…, to trafi
na lepszą pogodę.
Tydzień
temu zrezygnowaliśmy z planowanej wycieczki, bo zapowiadano opady i burze. Tym
razem nie było takich obaw i mogliśmy wyruszyć na trasę zaplanowaną przez
Jacka.
Już na
starcie w Łącznej zafundował nam niespodziankę, bo poprowadził ładną polną
drogą, którą jeszcze nigdy nie chodziliśmy.
nasza trasa zaczyna się przy tym krzyżu z 1908 roku
przyjemna droga
Droga wśród pól ładnie doprowadziła do Jaślanej – rzeczki, na
której powstał zalew Jaśle. Rzeczka nieduża, ale wśród łąk tworzy malownicze
rozlewisko, które bez problemu można pokonać po niewielkim mostku.
na mostek wchodzimy z pewną nieśmiałością
Skoro jest
Jaślana, to i zalew powinien się pojawić. Był, ale przeszliśmy obok niego z
niewielkim zainteresowaniem, bo całkiem niedawno go dokładnie oglądaliśmy (tu link).
zalew i pola na południe od niego
Znad zalewu
pomaszerowaliśmy jego północnym brzegiem w stronę lasu, a potem drogi w
kierunku leśniczówki Osieczno. Przy drodze typowe rośliny pełni lata, a na niej dwa (!) węże. Jeden w
popłochu uciekł, a drugi pozwoliła się sfotografować.
gniewosz plamisty w pięknym rdzawym kolorze (żmija, która uciekła, była ciemnoszara)
starzec Fuchsa
sadziec konopiasty zdominował wszystkie pobocza
W pobliżu
leśniczówki oglądamy zwykle niewielki zbiornik wodny. Widzieliśmy go dziesiątki
razy, a dopiero tym razem zauważyłam, że na jego brzegu rośnie sporo roślin
kwitnących na fioletowo. Okazało się, że to psianka słodkogórz. Ma ona
drobniutkie kwiatuszki. Owoce też już się pojawiły na niektórych krzewinkach –
zielone, na innych dojrzałe – intensywnie czerwone.
zbiornik przeciwpożarowy przy leśniczówce Osieczno
psianka słodkogórz
i jej owoce
Od
leśniczówki maszerowaliśmy przez las trasą niegdysiejszego szlaku czerwonego.
Zatrzymaliśmy się na krótki postój przy dawnej leśniczówce, gdzie myśliwi urządzili
miejsce wypoczynkowe. Ono jakoś tak zawsze zachęca do jedzenia. Tym razem było
ciasto.
św. Hubert w kapliczce
ciasto z morelami
Wracamy na
wycofany z użycia szlak. Jego ścieżki są oględnie mówiąc różne – niektóre
naprawdę dobre, inne zabarykadowane powalonymi pniami drzew. Jacek prowadzi tak pewnie, jak by znał każdą z nich na wyrywki.
Szkoda, że
wycofano ten szlak…
czasem znajduje się resztka dawnego znakowania
błoto na szlaku wyschło
Przedzierając
się dróżkami leśnymi zdobyliśmy po raz nie wiadomo który Osieczyńską Górę i
przedostali się na drogę w kierunku Zagnańska, z której na trasie dawnej
kolejki przeszliśmy na drogę w kierunku zalewu w Kaniowie. Szło się świetnie,
było ciepło, słońce świeciło z boku – miło.
trzej przyjaciele z wędrówek
Nad zalewem
odmówiliśmy propozycji skorzystania z uroków cywilizowanego brzegu w postaci
parasoli, plaży i kiosków z napojami oraz lodami. Zostaliśmy w prawdziwym leśnym cieniu na północnym brzegu, gdzie spokojnie
zjedliśmy nasze kanapki (niektórzy dzieli się chlebem z kaczkami, które tu mają
doskonale rozwinięty instynkt żebraczy).
widok z lasu na atrakcje zalewu
kaczka żebraczka
Mieliśmy tu
sympatyczne spotkanie z grupką jeźdźców, którzy przyjechali na koniach z
gospodarstwa agroturystycznego ze stadniną w Zachełmiu. Piękne rumaki
skorzystały z chwili ochłody w zalewie, gdzie mogły się napić wody.
koń by się napił
niech piją!
zauważam lekkie zdziwienie, a może zainteresowanie (urocza opaska ma za zadanie chronić przed muchami)
Jeźdźcy
odjechali (może się jeszcze gdzieś, kiedyś spotkamy...), a my pomaszerowaliśmy wschodnim brzegiem zalewu wśród sosen i ich
malowniczo poskręcanych korzeni.
korzeniowe wzgórze
jeszcze jedna pocztówka znad zalewu
Potem
kierownik poprowadził nas swoją ulubioną leśną ścieżką w kierunku Zagnańska. Tą
ścieżką można iść i iść bez końca. Zwłaszcza w upalny dzień – sosny pachną
oszołamiająco, a cisza panująca wśród nich to balsam dla uszu.
lato wśród sosen
Niestety,
ścieżka się skończyła, trzeba było zmierzać ku stacji kolejowej w Zagnańsku. Po
drodze jeszcze Jacek pokazał nam okazały tulipanowiec rosnący w jednym z
ogrodów.
tulipanowiec
I po
wycieczce. Krokomierz wskazał, że przeszliśmy 15,6 kilometra.
Zdjęcia– Edek, Janek i ja
Ciekawa trasa... jak została pokonana S7 ?
OdpowiedzUsuńPo wiadukcie przeszliśmy, jakiś taki zupełnie nieużywany. Na mapie tego przejścia nie widać, a w rzeczywistości jest. Trzeba wiedzieć...
UsuńMalowniczo i botanicznie.
OdpowiedzUsuńA wiesz że psianka ziemniak i pomidor to jedna rodzina?
Wiem. Widać to na przykład w kwiatach.
Usuń