czwartek, 20 lipca 2017

W środę miał być upał

Rano nie sprawdziłam prognoz w Internecie i poszłam na bus lekko ubrana. Koledzy też.
A tu słonko się gdzieś skryło, na szybie busa zaczęły pojawiać się krople. Nic, tylko pada. I owszem trochę padało. W dodatku było raczej chłodno.
Przesiadka na autobus w kierunku Łagowa. Teraz to już naprawdę pada. Ale niezbyt mocno. Na szczęście przewidujący turysta ma zawsze latem w plecaku pelerynę (taką z gatunku „pielgrzymkowych”). Lekkie to i dużo miejsca nie zajmuje, a czasem się może przydać. No i teraz nadszedł ten czas. Peleryna się przydaje.
Ruszamy porządną drogą z przystanku Złota Woda. Przestaje padać i możemy nawet zapoznać się z leśną roślinnością. 

jarzmianka większa

leśne ostępy 
 
Docieramy do drogi, przy której niegdyś znajdowała się wieś Orłowiny (tu o niej pisaliśmy). Teraz maszerujemy tą drogą na wschód i spotykamy przy niej dwa osamotnione gospodarstwa. Oczywiście leśne widoczki też są. 

opuszczona chata

dzięgiel leśny (na zdjęciu z niedzielnej wycieczki jeszcze bez kwiatów)

śródleśne bagienko
 
A potem wieś Czyżów i wchodzimy na szlak niebieski. Trochę to wejście na początku trudne, bo na tym odcinku zupełnie nie ma znaków szlaku, ale idziemy zgodnie z własnym rozsądkiem i w ten sposób w końcu natrafiamy na naszej ścieżce na oznakowanie, a potem szczyt Kiełki. To mój prywatny cel – tylko tego szczytu brakowało mi do zdobycia Korony Gór Świętokrzyskich. Szczyty z listy zdobyte, o odznakę się nie staram. Mam satysfakcję. Tyle mi wystarczy.

czego się nie robi dla potwierdzenia historycznego (przynajmniej dla mnie) momentu

Schodzimy dosyć stromym zboczem z Kiełków i maszerujemy dalej szlakiem. Zaczyna znów padać, ale to nas nie zniechęca do wędrówki. 

peleryny jeszcze raz w akcji
 
Poza tym szykujemy się do opuszczenia szlaku i zejścia leśną drogą w kierunku wsi Koziel. Droga jest! Nawet dobra. Słyszymy na niej odgłosy cywilizacji. Czyżby wieś była aż tak blisko? No, nie. To prosto na nas pruje kilkanaście aut terenowych. 

były już motocykle, quady, aż się boję pomyśleć, jaki następny pojazd spotkamy na trasie
 
I już po dobrej drodze. Teraz musimy brnąć po zabłoconych śladach wielkich kół. Co robić? Brniemy. Przecież to właściwa droga. 

przejechali 
 
Doprowadza nas do drogi polnej, z której w ubiegłym roku rozpoczęliśmy poszukiwania wychodni piaskowców dewońskich na zboczu góry Kamionki (tu link). Znów jej szukamy. Teraz z pełnym poświęceniem – rozbijamy się na trzy jednoosobowe grupy, każdy szuka tam, gdzie mu serce dyktuje. Ja brnę w wysokie po kolana mokre trawy. Buty i spodnie przemoczone, a skałek ani śladu.

zamiast skałek "gryka jak śnieg biała"
 
Kolega Ed wyrusza do wsi po „języka”, wraca z sympatycznym mężczyzną, który opisuje nam drogę – trzeba iść tą drogą, którą już rok temu szliśmy, a potem skręcić w lewo (my wtedy zrobiliśmy skręt w prawo), tam stryj w lesie jest, w tym miejscu jeszcze raz w lewo i skałki znalezione. A potem przygląda nam się uważniej i stwierdza: „Wy tam sami nie traficie. Pokażę.” Złote słowa. Nie trafilibyśmy, zwłaszcza, że stryja spotkaliśmy dopiero w drodze powrotnej, ale poza tym stryj jako punkt orientacyjny – bomba. Też wygadany.
A teraz skałki. One przed laty rzeczywiście były widoczne z pól, jak tu ludzie krowy pasali. Teraz wszystko zarosło lasem. 

Wielki Kamień (tak się ten próg skalny nazywa)
 
Próg skalny jest pomnikiem przyrody nieożywionej, o czym informuje stosowna tablica. Skały mają ok. 4 metrów wysokości i rozciągają się na długości ok. 25 metrów. Jak już się je znajdzie, można je spokojnie obejść, sfotografować, przy lepszej pogodzie to może by człowiek posiedział. Przyjemne miejsce. 




Kiedy pytamy, dlaczego nie ma znakowanej ścieżki do niego, panowie wyjaśniają, że Wielki Kamień znajduje się na terenie lasów chłopskich i tu ludzie drzewa wycinają, to i znaki by się długo nie utrzymały. Może to i racja. Gdybyście jednak mieli ochotę się tu wybrać (a warto), szukajcie przewodnika, bo stryj może akurat mieć robotę w obejściu.
My zaś zadowoleni i przemoczeni oddalamy się na z góry ustalone pozycje, czyli na przystanek busa w Ociesękach. 

 pola pod Kozielem

widok na cmentarz w Ociesękach
 
Na przystanku czekamy z pół godziny, odpoczywamy, suszymy przyodziewek i obliczmy długość trasy – 14,2 kilometra.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

5 komentarzy:

  1. Bagienko super... strach się bać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem - cuchnie okrutnie plus całe chmary komarów. Szybko wialiśmy.

      Usuń
  2. Gratulacje z koronizacji ("ukoronowanie" to przestarzały termin, zrestą kojarzący się z czynnościami dentystycznymi ;) )

    Skałki malownicze! Warto się było przetuptać. Bagienko zresztą też malownicze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za gratulacje, ale "koronizacja" była niekompletna - Janek zgubił swoją odznakę i da mi ją potrzymać honorowo dopiero po otrzymaniu duplikatu. :)
      Skałki warte każdego wysiłku.

      Usuń