Szarość zimy i
wczesnej wiosny mocno nam się znudziła i zapragnęliśmy zanurzyć się wreszcie w
prawdziwą leśną zieleń. A gdzie jej najwięcej? Oczywiście w liściastym lesie –
najlepiej bukowym.
No to ruszamy w
drogę! Nie wiem, czy ja zmęczona jaka byłam, czy co, ale nie potrafię powiedzieć, kto prowadził
tę wycieczkę, bo co i raz kto inny był na czele grupy. Nieważne, grunt, że zieleni było pod
dostatkiem.
Najpierw – zielone
pola koło Łącznej. Świeża zieleń traw i zbóż. Jeszcze trochę i zrobi się
intensywna, trawy wyrosną i przyjdzie nam brodzić po rosie. Ale nie teraz.
Dalej Bukowa Góra.
No, tu to zastajemy prawdziwe zielone szaleństwo. Koledzy giną gdzieś wśród
świeżych liści, parę metrów odległości, a już człowiek czuje się, jak by sam
wędrował.
koledzy giną w zieleni
zieleń bukowego lasu bez słońca
odrobina bladego różu na tle zieleni - żywiec cebulkowy
Czasem tylko trochę
nas wciągnie ta zieleń za bardzo. A właściwie to nie ona, a błotko w pobliżu
niewielkich strumyków. Odrobina gimnastyki podczas przekraczania leśnej strugi
jeszcze nikomu nie zaszkodziła. A to trochę wody, co się do buta nalało, to już
taki dopust boży. Da się wytrzymać.
kijki pomagają pokonać strumyk
I wreszcie skałki –
tu się każdy wspinał we własnym tempie. W nagrodę otrzymaliśmy mały postój i
odbył się prawie piknik (prawie, bo długo to on nie trwał). Jedni jedli, inni
próbowali zrobić parę zdjęć skałek, ja biegałam naokoło skałek z bułką w jednej
ręce i aparatem fotograficznym w drugiej. Poziom artystyczny zdjęć raczej od tego
nie ucierpiał, bo nigdy nie był szczególnie wysoki.
trochę żmudnego podejścia
i już łatwiej
skałki (oj, żebyście wiedzieli, jak trudno je fotografować, żeby uniknąć paskudnych napisów, które na nich wciąż powstają!)
nowe życie obumierającego pnia
piknik za leżąca skałą
Miejsce postoju
opuszczaliśmy w tempie szybkim marszowym, które narzuciła jedna z koleżanek –
ta to ma kondycję! Nawet koledze Edwardowi zginęła z pola widzenia. Ja musiałam
czasem podbiec, żeby się utrzymać w tempie. Ale i tak udało się nam nasycić
oczy świeżą bukową zielenią. W dodatku słonko wyjrzało na chwilę i ładnie nam
oświetliło las.
milionowe zdjęcie kapliczki na szlaku
liście w słońcu
Wyszliśmy z lasu na
wysokości wsi Hucisko. Ma się tu widoki na całą okolicę, miejsca, które już niejednokrotnie
przemierzaliśmy. I wreszcie można zmienić tempo na spacerowe, bo czasu mnóstwo
zostało, rozejrzeć się po okolicy i porównać, jak się ona zmieniła w ciągu
dwóch tygodni od naszej ostatniej wycieczki, która też na tej drodze się
kończyła. A jakież zmiany nastąpiły od lutego!
widok na pola Wzdołu i okolic
Bukowa Góra za nami
kładka na Psarce
prosta, ale skuteczna tama na Psarce
przydrożna figura świętego Mikołaja we Wzdole Rządowym
No i podsumowanie
statystyczne – może bym je pominęła, bo wynik marny? Trudno, czas się przyznać
– było tego marszu 13,3 kilometra. Mało, ale ładna trasa rekompensuje wszelkie niedostatki odległości.
Zdjęcia
– Edek, Janek i ja
Wreszcie przyzwoita długość trasy... Psarka płynie nadal i mostek funkcjonuje.
OdpowiedzUsuńDo Psarki będziemy jeszcze zaglądać., bo kto wie...
UsuńJeden mostek już popłynął. Oby choć ten nam został.