Przy okazji wędrówek często
przechodzimy przez wioski, gdzie nasze nadejście anonsuje ujadanie psów.
Dobrze, gdy tylko zza płota, ale często psiska wybiegają na drogę i wtedy nie
jest wesoło. Na szczęście po paru metrach szczekanie ucicha, nasze łydki całe i
zdrowe. Zdjęć tych piesków nie mamy z przyczyn oczywistych. Ale zdarzają się
też „słodcy agresorzy”. To zazwyczaj młode psiaki, które chcą nas „zacałować”
na śmierć. Nie jest łatwo uwolnić się od takiego napastnika. Przylgnie taki i w
trasę ani rusz.
No, daj się pocałować!
Nie odchodź!
Niestety, nie każdy pies ma swobodę
ruchu. Wiele przywiązanych do budy lub zamkniętych na podwórzu tylko tęsknie za
nami spogląda. Wolę nie zgadywać, czy to tęsknota za ruchem czy chęć wgryzienia się w świeże mięsko.
Gdzie oni tak idą i idą?
Już ja was zobaczę!
Zapraszam, a potem się zobaczy.
Może coś na ząb?
Natomiast wolne i swobodne psy
bezpańskie chętnie się do nas przyłączają. Najpierw taki obserwuje z daleka,
potem zaczyna się zbliżać cichaczem i wyszukuje najsłabsze ogniwo w grupie
czyli nieszczęśnika, który się do niego odezwie. I wtedy, to jużeś przepadł,
biedaku, nie odstąpi cię taki przybłęda ani na krok. A twoje próby odegnania za
pomocą pokrzykiwania potraktuje jak dobrą zabawę. Jeśli myślisz, że to do
ciebie zapałał łachmyta sympatią, mylisz się, on cię tylko tak zwodzi, a na co
liczy – dobrze widać na poniższych zdjęciach.
Sami tak jedzą, a o mnie nikt nie pomyśli.
Taki suchy? A wędlina gdzie?!
Nic nie dali, skąpiradła.
Z tym, że taki piesek na trasie nie
odstępuje nas na krok, nierzadko prowadzi, ale zachowuje należytą ostrożność.
Pamiętam jednego spryciarza, który na widok dziurawej kładki taktycznie został
za nami, zdecydował się na przejście dopiero, kiedy się przekonał, że my
bezpiecznie pokonaliśmy przeszkodę.
Kto pierwszy?
Nie uciekniecie mi, o nie.
Wspólne foto, no może...
Niektóre pieski tak się przywiązują
do grupy, że pokonują z nami cała trasę i dopiero na końcowym przystanku
zostają z solidną kanapką na przetrwanie. Jeden taki pozostawiony znalazł
przytułek jako stróż posesji obok przystanku.
Może nie widać dokładnie, ale tu wędruje z nami pies - rekordzista, który przeszedł trasę z Bodzentyna przez Św. Katarzynę, Klonów do Łącznej
Przykry był los sympatycznego
Morusa – pieska wielce towarzyskiego, który przylgnął do nas, a za nim biegła
właścicielka – miła dziewczynka. Wspólnymi siłami wysłaliśmy Morusa do domu.
Niestety, kiedy odwiedziliśmy to miejsce za jakiś miesiąc, Morus do nas nie
wybiegł, dołączył się do innej grupy i już nie odnalazł drogi powrotnej.
Morus, nie uciekaj!
Jest też jeden piesek przydrożny,
który stał się domowym. To Rudi. Janusz i Terenia spotkali go na trasie i
przygarnęli biedaka. Urocze to zwierzę opływa teraz w dostatki w postaci pełnej
miski, dużej porcji pieszczot i miłości oraz spacerów.
pierwsze spotkanie
psi raj
szczęśliwy pies to i z kotem się dogada
Tekst przygotowałam z okazji Dnia Psa, który przypada 1 lipca. Wiedzieliście o tym?
Zdjęcia - Ewa, Edek, Janusz i ja
Z okazji święta psiego... wszystkiego najlepszego naszemu RUDIEMU ! :)
OdpowiedzUsuńI wszystkim innym psiskom.
UsuńSuper psia relacja. Po cichu liczę właśnie na takiego, który pójdzie za mną i zostanie na lata. Po cichu przez rozsądek :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak często się takie pieski zdarzają. Twój też tam pewnie gdzieś czeka i może w końcu się spotkacie.
UsuńW imieniu RUDIEGO dziękuję za podjęcie tego tematu... hau,hau ! :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa kocham pieski i inne zwierzaki. A Ty , pogłaskałaś któregoś?
OdpowiedzUsuńPrzecież wiadomo. Żadnego! A gdzie ja bym potem ręce umyła?
Usuń