Rządowym 
 
No i podsumowanie statystyczne – może bym je pominęła, bo wynik marny? Trudno, czas się przyznać – było tego marszu 13,3 kilometra. Mało, ale ładna trasa rekompensuje wszelkie niedostatki odległości.  


Zdjęcia – Edek, Janek i ja

2 komentarze:

  1. Wreszcie przyzwoita długość trasy... Psarka płynie nadal i mostek funkcjonuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Psarki będziemy jeszcze zaglądać., bo kto wie...
      Jeden mostek już popłynął. Oby choć ten nam został.

      Usuń