Już samo hasło reklamujące muzeum „nie
znajdziesz tu nieboszczyków pod ścianą” brzmi zachęcająco, a potem jest tylko
lepiej i ciekawiej.
nawet bilet odbiega od sztampy
Po muzeum oprowadza miły i
kompetentny przewodnik. Ale, jak oprowadza! Wielu mogłoby się od Niego uczyć. Nie
było ani jednej nudnej pogawędki, ciągle zachęcał do myślenia, zadawania pytań,
sam pytał i cierpliwie wyjaśniał. Nawet moje głupiutkie nietechniczne uwagi
traktował z respektem. Bo wie, że każda droga prowadzić może do celu – wiedzy.
pan przewodnik i dłonie zwiedzających
I tak nas prowadził. Najpierw
zajrzeliśmy do zecerni. A tu szuflady, czcionki, złożone stronice, człowiek
może sam wszystkiego dotknąć, dowiedzieć się, co to jest „punkt typograficzny”,
a dzięki temu zrozumieć czcionki w komputerowo pisanym tekście.
zawartość szuflady zecerskiej - można dotykać, ale bez okularów nie byłam w stanie rozpoznać żadnej literki; szkoda, na przyszłość muszę być bardziej przewidująca
a tu gotowy skład strony
Potem sala z maszynami które
działają! I nie są potwornie wysmarowane, że strach podejść, jak w niejednej
zabytkowej hucie. Najpierw proste wyjaśnienie zasady działania linotypu, a
potem pokaz w akcji! Cud! Wszystko się obraca, przesuwa – żyje. Potem kolejne
maszyny – jedna to nawet mercedes. I prosty filolog, co całe życie miał do
czynienia z książkami, nagle widzi, skąd się te książki brały.
poznajemy działanie linotypu
Sami sobie drukujemy zakładki do
książek z logo muzeum (niestety – bez farby, ale może to i lepiej, bo się
człowiek nie wybabrze). Jak już karty wydrukowane, przystępujemy do składania –
podziwiamy zszywalnice introligatorskie, krajarki do papieru i prasy
introligatorskie. I książka gotowa! A tu jeszcze monotyp – ta maszyna nie
działa, ale i tak wzbudza zainteresowanie. Jaką ona ma klawiaturę – każdy
wariant litery ma swoje miejsce! Obok stoi maszyna do odlewania czcionek.
Można sobie wyobrazić ich wspólną pracę.
monotyp
połączona z nim maszyna do odlewania czcionek
tę maszynę za chwilę będę obsługiwać sama
tak działa ręczna zszywarka introligatorska
obsługa prasy introligatorskiej
I to
wszystko w prawdziwej czynnej drukarni przebiegałoby w trujących oparach
ołowiu! Przewodnik delikatnie co jakiś czas nam o tym przypomina. Nie sposób
nie cenić teraz starych książek.
Nawet nie
zauważyłam, że zwiedzanie muzeum trwało godzinę. Wiem, nie wszystko zapamiętałam,
ale i tak jestem przepełniona wiadomościami i zadowolona. Z ilu muzeów
wychodziliście z żalem, że już…? A z tego tak się wychodzi!
rzut okiem na jedną z sal muzeum
W dodatku
przed wyjściem obejrzałam w galerii muzeum „Przystanek Grafika” wystawę prac
graficznych Romana Muchy i jego córki Marzanny „Mistrz i uczeń”. A tam wśród
prac wyłowiłam świętokrzyski akcent. Sami zobaczcie.
fragment wystawy
Skąd my to znamy?
I jeszcze
jedno – zupełnie przypadkiem trafiłam do muzeum w towarzystwie niezwykle
sympatycznych blogerów z turystycznego bloga „Ruszaj w drogę!”. Zajrzyjcie na
ich blog – link z prawej strony. Warto poczytać i obejrzeć zdjęcia.
A o
Muzeum Drukarstwa więcej przeczytacie na jego stronie. Przy okazji pobytu w
Cieszynie wygospodarujcie godzinę na zwiedzanie. I to mówię wam ja, która nie
cierpi zwiedzać muzeów techniki!
Tak się złożyło, że do muzeum poszłam sama, więc zdjecia mojego autorstwa.
Wspaniała wycieczka. Dobrze , że pozwalali robić zdjęcia.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zabraniają tam, gdzie coś można wynieść. A te maszyny ciężkie są - kto by to ruszył?
UsuńPoza tym, muzeum naprawdę wspaniałe.
Drukarnie w starym stylu są dla mnie tajemnicą posiadłą przez niewielu... gorzej z ołowicą.
OdpowiedzUsuńOtóż to, ta choroba zabiła wielu drukarzy. Do pewnego stopnia komputer jest dla nich lekarstwem.
UsuńWidzę, że mamy podobne wrażenia :)
OdpowiedzUsuńChoć u nas jeszcze trochę minie, zanim przygotujemy zdjęcia i opiszemy Muzeum Drukarstwa, to powiem, że nasza relacja będzie w podobnym tonie :)
Dzięki za polecenie.
Pozdrawiam!
Relacja nie może być w innym tonie, bo po prostu prawdę musimy napisać! :))
UsuńCzekam z niecierpliwością na waszą opowieść, na razie śledzę nowości na Facebooku.
Cudne jest to moje zdjęcie z Panem Przewodnikiem :) widać pełne zaaangażowanie! Rety, kiedy my się weźmiemy za opracowywanie naszych wpisów. Aniu, podziwiam jaka jesteś sumienna :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa mam po prostu wakacje - i to bardzo długie, więc mogę sobie siedzieć przy komputerku.
UsuńCo do Twojego, Kasiu, zaangażowania, to ono Ci się potem przekłada na blog, bo świetnie się go czyta.