Też tak
macie? Solidne zwiedzanie, powrót na kwaterę, krótki odpoczynek i zaraz by
człowiek gdzieś poleciał. Ja, niestety, cierpię na taką przypadłość. Na
szczęście w najbliższej okolicy Thalwil jest gdzie się wybrać na niedługi
spacer.
Gdzie by tu jeszcze polecieć?
Po powrocie
znad wodospadu poszłam do ciekawego parku w miejscowości Rüschlikon
(wiem, te szwajcarskie nazwy mogą człowiekowi język połamać).
Nazywa się on „Park im Grüene” (to od nazwy fundacji, która nim zarządza),
a popularnie mówi się o nim „Dutti- Park”. Ta druga nazwa pochodzi od nazwiska
założyciela parku Gottlieba Duttweilera.
Dutti- Park
Był to niezwykle prężny
przedsiębiorca, który w latach dwudziestych ubiegłego wieku rozwinął interes
handlowy, z którego wyrosła wielka sieć sklepów. W Polsce nie są one
znane, to mogę podać ich nazwę i nikt mnie nie posądzi o reklamę – to sieć
Migros (wymawiamy „migro”), w której można kupić świetne i jak na szwajcarskie
ceny niedrogie gotowe dania – kanapki, sałatki. Wiem, bo jadłam.
Przedsiębiorca nabył spoty kawał ziemi w okolicy Jeziora Zuryskiego i
założył tam własny park (jego tworzenie zajęło mu podobno 6 lat). W roku 1946 przekazał park we władanie wspomnianej fundacji,
a w rezultacie udostępnił publicznie.
kamień upamiętniający darowiznę
Park jest naprawdę ładny – z rozległymi trawnikami, pięknymi starymi
drzewami, niedużym stawem, restauracją, platformą z widokiem na jezioro i Alpy oraz innymi atrakcjami.
paulownia omszona kwitnie tak właśnie
parkowy staw
kiedy fotografowałam tę "rzeźbę" nad stawem, poruszyła głową
widok z parku na jezioro i słabo tego dnia widoczne Alpy
Dzieciaki mają tu plac zabaw, kolejkę i nawet teatrzyk kukiełkowy (dwie
ostatnie atrakcje akurat nieczynne były).
plac zabaw
trasa kolejki
W parku rozmieszczono też rzeźby – głównie prezenty dla poprzedniego
właściciela.
Znajduje się tu Instytut Gottlieba Duttweilera związany z pracą Migros.
budynek instytutu
A w
centrum parku koniecznie trzeba zobaczyć tak zwany „dom pod strzechą”. Powstał
on w latach trzydziestych jako domek tenisowy właścicieli oraz miejsce imprez
kulturalnych. I takim imprezom służył również po przekazaniu parku fundacji, uległ
pożarowi i po odbudowie został przeznaczony na miejsce upamiętniające
założyciela parku i jego małżonkę. Nie wiem, czy mają tam monitoring, ale
łaziłam zupełnie sama po domku, zaglądałam w każdy kąt, fotografowałam i nikogo
to nie zainteresowało.
dom pod strzechą
na pierwszym planie ogródek ziołowy pani Adele Duttweiler
wystawa prezentująca historię rodziny i firmy
współpraca małżonków - on jest autorem tekstu, ona ilustracji
zapiski Gottlieba
talerze według projektu Adeli
Drugi,
znacznie mniejszy park znajduje się w Thalwil. To „Traumgarten”, czyli ogród
marzeń, albo wymarzony ogród (jak wolicie). Tu wybrałam się w pochmurne
popołudnie, co może trochę zaszkodziło urodzie zdjęć, ale innych nie mam.
Czy nasze marzenia spełnią się za tą furtką?
Alejki w
tym parku prowadzą do uroczych ustronnych zakątków z ławeczkami, stolikami w
różnym stylu. Można posiedzieć przy londyńskiej budce telefonicznej, przenieść
się do japońskiego lub włoskiego ogrodu.
londyński zakątek
kula - formowany krzew i konstrukcja z zardzewiałych podków
ten już nigdzie nie pojedzie ...
Najbardziej
mnie zaskoczyło oczko wodne, nad którym rozlegał się żabi koncert. A żabki tam
tylko kamienne. Cóż – nagranie…
kaskada
"kumkająca" kamienna żaba
kamienna ozdoba nad basenem
Zajrzałam i
do przyjemnej altany wierzbowej umieszczonej na polance z rozległym widokiem.
Przeszłam
też tajemną ścieżką do domku Baby Jagi. Trochę tam strasznie, bo w gęstwinie
panuje półmrok, a i nietrudno się potknąć o stare spróchniałe pnie.
domek czarownicy
Spotkałam też dużo bardziej praktyczne domki.
domek dla dzikich pszczół
dom pszczelarza
Na koniec
zostawiłam sobie moje ulubione miejsce spacerów – promenadę spacerową nad
jeziorem. Było upalne popołudnie, ludzie wylegli na kocyki lub do wody.
Panowało uczucie spokoju i relaksu. Aż by się chciało iść i iść tym brzegiem do
późnego wieczora.
ta ławeczka już była pokazywana na blogu kilka lat temu (tu link)
na przystani
Jezioro Zuryskie i ośnieżone Alpy na horyzoncie
To na razie
tyle. Nie cieszcie się – szwajcarskie wspominki będą kontynuowane. Mam jeszcze
kilka ciekawostek w zanadrzu.
Bez pośpiechu z opowiadaniem.
Zdjęcia mojego wyrobu
Piękne miejsce...
OdpowiedzUsuńOwszem. I dobrze mieć kogoś, kto podpowie, gdzie iść. Bez Kasi nie wybrałabym się tam wcale, a tak zrobiła mi nawigację w telefonie i wysłała na spacer.
UsuńUrocze zakątki.
OdpowiedzUsuńOwszem. Szkoda, że tak daleko...
UsuńBardzo fajne opisy.
OdpowiedzUsuńTa rzeźba, która się ruszyła to żółw czerwonolicy - gatunek inwazyjny u nas.
Jeśli obserwujecie przyrodę podczas wędrówek to zapraszam na mój blog - https://przygodyprzyrody.pl/birdwatching-od-czego-zaczac-obserwacja-ptakow/
Dziękuję za informację. Myślę, że i w Szwajcarii ten gatunek jest obcy, może w parku hodują go jak w terrarium, z tym, że na wolności. Był sam, to może się nie rozprzestrzeni po okolicy.
UsuńZaś blog przyrodniczy bardzo mnie zainteresował. Można tam zaglądać w razie problemów z rozpoznaniem "obiektu" spotkanego podczas wędrówki.